17. Jesteś kłamcą, Rosalie.

160 8 147
                                    

Byliśmy dwoma samochodami. Lee, Lori i Heath jechali z Mike'iem, a ja razem z Greysonem. Droga zajęła nam jakieś pół godziny.

Przez cały czas śmialiśmy się, obgadywaliśmy innych ludzi, nabijaliśmy się z siebie samych i opowiadaliśmy historie ze swojego życia. Przed nami jechała reszta naszych przyjaciół, którzy prowadzili nas do celu.

Kiedy byliśmy już na miejscu, chłopak zaparkował od razu obok drugiego auta i zerknął na mnie. Byłam niesamowicie zszokowana widokiem, jaki prezentował się tuż przed nami. Niespodzianką, którą przygotowali oni dla mnie z okazji urodzin był dzień spędzony w parku rozrywki.

Nigdy, ale to przenigdy w całym swoim życiu, nie byłam w takim miejscu.

Przed nami rozciągały się najrozmaitsze atrakcje. Diabelski młyn, kolorowe kolejki, strzelnice, elektryczne samochodziki, kaczuszki, gry i inne miejsca, przy których można było dobrze spędzić czas. Słychać było radosne krzyki dzieci, rozmowy dorosłych i korzystających z życia roześmianych nastolatków, zjeżdżających na niekoniecznie stromych kolejkach górskich.

Z całą pewnością byłam tym wszystkim zachwycona. Oczywiście zauważył to Scott, który nie potrafił opanować napadu śmiechu, na widok mojej reakcji. Walnęłam go w ramię, przewracając oczami, po czym natychmiast wysiadłam z jego samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Tu jest niesamowicie! - przyznałam z radością, omiatając spojrzeniem otoczenie.

- Gwarantuję ci, że nie zapomnisz tego dnia do końca swego życia. - Wyszczerzył się szeroko w moją stronę i ruszył naprzód.

Nie zapomnisz tego dnia do końca swego życia.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na pozostałych, którzy od razu do nas dołączyli.

- Dziękuję wam - odparłam szczerze, czując się wprost wniebowzięta.

Było bardzo dobrze pierwszy raz od długiego czasu.

Nawet nie wiem, kiedy się rozdzieliliśmy. Weszliśmy przez bramę z ogromnym, neonowym napisem na czele. Chłopacy poszli na strzelnicę, a ja z dziewczynami kupiłam sobie watę cukrową, po czym we trójkę zrobiłyśmy sobie zdjęcia w foto budce.

Później powtórzyliśmy to, tym razem całą grupą, co wyszło naprawdę śmiesznie. Zakładaliśmy czapki i okulary, robiąc przy tym zabawne miny. Potem każdy z nas wziął ze sobą jedną kopię zdjęć i schował ją do kieszeni. Bawiłam się naprawdę świetnie.

Następnie poszliśmy na elektryczne samochodziki. Miałam wrażenie, że nasz śmiech słychać na drugim końcu świata, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nie brakowało żartów Mike'a, a nawet typowej niezdarności Greysona, który przy wychodzeniu ze swojego samochodziku, potknął się o próg, zahaczając o niego prawą stopą, przez co wywalił się, upadając prosto na twarz. Przez następne pięć minut wyzywał te przeklęte samochodziki. Aż strach było pójść z nim na diabelski młyn bądź kolejkę górską.

- Idziemy tam? - zapytałam w pewnym momencie, wskazując na stoisko, przy którym można było wygrać miśka.

- No jasne, że tak! - Usłyszałam odpowiedź.

Całą grupą ustawiliśmy się przy stoliku. Wzięłam do ręki jedną z lotek, którymi trzeba było trafić w balony z helem, zawieszone na podłużnej desce.

- Jeśli uda ci się trafić wszystkie, wygrywasz pluszaka - oznajmiła smętnie kobieta, która była tu raczej z przymusu niż z własnej woli, bo nie wyglądała na zadowoloną.

Spróbowałam swoich sił w grze, ale z trzech balonów trafiłam jedynie dwa. Niestety przegrałam. Potem przyszła kolej na Scotty'ego i Mike'a. Nikomu z nich nie udało się wygrać. Greyson w dodatku miał pecha i nie zestrzelił nawet jednego balonika, przez co trochę się wściekł.

The dark prince ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz