XXI.

151 21 6
                                    

Lucy

— Jeszcze raz przepraszam za niego. Ciężko go czasem nauczyć... no wiesz.

Znowu stałam przed gankiem mojej sąsiadki Darci, trzymając za obrożę Buckiego.

— Naprawdę nic się nie stało — powtórzyła już, któryś raz kobieta.

Darcy miała śniadą cerę i czarne krótko przystrzyżone włosy. Mieszkała dwa domy ode mnie, ale była jedyną osobą w okolicy, z którą byłam w stanie wytrzymać dłużej niż kilka minut.

Próbowałam już wielokrotnie zagaić rozmowę z sąsiadami. Po drugiej stronie dzielnicy mieszka niejaka Frida — rudawa dziewczyna o lekko skośnych oczach. Jeden jedyny raz, gdy zaprosiłam ją do siebie, przez pierwsze pół godziny znajomości zdążyła mi opowiedzieć, jak za czasów Plagi wypatroszyła całego jelenia, by zdobyć jedzenie, a potem jego skórę przerobiła na ładne buty. Do kolejnego spotkania nie doszło, głównie dlatego, że zaprosiła mnie do siebie, by pokazać mi owe buty.

Bardzo dziękuję za dodatkowe koszmary, wystarczą mi własne.

Nie poddałam się jednak i, gdy któregoś razu podczas spaceru z Buckim spotkałam przy dróżce chłopaka o imieniu Rony, po krótkim zastanowieniu zgodziłam się na spotkanie u niego w domu. Tym razem już na wejściu zrozumiałam, że nic z tego nie będzie, gdyż chłopak postanowił zacząć od wyjaśnienia, że za czasów Plagi z braku seksualnych wrażeń, postanowił wymyślić sobie partnerkę i od tego czasu jest z nim nawet po wszystkim. Pragnął mnie uprzedzić, bym nie czuła się zazdrosna. Już to widzę.

Najbardziej chyba jednak przeraziła mnie czterdziestoletnia kobieta na, którą wpadłam przypadkiem, a która handlowała kośćmi, jak mówiła, część należała do jej rodziny, część do przypadkowo spotkanych ciał, ale oferowała korzystne ceny. Resztę wieczoru spędziłam, wymiotując w łazience.

Przez długi czas myślałam, że nie będę w stanie spotkać kogoś normalnego, kto przetrwał Plagę. Mówiąc normalnego, nie oczekuję oczywiście pełnego zdrowia psychicznego, sama tak o sobie nie mogę powiedzieć. Jednak przydałoby się, żeby dana osoba nie powodowała u mnie gęsiej skórki. A do tego, z jakiegoś powodu (oczywiście podejrzewam tu wielką traumę), każda spotkana osoba nie potrafiła przestać rozmawiać o Pladze. Jakby chcieli porównać doświadczenia i to na samym wejściu. A przecież nie pyta się nowo poznanej osoby od razu o jej najbardziej dramatyczne doświadczenia. To wydaje się trochę nietaktowne.

Dlatego ucieszyłam się, gdy w końcu spotkałam na swojej drodze Darci — miała ona ponad pięćdziesiąt lat i jedno sztuczne oko, ale potrafiła jak nikt zrozumieć potrzebę trzymania pewnych rzeczy dla siebie.

— Jak oko? — spytałam, uśmiechając się do niej szczerze.

— Mogę wyjąć i sama zobaczysz — zażartowała, na co wybuchłam śmiechem.

— Cieszę się, że humor ci dopisuje. Może chciałabyś wpaść na herbatę?

— Oj kochana, z wielką chęcią, ale za pół godziny przyjeżdża lekarz z wizytą.

— Myślałam, że konsultacje masz w czwartki.

— Przełożyłam. W czwartki kości mnie bolą, taki już los.

— Jakbyś chciała, żeby ci w czymś pomóc, to się nie krępuj.

— Dziękuję, kochana.

— Chociaż tyle mogę zrobić za to, że mój pies ciągle próbuje obsikać ci kwiaty.

Pożegnałam się z Darci i schylona tak, by móc trzymać Buckiego, skierowałam się do mojego domku.

Gdy w końcu znaleźliśmy się w środku, mogłam się wyprostować. Bucky zaczął biegać wokół mnie, wymachując ogonem.

Plaga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz