15. Nie potrzebuję twojej litości.

177 9 96
                                    

Od samego początku, kiedy weszliśmy do salonu zauważyłam, że Marco wydawał się być zły na Ace'a. Zły za to, że mnie tu przywiózł? Oh, jak mi przykro.

W domu oczywiście była jeszcze Charla, która, mimo że krążyła niespokojnie po pokoju, nadal utrzymywała na twarzy wyniosłe spojrzenie. Ze mną oczywiście nawet się nie przywitała, ale kto by się zdziwił?

Cała trójka wyglądała jakby szykowała się na bombardowanie. W napięciu oczekiwali jakiegoś sygnału, ale ja niekoniecznie rozumiałam, co właściwie się działo. Przecież nie byłam im do niczego potrzebna. W dodatku byłam jedynie kulą u nogi.

— Ace, chodź na chwilę. — Usłyszałam wypowiedziane gorzkim tonem słowa.

Charla spiorunowała mnie wzrokiem, lustrując moją sylwetkę, po czym przywołała Moyera gestem dłoni i ruszyła w stronę kuchni. Chłopak westchnął cicho i wstał niezadowolony, podążając za nią.

Rodriguez przeniósł wzrok na mnie, z założonymi rękami przypatrując się mojej twarzy. Muszę przyznać, że było to odrobinę niekomfortowe.

Z początku panowała cisza, a odgłosy rozmowy były na tyle odległe, że nie rozróżniałam słów. Nic nie rozumiałam, dopóki Charli nie poniosły emocje.

Wpatrzyłam się w nieokreślony punkt za plecami Marco, mimowolnie przysłuchując się jakże ciekawej wymianie zdań.

— Pytam cię po raz drugi! Co ona tu do cholery robi!? Dlaczego musisz ją tak bardzo w to angażować!?

— Mówiłem ci już, że byliśmy blisko i kiedy Marco zadzwonił nie było czasu jej odwozić. — Jego głos był cichszy i spokojniejszy, ale nadal wyraźny.

— Oho! A od kiedy z Ciebie taki dżentelmen!? Nie mogłeś jej po prostu zostawić gdzieś na ulicy!?

Niestety nie zrozumiałam, co odpowiedział jej Ace, ale zdecydowanie sprawił, że nieznacznie się uspokoiła.

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale najlepiej byłoby, jakbyś już to zakończył.

Po tych słowach wróciła do salonu i usiadła na sofie, chwytając w obie dłonie telefon, tak jakby był ostatnią deską ratunku.

— Myślisz, że zadzwonią do Ciebie? — zapytał jej Rodriguez.

— Wątpię. Raczej zadzwoni do niego. — Wskazała ruchem głowy na Moyera. — Ma z nim najlepszy kontakt, ale lepiej być przygotowanym na każdą możliwość.

No tak. Nagle wszyscy zapomnieli o moim istnieniu.

Jesteś zbędna.

Ace z powrotem usiadł na fotelu, Marco powrócił do obserwowania każdego po kolei, a Charla z coraz większą mocą ściskała swój telefon.

Po kilku minutach coś się wydarzyło. Do tej pory panowała praktycznie nieskazitelna cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami, ale teraz w pomieszczeniu rozbrzmiał melodyjny dźwięk dzwoniącego telefonu. Telefonu Charlaine, ściślej ujmując.

— Prezes? — zapytał z lekką obawą Rodriguez.

Zanim blondynka zdążyła odczytać nazwisko nadawcy, przedmiot prawie wyleciał jej z rąk, jednak w ostatniej chwili go złapała. Dziewczyna natychmiastowo zbladła, po czym wzięła głęboki oddech i ogromnymi, przerażonymi oczami wpatrzyła się najpierw w Marco, a następnie w Ace'a. Wyglądała na przestraszoną i przede wszystkim zaskoczoną.

— To moja matka — poinformowała nas krótko.

Wstała gwałtownie do pionu i ruszyła w kierunku schodów.

The dark prince ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz