09. Małe chwile słabości

203 8 0
                                    

(czwartek 4 września 1997)

Rano znowu miałem cholernego kaca. Przyzwyczaiłem się już do tego. Nie mogę stać się taki, jak mój ojciec. Nie chcę taki być. Wypiłem eliksir na kaca i rzuciłem zaklęcie odświeżające, po czym poszedłem na śniadanie.

~•~

Leaf była... Lekko niespokojna, zamyślona, nieobecna i roztrzęsiona, ale za wszelką cenę starała się to ukryć. Przysiadłem się do stołu. Już miałem zamiar zacząć jeść, gdy nagle zagadnęła mnie Minerva, nachylając się do mnie.

– Severusie, wiesz może co się stało Olivii, że jest taka, no wiesz... – wzięła oddech – Nieobecna... Roztrzęsiona? To do niej niepodobne.

– Nie wiem, ale znając ją, niedługo jej przejdzie. Nie martw się, Minervo, mogę z nią o tym porozmawiać, ale zapewniam cię, że wszystko jest dobrze.

– Severusie, martwię się o nią.

– Martwiąc się, tylko pogarszasz sprawę. – westchnąłem – Czemu Ty wszystkich traktujesz jak własne dzieci?

Westchnęła i dała mi spokój. Wypiłem kawę i już miałem zamiar wychodzić, gdy ktoś inny mnie zagadnął.

– Severusie? Możemy porozmawiać? Dokończysz opowiadać tą historię? – tak, to była Olivia.

– Wątpię, żebyś była w stanie jej dłużej słuchać. – po tym jak jest roztrzęsiona, to raczej reszty nie zniesie.

– Dzisiaj w moich komnatach o 21. – rzuciła twardo.

Rozeszliśmy się do swoich komnat i sal lekcyjnych.

~•~

Nie ma to jak siódmoroczni gryfoni! A w połączeniu ze Ślizgonami z tego samego rocznika dają mieszankę wybuchową! Po prostu najlepsze połączenie, jakie tylko mogło zostać stworzone! To była ironia.

– Granger!

– Tak profesorze?

– Co to jest asfodelus?

– To roślina z rodzaju lenowatych, profesorze.

– Błąd! To roślina, ale z rodzaju liliowatych!

Kontynuowałem przechadzanie się po klasie, Leaf robiła to po przeciwnej stronie sali. Zdążyłem odjąć Gryffindor'owi trochę punktów.

~•~

Sprawdziłem to, co musiałem i zasiadłem w fotelu z butelką ognistej i papierosem. Jest 20:30. Mam jeszcze trochę czasu. Przecież nie pójdę do niej i nie będę opowiadał jej historii na trzeźwo. Zacząłem rozmyślać i nim się obejrzałem, wypiłem prawie całą butelkę, spaliłem trzy papierosy i co najważniejsze, była za 5 minut 21. Wstałem i wyszedłem ze swoich komnat.

Zapukałem niezbyt mocno, ale szybko.
Po chwili otworzyła. Co ona miała na sobie na Merlina?! Bardzo krótkie, czarne dżinsowe spodenki i czerwony T-shirt z głębokim dekoltem, kończący się zaraz nad pępkiem.

– Co Ty masz na sobie Leaf? – nie wytrzymałem, musiałem zapytać.

– Odpłacam się tym samym. Ty pokazałeś mi co nieco, to ja pokażę Tobie. – tego już za wiele.

– Idź się przebrać Leaf. – stoi dalej w miejscu – Natychmiast! – poszła.

Wróciła w czarnej, za dużej  wełnianej bluzie. Ale spodenek nie zmieniła. Po prostu brak mi słów!

Zaprosiła mnie na kanapę, gdzie obok na stole stały już dwie butelki whisky. Dobrze, że fajki miałem swoje. Fajek tam nie było. No cóż.

𝐑any 𝐏rzeszłosci || drarry, ss x oc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz