24. Z kociej strony

92 4 1
                                    

(wtorek 23 września 1997)

!3800 słów!

Właśnie stoję na korytarzu usiłując upilnować tego tłumu rozwydrzonych bachorów. Ich zawsze tutaj tyle było? Jedni próbują przedostać się do odpowiednich klas, w których mają następne zajęcia. Drudzy rozmawiają, próbując przekrzyczeć się nawzajem. A jeszcze inni, no właśnie...

– McLaggen, złaź z parapetu! Minus 10 punktów od Gryffindor'u!

Wystraszony na śmierć, zeskoczył z parapetu i oddalił się w panice z pola mojego widzenia.

Prawdę powiedziawszy, niektórzy prawdopodobnie nawet nie zdają sobie sprawy z mojej obecności tutaj. Prawdopodobnie, gdyby te matoły zdały sobie z tego sprawę, na owym korytarzu panowałby spokój jak makiem zasiał. Jak na lekcji, baliby się nawet głośno oddychać, a nie wspomnę już o rozmowach szeptem. W końcu nie bez powodu zyskałem opinię najstraszniejszego nauczyciela.

Przystanąłem i rozejrzałem się wokół, trzymając ręce splecione za plecami. Nagle zza rogu mignęła mi pewna blond czupryna należąca do pewnego delikwenta. Śpieszył się gdzieś bardzo. Przekręciłem głowę w bok. Zza rogu na drugim końcu korytarza mignęła mi ciemnobrązowa czupryna pewnego drugiego delikwenta z blizną na czole.

Brunet niósł kilka grubych tomów w rękach i oprócz tego jeszcze torbę na ramieniu. Co do niego niepodobne, miał zarzucony na głowę zbyt duży kaptur szaty, oraz próbował powstrzymać się, by się nie rozpłakać. Po obu jego stronach był Weasley z Granger, nie zwracający uwagi na jego samopoczucie. Ku nieszczęściu obojga, tłum przerzedził się na tyle, by wszyscy mogli się zobaczyć. Co oznacza, że w celu utrzymania pozorów, Malfoy może spróbować dogryźć Potter'owi. Czemu wszelkie ich potyczki muszą dziać się w właśnie mojej obecności?

Malfoy wykonał krok do przodu, Potter również. I następny. Są coraz bliżej siebie. Ciemnowłosy w dalszym ciągu patrzy na swoje buty, a blondyn ma wszystko gdzieś i idzie prosto przed siebie. Jeszcze jeden krok bliżej. Nie idą po dwóch przeciwnych stronach korytarza, lecz na tyle blisko, że na pewno zderzą się ramionami.

W końcu dzielą ich dwa metry odległości. Jeden metr... Pół metra... I... Bum! Zderzyli się ramionami. Potter upuścił książki na ziemię i z szoku stracił na moment kontrolę. Po jego policzku spłynęło kilka łez, które od razu pospiesznie wytarł rękawem. W tym samym momencie, schylił się też, by pozbierać książki z podłogi.

– Patrz, jak leziesz, ślepy debilu! – od razu warknął wkurzony blondyn, nawet nie patrząc, na kogo wpadł.

Tak oto Pan Potter zaczął szybko zbierać upuszczone tomiska z podłogi, nie zwracając uwagi na kogo przez przypadek wpadł. Gdy Malfoy rzucił swoim wrednym komentarzem, brunet upuścił dwie książki, które zdążył za ten czas zebrać i wzdrygnął się lekko. Zastygł w tej pozycji na dobre kilka sekund, zanim dotarło do niego, że przez głupiego Malfoy'a upuścił książki i prawie się rozpłakał.

– Odwal się, Malfoy! – krzyknął z wyraźną nienawiścią w głosie rudzielec, a dziewczyna posłała jasnowłosemu mordercze oraz besztające spojrzenie.

Dopiero potem blondyn spojrzał w dół, na Potter'a, i zorientował się, na kogo wpadł. Przez krótką chwilę wydawało mi się, że zrobiło mu się przykro i chciałby mu pomóc i go przeprosić, jednak zanim zdążyłem upewnić się w podejrzeniach, prychnął oskarżycielsko.

– A kogo my tu mamy? – powiedział, charakterystycznie przeciągając sylaby.

Ciemnowłosy jeszcze bardziej skulił się w sobie. Rudzielec, nadal nie zauważając stanu przyjaciela, chciał się rzucić na blondyna, ale wiecznie regulaminowa szatynka w porę go przytrzymała i skarciła szeptem.

𝐑any 𝐏rzeszłosci || drarry, ss x oc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz