Jotaro i Kakyoin zostali dzisiaj obudzeni przez Josepha, wparował im do pokoju i zerwał z nich kołdry. Rozkazał im się spakować, ponieważ zabiera ich na koleją niesamowitą przygodę, lecz tym razem nie będzie ona zagrażała ich życiu. Joseph zamierza ich zabrać do swojej letniskowej willi na Hawajach. Chłopcy nie tak wyobrażali sobie pierwszy dzień wakacji, Kakyoin po krótkim namyśle zdecydował się na wyjazd, ale Jotaro nawet nie chciał o tym słyszeć. Zakrył głowę poduszką i kazał dziadkowi spierdalać. Joseph nie dawał za wygraną, otworzył szafę swojego wnuka i postanowił sam go spakować. Jojo gdy zobaczył że dziadek grzebie mu po szafach, wyskoczył z łóżka i zaczął się na niego wydzierać.
- Nie umiesz uszanować czyjejś prywatności, Staruchu?!- warknął odpychając go od szafy.
- Jak wstałeś to świetnie, pakuj się. Samolot odlatuje za dwie godziny.- oznajmił i zmierzał w stronę drzwi.
- Spokojnie Jojo, może ten wyjazd nie jest wcale takim złym pomysłem.- pocieszył Noriaki.
- Wyjazd sam w sobie może i nie, ale mam dość spędzania czasu z tym starym cymbałem.- wyjaśnił.
- Ale mógł nas uprzedzić wcześniej.- dodał Kakyoin.- Dalej Jojo, będzie miło.- uśmiechnął się do niego serdecznie.
Jojo mimo ogromnej niechęci, zgodził się na ten wyjazd. Miał serdecznie dość wizyt swojego dziadka, który był u nich częściej niż sam ojciec Jotaro. Chłopak wolałby spędzić czas ze swoim przyjacielem, ale w domu, a nie na drugim końcu świata bo jego szalony dziadek ma widzimisię. No ale polecieli, szczęście że tym razem Joseph nie siedział za sterami, bo w przeciwnym przypadku Jotaro by nawet na ten pokład nie wszedł. Holly wyściskała swojego synka na pożegnanie.
- Baw się dobrze synusiu, mam nadzieje że tym razem nie przyjedzie do mnie policja w twojej sprawie!-zawołała radośnie.
- Twoja matka to złota kobieta.- przyznał Noriaki.
- Ta.- mruknął Jojo.
- Mam nadzieje że wakacje wam się spodobają.- zawołał Joseph z uśmiechem.
- A możesz mi zdradzić dlaczego ciągle wyciągasz mnie i Noriakiego na jakieś swoje dziwne wczasy?- dopytał suchym tonem Jotaro.
- Chce żebyście mieli miłe wspomnienia, które zatuszują to co stało się w Egipcie.- wyznał skruszony starzec.
- Pozwól że ci wyjaśnię...- zaczął Jojo z wrogim spojrzeniem.- Nic nie zatuszuje tego co stało się w tym pierdolonym Egipcie! Twoje starania są daremne... To ostatni wyjazd z tobą, na który się zgodziłem.- wyznał i zamknął się w łazience.
- Eh...- westchnął Joseph.- Więc sytuacja się nie poprawia. A Holly tak się cieszyła że młody wraca już do normalności. Niestety to było złudne przekonanie....
- Czy Jojo ma już coś zdiagnozowane?- dopytał przejęty Kakyoin.
- No właśnie nie, Jotaro nie chce nawet słyszeć o wizycie u psychologa.- wyjaśnił.
- Nic nie obiecuje... Ale postaram się go jakoś nakłonić do terapii.- zaoferował uspokajając trochę starca.
- Dziękuje.- odparł i poklepał chłopaka po ramieniu.
Kakyoin czekał na swojego przyjaciela aż ten wróci, bardzo się o niego martwił. Widział że Jotaro ma wielką skazę na psychice po tych wszystkich wydarzenia. Chciał mu pomóc, ale co miał zrobić skoro Jotaro nawet nie chce rozmawiać na ten temat? Jak ma dojść do faceta który od zawsze był zamknięty w sobie? Ciężko pomóc takiej osobie. Jojo nie lubi rozmawiać o tym wszystkim, zapewne dlatego że się boi reakcji. Nie wierzy że ktoś mu może pomóc. W końcu Jotaro wyszedł z łazienki samolotowej. Na jego twarzy malowała się rezygnacja, widocznie miał dosyć wszystkiego.
- Lot trochę zajmie...- zaczął Noriaki przerywając ciszę.- Trzeba zająć czymś głowę. Co chcesz porobić?
- Posiedzieć w ciszy.- odrzekł siadając na kanapie i odchylając głowę do tyłu.
- Mamy cały samolot dla siebie. Twój dziadek zadbał żebyśmy mieli co robić podczas podróży.
- Wolałbym żeby przestał się mną tak interesować. Normalny dziadek przyjeżdża zwykle na święta albo raz w miesiącu, a niestety widzę jego gębę ciągle.- wyżalił się zasłaniając twarz czapką.
- To chyba dobrze że stara się zastąpić ci ojca pod jego nieobecność.- stwierdził.
- Ta, ale pragnę przypomnieć że mój ojciec żyje i ma się zajebiście tylko problem w tym że ma nas głęboko w dupie.- dodał obojętnym tonem.
Przez dłuższy czas, dwójka przyjaciół siedziała w ciszy. Jotaro drzemał, a Kakyoin czytał książki. Nagle poczuli wstrząs i krzyki pilotów. Jojo wstał i poszedł zobaczyć co się dzieje. Okazało się że jego dziadek zasiadła za sterami na jedną nano sekundę i już coś się stało. Coś tam powciskał i przestał działać jeden z silników. Jotaro miał już dość, spodziewał się ze za chwile dostaną komunikat że mają się ewakuować. Więc Jojo zabrał jeden ze spadochronów, założył go i bez słowa wyjaśnienia zabrał ze sobą Kakyoina i wyskoczyli. Noriaki nie wiedział o co chodzi, był tym wszystkim zdezorientowany. Wylądowali na jednej z wysp należących do Hawaii, ale nie na tej właściwej na której mieściła się letnia posiadłość Joseph. Jotaro chwile po wylądowaniu uznał że zrobił trochę głupio, bo skoro i tak byli blisko miejsca lądowania to może by nie umarli, gdyby zostali na pokładzie. Ale no już trudno.
- Coś ty zrobił?!- zapytał wzburzony Kakyoin.- Dlaczego wyskoczyłeś?!
- Bo staruch znowu coś zepsuł.- wyjaśnił spokojnym tonem, spojrzał w niebo i udało mu się dostrzec lądujący samolot.- Musimy iść w tamtym kierunku.
- Wyjaśnisz mi co się stało?- nalegał Noriaki.
- Silnik samolotu przestał działać, więc z obawy o nasze życie wziąłem spadochron i wyskoczyłem razem z tobą.- wytłumaczył.- Ale teraz widzę że udało im się wylądować.
- Ty głupku!- rzucił się na niego i przewrócił go na ziemie.- Wyskoczyłeś nie upewniając się czy uda im się bezpiecznie wylądować?! Ty to nazywasz ratowaniem życia?!
- Nie myślałem co robię, to był instynkt.- wytłumaczył, ale widać że trochę tego żałował.
- Ja z tobą nie wytrzyma, gdzie ty masz głowę?- zszedł z niego i usiadł załamany na piasku.
Zapadła cisza, która trwała już aż do zachodu słońca i dłużej. Nie ruszyli się praktycznie z miejsca, na którym wylądowali, mieli nadzieje że Pan Joestar zacznie ich szukać. Jotaro rozpalił ognisko, gdyż noc była dość chłodna, a Kakyoin siedział na brzegu i wpatrywał się w ocean. Nie chciał rozmawiać z przyjacielem, obwiniał go za wszystko co się stało, a Jojo wcale się tego nie wypierał. Zadziałał dość porywczo, lecz zrobił to z obawy o życie Noriakiego. Jotaro usiadł obok chłopaka, i chciał z nim pogadać. Kakyoin zareagował na to nerwowo i odepchnął przyjaciela, po czym odwrócił się by uniknąć kontaktu wzrokowego.
- Możesz przestać zachowywać się jak obrażony bachor?!- zapytał z podniesionym tonem.- Wiem że głupio zrobiłem, ale twoje obrażanie czasu nie cofnie.
- Nie liczę na to.- burknął.- Nie wiem jak można zrobić taką głupotę... Co się z tobą do cholery dzieje? Obchodzisz się ze mną jak z jajkiem, a ja chce wreszcie normalnie żyć!
- Podziwiam że masz do tego chęci.- odparł, po czym usiadł przy ognisku i wpatrywał się w ogień.
Niegdyś płomienie ognia były dla niego czymś zwykłym i kojarzył to z ciepłem. Lecz teraz kojarzył mu się ze zniszczeniem i końcem wszystkiego co niegdyś było. W sumie to nic już mu się nie kojarzyło z czymś przyjemnym. Wszystko dla niebo było w czarnych barwach. Miał wrażenie jakby cale jego dotychczasowe życie obróciło się w popiół. Nie umiał przyznać się przed bliskimi co czuje, starał się zachowywać normalnie, ale nawet on czasami nie umie opanować emocji. W dodatku tak silnych. Kakyoin zastanawiał się nad słowami przyjaciela, co uświadczyło go że wreszcie musi z nim szczerze porozmawiać. Ale nie miał na to dzisiaj mocy, musiał się z tym wszystkim przespać i się uspokoić. Również usiadł obok ogniska, raz po raz zerkał na Jotaro. Jego twarz była taka nieobecna, bardziej niż zwykle. Jego ciało lekko drżało, może z zimna a może ze strachu. Niedługo później Noriaki położył się na piasku i zasnął. Za to Jotaro miał bezsenną noc.
CZYTASZ
On ponad wszystko (JotaKak)
RomanceJotaro czuje się bez silny w starciu ze śmierci, zalany łzami klęczy przed salą operacyjną i błaga niebiosa o cud. Może tylko tyle, a najgorszy jest w tym wszystkim czas...