Cisza. Nie słyszałam już miarowego tykania zegara, czułam się, jakby czas się zatrzymał. Wzięłam urywany oddech, by po chwili wypuścić powietrze z ust. Wciąż zaciskałam i rozprostowywałam dłonie, jakby miało to w czymś pomóc.
Było mi na przemian zimno i gorąco. Musiałam się pilnować, aby nie zapomnieć o oddychaniu, co było w tamtej chwili bardzo trudne.
Wpatrywałam się w jeden punkt przed sobą niezmiennie od dawna. Nie wiem, ile czasu już tam siedziałam, na tym twardym, metalowym, niewygodnym krześle, czekając na nieuniknione.
W głębi duszy wciąż liczyłam na cud, ale to byłoby zbyt piękne. Nie chciałam żyć nadzieją, bo to mogłoby mnie zgubić. Nie płakałam, bo musiałam być silna. Dla mojej mamy i przede wszystkim dla siebie.
Wokół mnie nie było żywej duszy. Wszyscy gdzieś sobie poszli, jakby nie chcieli na mnie patrzeć. Cóż im się dziwić? Określenie, że wyglądam jak śmierć było adekwatne. Miałam podkrążone oczy, bladą twarz i zapadnięte policzki, a moje brązowe włosy przypominały bocianie gniazdo. Nie spałam chyba od kilku godzin, ale dla mnie to była wieczność. Nie byłam pewna, czy nie minęło kilka dni, bo nie wiedziałam, ile czasu upłynęło.
Nie było tu ze mną nikogo, kto podtrzymywałby mnie na duchu, ale nie była mi potrzebna niczyja obecność. Nie odwiedziła mnie nawet Sofia, ale nie miałam jej tego za złe, bo stało się tak z mojej winy. Kiedy dostałam od niej wiadomość z zapytaniem, czy wszystko w porządku, odpisałam, że nie musi się martwić, że to był tylko fałszywy alarm, a ja wróciłam autobusem do domu. Nie wiem, dlaczego skłamałam. Może dlatego, że nie chciałam jej litości.
Nienawidziłam litości, brzydziłam się nią. Już wystarczające były wyobrażenia spojrzeń uczniów z mojej szkoły, gdyby dowiedzieli się o moim tak ciężko skrywanym sekrecie, a mianowicie, że miałam chorą matkę.
Najgorsze, co mogłabym w tej chwili usłyszeć to: „Będzie dobrze" i „Jak mi przykro". Z całą pewnością wolałam milczenie.
Czy ludzie nie rozumieją, że takie słowa bolą, a przez nie człowiek chodzi jeszcze bardziej zdołowany?
Ale są wyjątki. Trevor i jego kumple śmialiby się ze mnie do rozpuku. Jednak pozostali zachowaliby się jak klony. Te same słowa. Te same twarze. Te same czyny.
Nie chciałam, żeby powtórzyła się historia sprzed lat, kiedy to mojego ojca wsadzili do więzienia. Pamiętałam doskonale te odprowadzające mnie spojrzenia. Patrzyli, kiedy myśleli, że tego nie widzę. Ale ja widziałam ten wzrok i szepty na temat mojej jakże trudnej sytuacji.
Dlaczego ludzi tak bardzo interesuje życie innych? Czy nie mogą zająć się swoim?
Czekałam i czekałam niemiłosiernie długo, aż w końcu przyjdzie lekarz i oznajmi mi, że to już koniec. Może nie powinnam tak myśleć, ale chciałam, by to już wreszcie się stało. Chciałam, żeby wszyscy dali mi święty spokój. A o czym najbardziej marzyłam? O tym, żeby mieć normalne życie. A to nie stanie się nigdy. Po prostu mam w życiu pecha, a szczęście omija mnie szerokim łukiem.
Wystukiwałam przypadkowy rytm, uderzając palcami w metalowe krzesło. Dźwięk roznosił się cichym echem, odbijając się od białych ścian korytarza. Gdzieś z daleka dochodził dźwięk skrzypienia otwieranych drzwi i ciche kroki.
To wszystko jest tylko snem, w którym utknęłaś na zawsze.
Opuściłam głowę, zaciskając ciężkie powieki. Ile bym dała, by obudzić się z tego koszmaru. Chciało mi się wymiotować, ale od tak dawna nic nie jadłam, że nie byłam w stanie. Siłą woli trzymałam się świata żywych. Nie mogłam stracić przytomności, bo w każdej chwili mogła przyjść pielęgniarka lub lekarz.
CZYTASZ
The dark prince ✔
Teen FictionRosalie Williams - mimo własnej woli - jest zmuszona przeprowadzić się do swojej wyniosłej i surowej babki mieszkającej w Nashville. Jej życie zawsze było pasmem nieszczęść, ale kiedy umiera jej matka, dziewczynie zdaje się, że gorzej już być nie mo...