Prolog

526 19 2
                                    

Uwaga!
Zdaję sobie sprawę, że ta praca nie należy do wybitnych i pełno tu niedociągnięć, a główna bohaterka bywa irytująca i postępuje momentami niedorzecznie, ale była to pierwsza praca, którą udało mi się dociągnąć do końca na wattpadzie, więc jej nie usuwam. Nie zabraniam nikomu czytania, lecz piszę tę notkę po to, aby poprosić o wyrozumiałość, gdyż sama nie wiem, co miałam wtedy w głowie hah

***

Trzy lata wcześniej

Uderzam go w twarz. Raz, drugi trzeci. Po raz pierwszy nie używam przemocy w własnej obronie bądź ku wymierzaniu sprawiedliwości. Robię to dla kasy.

Nie znam go, ale nie jest to ważne. Ważne, że zostawiam go leżącego na podłodze starego magazynu. Ważne, że dostaję przelew na konto. Ważne, że podchodzę do swojego Chevroleta i przyglądam się mu przez chwilę z uwagą.

Ważne, że to jest wojna.

Czym jest dla mnie wojna? Odległą historią walczących żołnierzy. Krew, wrogowie i czas przelatujący niechybnie przez palce. Walka, logika, taktyka i ludzie. Ludzie, życie, śmierć i fałszywe uśmiechy.

Szczególnie fałszywe uśmiechy. W wojnie wszyscy byli kłamcami.

Ja też byłem kłamcą. Byłem i wciąż jestem. Nie dlatego, że biorę udział w wojnie, nic z tych rzeczy. A przynajmniej nie w takiej wojnie.

Wsiadam do samochodu. To piękny samochód. Piękniejszy niźli zachód słońca nad Cumberland. A wiem, co mówię. Od roku wciąż pojawiam się wieczorami na tym przeklętym moście. Przeklętym, bo skoczył z niego mój ojciec. Rok temu.

Nigdy nie byliśmy dość blisko, bym załamał się na tyle, żeby do teraz nie wychodzić z pokoju i rozpaczać. Nie byłem też typem człowieka, który przesadnie okazywał emocje. Wręcz przeciwnie. Wszystko dusiłem w sobie. Tak było lepiej.

Uczucia mogą doprowadzić do zguby. Mogą zostać wykorzystane przeciwko tobie.

Samochód ma lśniący, czarny lakier i być może jest moim sercem. Ono też jest czarne. Czarne jak nocne niebo, pod którym się znajduję.

Odebrałem prawo jazdy miesiąc temu. Potrafiłem jednak jeździć od czterech lat. Miałem dokładnie dwanaście, gdy Caden nauczył mnie prowadzić. Czułem się swobodnie na drogach. Dobrze. Po prostu dobrze.

Skręcam w Shelby Avenue. Byłem na opuszczonych magazynach za miastem, żeby rozmówić się z Prezesem. Od niedawna było u nas krucho z pieniędzmi, więc zatrudniłem się właśnie u tego człowieka. Był sprytny i przebiegły, ale ja też nie grzeszyłem głupotą. Wiedziałem, że muszę postawić swoje warunki, żeby uniknąć wdepnięcia w jeszcze większe bagno niż to, w którym się znajdowałem.

Już z daleka widzę mój dom. Nie wyróżnia się niczym od pozostałych. Ot zwykły, jednorodzinny budynek, który mogłaby zamieszkiwać przeciętna, normalna rodzina. Zaciskam zęby, kiedy przypominam sobie, że mojej do niej daleko. Ale wiem, że mój brat na mnie czeka. Jako jedyny trzyma się dobrze.

Pozostali zostali zmiażdżeni okrutną niesprawiedliwością tego świata.

Parkuję na podwórku. Nie fatyguję się, żeby otwierać garaż i wjeżdżać do środka, bo zbliża się rano, a to oznacza, że będę musiał jechać do pracy.

Wysiadam z pojazdu, zamykam go i kieruję się do drzwi. Są otwarte. A przecież kazałem bratu zakluczać, gdy mnie nie ma. Nie posłuchał.

Przekręcam gałkę i ciągnę do siebie, przekraczając od razu próg. Wchodzę w ciemność. Rzucam kluczami na szafkę w przedpokoju i mrużę oczy, próbując dostrzec w mroku włącznik. Zapalam światło, zamykam drzwi i ściągam buty, zostawiając je pod ścianą.

Czuję, że coś jest nie tak. Jest za cicho. Zdecydowanie za cicho.

— Młody! — krzyczę w przestrzeń, ale gdy mi nie odpowiada, wzdycham. Pewnie siedzi w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach albo jest tak zaczytany w jednej z tych swoich książek, że nie słyszy.

Przeczesuję palcami włosy i wchodzę po schodach. Stopień za stopniem. Po domu roznosi się odgłos miarowych kroków, odbijający się echem od pustych ścian. Ten budynek nie ma duszy. Już nie.

Ruszam korytarzem na górze, zmierzając do kilku schodków, prowadzących na poddasze. Wspinam się po nich, mając w planie ochrzanić brata za niezamknięcie drzwi na klucz. Powinien być bardziej odpowiedzialny. Od urodzenia był raczej marzycielem i często zapominał o rzeczywistości.

Wchodzę do pokoju, już otwierając usta, by coś powiedzieć, jednak nie wydobywam z siebie głosu. Zamieram, mrugając powoli oczami, a po plecach przechodzi mi dreszcz.

Nie. Cholera, nie.

Nie, nie, nie. Błagam.

NIE.

Moje myśli krzyczą. Kręci mi się w głowie. Ostatkiem sił podtrzymuję się drewnianej powłoki i z lekko rozchylonymi ustami patrzę się prosto przed siebie.

Nie wiem, ile czasu zajmuje mi przetworzenie informacji. Wiem tylko, że dzwoni mi w uszach, a obraz staje się zamglony.

W końcu upadam na kolana.

~~~~~~

Hej, hej, hej!

Krótki prolog już za nami! Przygoda się zaczyna! Ścieżka intryg, kłamstw i mroku...

Czy jesteście na tyle odważni, by przekroczyć bramę, prowadzącą do "Mrocznego księcia"?

_Xsea_

The dark prince ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz