Rozdział 26

496 33 25
                                    


Kilka dni później, Joseph przyjechał aby zabrać wnuka i jego chłopaka do siebie. Chciał aby dobrze wykorzystali ostatnie dni wakacji. Jotaro długo nie chciał się zgodzić na lot samolotem razem z dziadkiem, ale nie miał wyboru. O dziwo nic strasznego się nie wydarzyło. Już na wejściu obu chłopców przywitała Suzi, mocno ich wyściskała. Jojo i Kakyoin nie byli jedynymi gośćmi w rezydencji państwa Joestarów. Na kanapie siedzieli Avdol i Polnareff.

- Chłopaki!- zawołał radośnie Polnareff i rzucił się na nich z przytulasem.- Jak my się dawno nie widzieli.

- Jak tam zdrowie Kakyoin?- zapytał Avdol podchodząc do nich.

- Już wszystko dobrze.- odparł.- Przeszedłem rehabilitacje, niedawno przyjąłem ostatnią dawkę leków, Jotaro i pani Holly wspierali mnie. Moje życie jest normalne i wspaniałe jak jeszcze nigdy.

- Bardzo się cieszymy.- dodał wróżbita.

- Fajne bryle Kak.- wtrącił Jean.- Mogę przymierzyć?

- Wolałbym nie...- zachichotał poprawiając okulary.

- Ok.- zawołał w odpowiedzi.- Będziemy się świetnie razem bawić, zrobimy sobie piżama party, będziemy oglądać horrory, napierdalać się poduszkami i smażyć panki nad Avdolem!- krzyknął radośnie Polnareff.

- Hola!- wtrącił Joseph.- Po pierwsze, żadnego ognia w mieszkaniu. A po drugie, nie będziemy siedzieć w domu, zabieram was na męską wyprawę do lasu. Przyda wam się trochę szkoły przetrwania.

- Szkołę przetrwania to my z tobą mamy zawsze.- odrzekł Jotaro wkładając ręce do kieszeni, reszta zaczęła się śmiać.

- A tobie my się dodatkowo przydała lekcja dobrych manier, być mógł okazać dziadkowi trochę szacunku.- burknął starzec.- Ale mniejsza z tym, wyruszamy gdy zajdzie słońce.- zadecydował.

- A dlaczego akurat wtedy?- dopytał Jean.- Jest pan wampirem że po zmroku chce tylko pan wychodzić?- znowu wszyscy w śmiech.

- Widzę że humorki wam dzisiaj wyjątkowo dopisują. Kilka dni w lesie będzie dla was jak znalazł.

Wyjechali po zmroku, cisnęli się w jedynym samochodzie, raczej słabo przystosowanym do podróży. Przez wyboje na leśnej ścieżce, Kakyoin dostał choroby lokomocyjnej. Joseph dał mu miętowego cukierka i kazał nie zabrudzić samochodu. Wjechali w głąb lasu. To była już ta pora gdy drzewa przybierała postaci demonów, a jakikolwiek dźwięk sprawiał że przeszywały ich dreszcze przerażenia. Joseph wyszedł z samochodu i zaciągnął się leśnym zapachem.

- Wysiadamy panienki.- zawołał otwierając tylnie drzwi.

- Dlaczego pan nas zabrał do takiego strasznego lasu?- zapytał z wyrzutem francuz.- Myślałem że pojedziemy na jakąś działeczkę, a nie do sceny jak z horroru.

- Przecież chciałeś oglądać horrory.- odrzekł starzec wyciągając z bagażnika namiot.

- Oglądać, a nie być jednym z bohaterów. Z własnej woli nigdy bym się do takiego koszmaru nie wybrał!

- Widziałeś już w życiu straszniejsze rzeczy, a to tylko las.- wtrącił Avdol.

- No dokładnie.- przytaknął Joseph.- Tak więc nie marudzimy, tylko pomagamy rozkładać namiot.

- O nie, ja śpię w samochodzie.- uprzedził stanowczo Jean.

- No, my też.- dodał Jotaro.

- To ma być szkoła przetrwania, a nie ciotowate przyjęcie w samochodzie.- Joseph powoli tracił cierpliwość, zamknął samochód i schował klucz tak aby żaden z nich nawet nie próbował go zabrać.

On ponad wszystko (JotaKak)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz