(niedziela 28 września 1997)
Wbiegłem do gabinetu Starego Dropsa bez wcześniejszego uprzedzenia, nie podjąłem wysiłku zapukania. Na wpół zwisał z krzesła. Jego zawsze radosne oczy były zamknięte. Czerń, która początkowo sięgała tylko nieco za prawy nadgarstek, teraz była daleko poza nim. Z hukiem postawiłem fiolki z eliksirem na jego biurku; kilka rolek pergaminu spadło na ziemię.
– Dumbledore! Dumbledore, słyszysz mnie!? Albusie!? Odezwij się, jeśli tak, cokolwiek!
Jego ognistoskrzydły Feniks wzbił się ze swojej żerdzi i zaczął zataczać koła pod sufitem, śpiewając głośno.
– Zamknij się, ptaku. – syknąłem na niego, ale zignorował mnie.
Stary Drops wyglądał niemalże jakby był martwy. Gdyby poinformował mnie wcześniej, to może uniknąłby zaistniałej sytuacji. Nie moja wina, że jest aż tak nieodpowiedzialny i nie dba o zdrowie i życie innych.
Przyłożyłem policzek do jego nosa, a wzrok skierowałem na jego klatkę piersiową. Poczułem, że moje palce znowu zrobiły się zimne, ale to nie moment na wywody. Dla pewności przyłożyłem dwa palce do jego szyi. Zacząłem liczyć do dziesięciu.
Pod warstwą szat, jaką na sobie nosi, ruchu klatki nie było widać. Oddech był słabo wyczuwalny. Tętno powoli zanikało. Odchyliłem ostrożnie jego głowę i wlałem mu do gardła jedną fiolkę eliksiru. Z racji, że nie miałem wolnej ręki, korek został między moimi zębami. Odstawiłem fiolkę na blat, wyjąłem korek z ust i przez kilka następnych sekund obserwowałem zmiany zachodzące ze Starym Dropsem.
Ponownie przyłożyłem policzek do jego nosa, a palce do szyi i przez 10 sekund obserwowałem, czy jego klatka się rusza.
Na szczęście wyczułem puls i jego oddech nieco się pogłębił. Odsunąłem się i rozejrzałem się w poszukiwaniu Feniksa. Nadal krążył pod sufitem.
Po kilku minutach, które wydawały się wiecznością jego stan był stabilny, ale nadal był nieprzytomny. Dlatego wlałem do jego gardła drugą porcję eliksiru. Odczekałem jeszcze kilka minut, co raz spoglądając na ptaka krążącego pod okrągłym sklepieniem.
Z nudów przysunąłem sobie krzesło, które godzinę temu jednak wywaliłem na ziemię. Założyłem nogę na nogę i zaplotłem ręce na klatce piersiowej. Ze znudzoną miną oraz lekko kpiącym wyrazem twarzy obserwowałem, co się dzieje z Dropsem. Nie rozumiem, jak można być nieodpowiedzialnym do takiego stopnia. Na mojej głowie już zaczynają pojawiać się siwe włosy, a to wszystko przez Dumbledore'a i Czarnego Pana. Wstałem i usadziłem go w bardziej pionowej pozycji, żeby nie dostał zawału, gdy się obudzi. Po tym znowu zająłem swoje miejsce na krześle, oczywiście ze znudzoną miną.
Co kilka minut sprawdzałem stan, w jakim znajduje się najświętszy Albus. Feniks nadal zataczał szerokie koła pod sufitem, śpiewając głośno. Zaraz ludzie się zejdą z całego zamku, aby sprawdzić, co się stało.
- Zamknij się! - syknąłem na ptaka, ale spojrzał na mnie spode łba ostrym wzrokiem i postanowił zignorować moją uwagę.
Potrząsnąłem z załamaniem głową i wróciłem do obserwacji dyrektora. Mówiłem mu, że ma na siebie uważać, ale nie, jego horkruks jest ważniejszy. Oczywiście nie poprosi mnie o pomoc, bo jest jebanym Gryfonem i jest na to zbyt dumny, przecież poradzi sobie sam. Tak, szkoda tylko, że naraża przy tym nie tylko swoje życie i zdrowie, ale też całej magicznej Anglii, a nawet nie tylko, bo całej. Czarny Pan atakuje też, lub raczej szczególnie mugoli i charłaków, czyli ludzi niemagicznych.
W ciszy przerywanej skrzeczeniem ptaszyska Dumbledore'a minęło kilka następnych minut. Wyjąłem różdżkę z kieszeni i rzuciłem na niego kilka zaklęć diagnozujących. Stabilny, zaraz powinien się obudzić.

CZYTASZ
𝐑any 𝐏rzeszłosci || drarry, ss x oc
FanficCo, gdyby w życiu Severusa po latach pojawił się ktoś inny? Ktoś tak samo poraniony jak on? Severus podczas wakacji, będąc na Spinner's End, spotyka Olivię Leaf, która, jak się później okazuje, jest jego nową asystentką w Hogwarcie. Co tak bardzo j...