W głowie mi huczało. To już kolejny raz. Wiedziałam, że nie powinnam tu przyjeżdżać. To miejsce skrywało więcej niebezpiecznych sekretów niż do tej pory podejrzewałam. W ciągu tak krótkiego czasu zdążyło się już tyle zdarzyć.
Wmawiałam sobie, że jestem odważna i wszystkiemu stawię czoła, ale okłamywałam samą siebie. Byłam tym cholernie przerażona. Bałam się. I to bardzo.
„Powinnaś stąd uciekać, dopóki daję ci czas. To tylko ostrzeżenie."
Wciąż na nowo odtwarzałam te słowa, które ciągle utwierdzały mnie w przekonaniu, że nie powinno mnie tu być. A może ktoś robił sobie ze mnie żarty? Może chciał pokazać, że jak tchórz ucieknę z tego miasta, tylko dlatego, że dostałam list?
Dobrze wiesz, że to nieprawda. List był od tego człowieka, na którego wpadłaś.
I wtedy jeszcze raz powróciłam do tego momentu. Chwila nieuwagi i wpadłam na zakapturzoną postać. Wydawała mi się podejrzana, ale to zignorowałam. To nie mógł być przypadek. Ten człowiek pojawił się znikąd, tak nagle. Musiał wyjść zza rogu i wtedy to się stało. Kiedy przytrzymał mnie w pionie, zapewne wsunął mi list do kieszeni plecaka. Nie wykluczałam też innych opcji, ale ta była najprawdopodobniejsza. Ktoś mi groził i to już nie pierwszy raz.
Ktoś chce się ciebie pozbyć.
Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim sądzić. Nie mogłam też nikomu o tym powiedzieć, bo nie ufałam innym na tyle, by dzielić się z nimi swoimi sekretami.
Pozostało mi tylko czekać.
~*~
- Musisz tam być! To nie podlega dyskusji! - Słyszałam już któryś raz z kolei.
- Ale ja nie zamierzam dyskutować! - Otworzyłam szafkę, chowając w niej książkę od historii. Nienawidziłam historii. Wolałam przedmioty logiczne, a nie te do wkuwania na pamięć.
- Nie? To czemu ciągle się sprzeciwiasz? - zapytał oskarżycielsko Mike, opierając się bokiem o ciąg szafek i zakładając na piersi ręce.
Przewróciłam oczami, mając powoli dość tego ciągłego przekonywania mnie do imprezy u Marco.
- Nie będziemy o tym rozmawiać, bo ja już postanowiłam - ucięłam, zatrzaskując gwałtownie szafkę i odwracając się w jego kierunku.
Chłopak wzdrygnął się na ten ruch, ale nie zmienił swojej pozycji, skanując mnie obrażonym wzrokiem.
Jednego się o nim nauczyłam. Jones był jak mała dziewczynka. Ciągle się obrażał, albo cieszył z błahych powodów, a poza tym miał naprawdę zmienny nastrój.
- Kobieto! - Wyrzucił ręce w górę, podkreślając tym swoją frustrację. - To będzie drama stulecia! Musimy tam być!
- Ja - Wskazałam na siebie ręką, tłumacząc mu to jak przedszkolakowi. - nie muszę. Ty też nie musisz. Możesz tam iść, jeśli chcesz, ale ja nie idę. Czy to w końcu do ciebie dotarło!? - wrzasnęłam.
- Spokojnie, chmurko! Ja nie chcę umierać - zaśmiał się, po czym wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Wspominałam coś o zmiennym nastroju?
Czułam jak zaczyna mi drgać powieka, a dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści. Mike zaczynał działać mi na nerwy.
- Jaką masz teraz lekcję? - zapytał, zmieniając temat. Chyba widział, że jestem już na skraju wybuchu i nie chciał już tego ciągnąć.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wychowanie fizyczne - wręcz wycedziłam.
CZYTASZ
The dark prince ✔
Novela JuvenilRosalie Williams - mimo własnej woli - jest zmuszona przeprowadzić się do swojej wyniosłej i surowej babki mieszkającej w Nashville. Jej życie zawsze było pasmem nieszczęść, ale kiedy umiera jej matka, dziewczynie zdaje się, że gorzej już być nie mo...