29. Nie było tylko jego.

221 12 128
                                    

Był poniedziałek. Niestety oznaczało to, że musiałam wreszcie pójść do szkoły.

Jedynym pocieszeniem było to, że odwołali nam jakieś lekcje, z racji tego, że kilku nauczycieli było na zwolnieniu. Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale nie interesowało mnie to. Przynajmniej kończyłam szybciej zajęcia.

Weszłam do budynku szkoły z niemrawą miną na twarzy i otoczyłam wzrokiem korytarz. Dzisiaj przyjechałam autobusem, więc póki co byłam sama. Nie widziałam też w pobliżu nikogo znajomego.

Ruszyłam w kierunku szafki, która na moje nieszczęście musiała znajdować się aż po drugiej stronie placówki. Nie mogłam nic na to poradzić, dlatego jedynie przyspieszyłam kroku.

— No proszę, proszę. — Dobiegł mnie szyderczy głos zza pleców. — Wyglądasz, jakby przejechała cię koparka.

Przewróciłam oczami, bo doskonale wiedziałam, kto za mną stoi. Naprawdę nie miałam ochoty na utarczki słowne z Sherry, tym bardziej, że nie tylko wyglądałam, jakby coś mnie przejechało, ale tak też się czułam.

— Daj spokój, Dawson — odezwałam się, nawet się nie odwracając. — Dobrze wiesz, jak to się skończy, a ja nie mam ochoty mieszać cię z błotem.

Westchnęłam, gdy dziewczyna się nie posłuchała i po tym, jak mnie dogoniła, stanęła naprzeciw.

— A to naprawdę dziwne — zaśmiała się szyderczo, a ja jedynie przewróciłam oczami. Teraz przydałby mi się dzwonek na lekcję. — Znając ciebie nie przepuściłabyś takiej okazji do kłótni, mam rację?

— Nie znasz mnie, Sherrilyn — ucięłam krótko, próbując ją wyminąć, ale skutecznie mi to utrudniała. — Najlepiej by było, gdybyśmy nie wchodziły sobie w drogę.

— Boisz się, że będziesz miała kłopoty?

Milczałam. Przepchnęłam się obok niej, już prawie wchodząc między ludzi, ale zatrzymała mnie kolejnymi słowami.

— To prawda, że wyjechał? — urwała, czekając aż się odwrócę, co zrobiłam, wiedziona przez ciekawość. — Ace Moyer — dodała, jakby nie była pewna, czy wiem, o kogo jej chodzi.

Wiedziałam.

Odetchnęłam głęboko, starając się opanować kumulujące się we mnie emocje i chyba nawet dobrze mi to wychodziło, bo odpowiedziałam bez zająknięcia.

— A co? Szukasz sensacji?

Rudowłosa prychnęła, odgarniając z twarzy włosy i uśmiechnęła się wywyższająco, tak jakby tym razem całkowicie panowała nad sytuacją.

— Obie dobrze wiemy, że największą sensacją tej szkoły jest właśnie on. Mroczny Książę. — Podeszła do mnie jeszcze bliżej i oceniła mnie kpiącym spojrzeniem. — Powiem ci, że nie spodziewałam się, że zabawi tu tak krótko. Bez niego będzie nudno.

Zniecierpliwiona przewróciłam znowu oczami i odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale Sherry w ostatniej chwili zdołała złapać mnie za nadgarstek.

— Boli cię to prawda? Widać to po tobie. Może uważasz mnie za głupią, ale tak nie jest. Mieszkam w tej okolicy od urodzenia i przez te wszystkie lata nauczyłam się, że ludziom należy się przyglądać, bo każdy ich najdrobniejszy błąd może być tym decydującym. A tobie przyglądam się, odkąd zajęłaś moje miejsce w ławce. Ja zawsze walczę o swoje. Walczę o to, czego chcę i czego pragnę. Każdym możliwym sposobem staram się zatrzymać przy sobie to, na czym mi zależy — zaśmiała się gorzko i ściszyła nieco głos, tak bym tylko ja zdołała ją usłyszeć. Wokół nas zrobiło się już niemałe zbiorowisko. — I dam ci dobrą radę. Nie próbuj zatrzymać kogoś, kogo nie obchodzi to, że cię traci. I dobrze wiesz, o kim mówię, Rosalie Williams.

The dark prince ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz