40. Odważny tchórz

40 2 0
                                    

(wtorek 30 września 1997)

– Już po wszystkim! Uciekamy!

Złapałem Dracon'a za ramię niezbyt delikatnie i ruszyliśmy wszyscy biegiem w stronę wyjścia.

Wspomnienia nadal przewijały się w moim umyśle. Dodatkowo doszło nowe. Zostałem mordercą. Nigdy wcześniej nikogo bezpośrednio nie zabiłem. Co najwyżej uczestniczyłem w seriach tortur i w przypadku Lily tylko doniosłem, ale to już jest inna sprawa.

Teraz nie ma na to czasu. Pospiesznie wyszliśmy za drzwi. Czułem na sobie wzrok Potter'a. Zignorowałem to.

Korytarz wypełniał pył. Zawaliła się połowa sufitu. Toczyła się zacięta walka między pozostałymi tam kilkoma śmierciożercami a ludźmi z Zakonu Feniksa i nauczycielami oraz uczniami, oczywiście Gryfonami. Żadnego Ślizgona nie dostrzegłem.

– Już po wszystkim, uciekamy! – krzyknąłem, nie oglądając się na innych.

Pobiegłem prosto przed siebie, na drugi koniec korytarza. Oczywiście ciągnąc za sobą młodego Malfoy'a. Skręciliśmy za rogiem. Na szczęście udało nam się przedrzeć przez tłum walczących bez odniesienia cięższych obrażeń.

Kilka minut później, które wydawały się wiecznością, wydostaliśmy się na błonia. Teraz trzeba wydostać się za bramę. Po drodze dołączył do nas jeszcze Lucjusz.

Coś błysnęło w oddali i rozległ się krzyk gajowego – Hagrida. Nadal biegliśmy. Jeszcze chwila, a będziemy mogli się deportować.

Drętwota! – usłyszałem głos Potter'a kilkanaście metrów za mną i się odwróciłem.

Nie trafił. Czerwony promień przeleciał tuż koło mojej głowy.

– DRACO, UCIEKAJ! – krzyknąłem i puściłem jego ramię.

Odwróciłem się. Mnie i Potter'a dzieliło około 20 metrów. Uniósł różdżkę. Też uniosłem swoją, by się bronić. Wszedłem do jego umysłu, by wiedzieć, czego mogę się spodziewać. Wątpię, żeby zauważył.

Cruc... – odbiłem jego zaklęcie, zanim zdążył je wymówić do końca, zwalając go przy tym z nóg.

Incendio! – krzyknął jakiś śmierciożerca za Potter'em.

Natychmiast chatka Hagrida zaczęła się palić.

– Kieł jest w środku, ty diable! – krzyknął gajowy.

Cruc... – zaczął ponownie Potter, ale znowu odbiłem zaklęcie, na dodatek z kpiącym uśmieszkiem, który był tylko po to, by ukryć mój nie-uśmiech.

– Nie rzucisz Niewybaczalnych Zaklęć, Potter! – zacząłem donośnie, próbując przekrzyczeć płomienie, wycie Kła i Hagrida. – Brakuje Ci zimnej krwi i umiejętności...

Incarc... – ryknął.

Od niechcenia odbiłem jego atak.

– Walcz! – zawołał bojowym tonem – Walcz, Ty tchórzliwy...

– Nazwałeś mnie tchórzem, Potter? Twój ojciec atakował mnie tylko wtedy, gdy miał obok siebie swoich dobrych kumpli, więc jak nazwiesz jego? – spytałem sarkastycznie.

Drętwo... – zaczął tak samo odważnie, co wcześniej.

– Znowu zablokowane i znowu, i znowu, Potter, aż nauczysz się milczeć i nie otwierać umysłu przed obcymi!

Jakiś śmierciożerca stał za nim i zamierzał wszcząć następną bójkę. Biorąc pod uwagę obecność Zakonu Feniksa, w każdej chwili mogą się tu pojawić ludzie z ministerstwa. Trzeba uciekać, nie ma czasu na więcej bójek.

𝐑any 𝐏rzeszłosci || drarry, ss x oc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz