Przysięgam, że piątek był dla mnie niczym sen. Wszystko działo się jak za mgłą. Milczałam do końca dnia, od momentu, kiedy Mike znalazł mnie na moście, wpatrzoną bez celu w nieokreślony punkt przed sobą. Zawiózł mnie do domu, ale żadne jego słowa do mnie nie docierały. Pamiętam, że się uśmiechał, jakby pocieszająco, ale nie potrafiłam się zmusić do odpowiedzenia mu tym samym.
Ciężko było mi przetrawić uzyskane informacje. Sama nie wiem, czemu to mnie tak dołowało. Nie byłam zła ani przerażona. Byłam zwyczajnie zawiedziona. Ale przecież ja nawet nie lubiłam tego chłopaka o oczach koloru nocnego nieba.
Może to dlatego, że widoczne było między nami tak wiele podobieństw i miałam wrażenie, jakbym okłamała samą siebie? Nie wiem. Z wielką trudnością przychodziło mi logiczne myślenie.
Następnego dnia wszystko wydawało się być monotonne. Czas ciągnął się niemiłosiernie. Była sobota, a więc nie miałam nic do roboty. Mogłam posprzątać pokój albo zrobić lekcje, ale z reguły byłam osobą leniwą i robiłam wszystko na ostatnią chwilę. Cóż, nikt nie jest idealny.
Clare nie skomentowała wczorajszego dnia ani słowem, więc na razie starałam się jej unikać.
Tak jakbyś nie robiła tego wcześniej.
No dobra. Fakt faktem.
Kiedy rano się obudziłam, nie miałam na nic chęci. Wpatrywałam się w nieskazitelnie biały sufit, ale nic nie przy chodziło mi na myśl. Co miałam zrobić ze swoim życiem?
W sumie nie potrzebne były mi takie rozważania. Doskonale wiedziałam, że ostatnio działałam impulsywnie i nie byłam w stanie przewidzieć przebiegu kolejnego dnia.
Myślałam nad tym, żeby zadzwonić do kogoś z przyjaciół, ale telefon leżał za daleko, więc zrezygnowałam z tego pomysłu. A wtedy uświadomiłam sobie, że jest coś co powinnam zrobić. Co właściwie mogłam zrobić wczoraj, ale byłam tak skołowana i zdruzgotana, że nie byłam w stanie.
Miałam odwiedzić Greysona.
Kto wie? Może nawet już się wybudził? Szczerze na to liczyłam. Chciałam z nim porozmawiać i wreszcie wrócić do początku naszej beztroskiej przyjaźni.
Wstałam, ubrałam się i zeszłam po cichu na dół. Co dziwne, nigdzie nie zobaczyłam Clare, która zwykle kręciła się po salonie bądź kuchni. Możliwe, że siedziała gdzieś na górze, w swoim pokoju. Do tej pory nie wiedziałam, gdzie się znajdował, ale nie chciałam tego wiedzieć.
Zrobiłam sobie kanapki i herbatę, po czym zjadłam śniadanie, powtarzając sobie jak mantrę w głowie, że teraz będzie już tylko lepiej. Nie wychodziło mi to za dobrze – byłam urodzoną pesymistką, więc mimo woli pojawiały mi się w głowie najgorsze scenariusze.
Włożyłam naczynia do zlewu i westchnęłam cicho, wracając do pokoju po telefon. Założyłam kurtkę, bo pogoda na zewnątrz nie zachwycała. Sprawdziłam jeszcze rozkład jazdy autobusów i dla pewności wyszłam z domu piętnaście minut szybciej, żeby się nie spóźnić.
Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu autobusem jechał ten sam kierowca, co ostatnim razem, więc z ogromną satysfakcją wsiadłam przednimi drzwiami i posłałam w jego kierunku szeroki, fałszywy uśmiech. Mężczyzna burknął coś cicho pod nosem, ale nie zdążył w żaden sposób zareagować, bo przeszłam na tyły pojazdu.
Miałam szczęście, bo w przeciwieństwie do dni powszednich, w sobotę transportem publicznym podróżowało o wiele mniej ludzi. Zdołałam nawet zająć miejsce.
Miałam dziwnie złe przeczucie co do tego dnia. Ten dzień nie miał prawa skończyć się dobrze – czułam to w kościach. Miałam nadzieję, że to tylko jakieś chore omamy, a moja intuicja robi sobie ze mnie żarty.
CZYTASZ
The dark prince ✔
Ficção AdolescenteRosalie Williams - mimo własnej woli - jest zmuszona przeprowadzić się do swojej wyniosłej i surowej babki mieszkającej w Nashville. Jej życie zawsze było pasmem nieszczęść, ale kiedy umiera jej matka, dziewczynie zdaje się, że gorzej już być nie mo...