Rozdział 27

478 32 18
                                    


Rano gdy się obudzili, strasznie bolały ich kości, samochód nie jest najlepszym miejscem by spać w nim w czterech, ale i tak lepsze to niż mokry, zimny namiot. Joseph obudził ich i wydzielił każdemu jakieś bojowe zadanie. Polnareff miał znaleźć drewno na ognisko. Kakyoin i Jotaro mieli od nowa rozstawić namiot. Avdol miał przygotować im jedzenie, Joseph zabrał konserwy wojskowe, a wróżbita miał je przyrządzić.

- Panie Joestar.- Avdol spojrzał na niego.- Te konserwy od dwudziestu lat są przeterminowane.

- Bzdura.- odparł.- Konserwy mają to do siebie że nigdy się nie psują, dlatego mam ich w piwnicy mnóstwo. Gotuj, a nie gadaj.

- Byłeś w wojsku?- zapytał Jojo.

- Nie, ale dostałem na pamiątkę od mojego przyjaciela.- odpowiedział.

- Dał panu na pamiątkę niemieckie konserwy?- dopytał zdziwiony Avdol.

- Był Niemcem więc jakie inne miał mi dać?- odparł zmęczony pytaniami.- Gotuj to do cholery!

- Boje się tego nawet otwierać, nie dość że po terminie od dwudziestu lat to jeszcze od jakiegoś Niemca.- powiedział sam do siebie.

- W ogóle się nie znasz na tym co dobre.- wydarł się staruszek.- Jak nie chcesz gotować, to sam to zrobię, a wy żryjcie sobie mech i jagódki.- wyrwał mu puszkę z rąk i czekał aż Polnareff przyniesie drewno na opał.

Jojo i Noriaki, dzięki zgranej współpracy rozłożyli namiot, wreszcie był stabilny. Lecz i tak woleli nocować w samochodzie, było tam cieplej i bezpieczniej. Gdy Polnareff wrócił nie przyniósł ze sobą nawet lichej gałązki, za to miał ogromny bukiet złożony z wielu kwiatów i na włosach wianek, własnoręcznie upleciony. Joseph gdy to zobaczył normalnie się zagotował. Skrzyczał francuza od nieudaczników i sam poszedł szukać opału, a odchodząc powiedział tylko „Nikt mi w tym lesie nie pomaga". Reszta usiadła sobie w kółeczku na śpiworach, drewno nie było im potrzebne do ogniska, Avdol sam dawał radę podtrzymywać ogień dający im ciepło.

- Nie rozumiem dlaczego Pan Joestar tak się sra żeby zrobić z tego wyjazdu szkołę przetrwania.- zaczął Jean.- W ogóle nie skupia się na tym że znowu jesteśmy wszyscy razem.

- Wiesz dobrze jak on reaguje jak coś idzie nie po jego myśli.- wtrącił Avdol.- Sądził że z przyjemnością będziemy spać w błocie i jeść wojskowe żarcie z puszki.

- Trzeba będzie coś zrobić z tymi konserwami.- oznajmił Jotaro.- Jak je otworzymy to zrobimy z tego lasu komorę gazową.- wszyscy w śmiech.

Mimo to że chcieli spędzić ten czas w rezydencji Państwa Joestarów, a nie w zimnym, mokrym lesie, dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Może uda im się namówić staruszka aby wrócili wcześniej, aby zrealizować swoje plany, które można było wykonać wyłącznie w domowych warunkach. A do tego czasu, muszą cieszyć się tym co mają.

- Niedaleko stąd jest małe jeziorko.- oznajmił Avdol.- Macie ochotę popływać?

- No nie wiem.- odparł Kakyoin.- Mi ciągle jest zimno, chyba się przeziębiłem.

- Niech cię Jotaro rozgrzeje.- uśmiechnął się wlepiając w nich wzrok.- Uroczo razem wyglądacie. Taki kontrast, Jotaro taki łobuziak co chrzani reguła i Kakyoin co wygląda jakby się bał własnego cienia.

- Nie przesadzaj.- zmarszczył czoło Noriaki.- Nie rozumiem dlaczego masz mnie za taką ciotę skoro wiesz że nie raz wykazałem się ogromną odwagą i męskością.

- Nie mam cię za ciotę.- no może trochę, dodał w myślach Jean.- Po prostu jesteś uroczy i pasujesz do Jotaro.

- Nie gorączkuj się Loczku.- dodał Jojo, posadził Noriakiego na swoich udach i delikatnie masował jego podbrzusze, na twarzy Kakyoina pojawiło się zrelaksowanie.

On ponad wszystko (JotaKak)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz