30. Chłopiec, który upadł na dno.

238 12 98
                                    

Czasem myślałam, że moje życie to po prostu gra. Że wszyscy żyjemy w wykreowanym przez kogoś świecie i to, co nas otacza jest jedynie bujdą. Kłamstwem. Fantazją.

Fikcją.

— Nie. — Pokręciłam zdecydowanie głową, zapierając się przed tym, co usłyszałam i odsunęłam się do tyłu, jakbym wzbraniała się przed prawdą i próbowała ją odepchnąć. — Nie, to niemożliwe. Nie wierzę ci.

Marco zauważył obezwładniające mnie przerażenie, bo nagle wyraz jego twarzy złagodniał.

Gdzie się podział ten bezwzględny żołnierz? Zaginął w wojnie myśli?

— Posłuchaj mnie — powiedział poważnie, wpatrując się prosto w moje oczy. — Tylko ty jesteś w stanie jakoś uratować tę sytuację.

— Co masz na myśli? — zapytałam niepewnie, splatając razem dłonie.

Zamknął natychmiast drzwi od domu, żeby odciąć się od Clare i odwrócił się ponownie w moim kierunku.

— Dzisiaj rano Bethany Moyer, czyli matka Ace'a miała zostać przewieziona do szpitala psychiatrycznego po drugiej stronie miasta. Niestety wynikły... pewne komplikacje, jeśli mogę tak to nazwać. — Przeniósł wzrok na trawnik i oparł się ręką o ścianę. — Kobietę znaleźli martwą, w jej własnym pokoju. Nie znam wszystkich szczegółów jej śmierci, ale prawdopodobnie popełniła samobójstwo.

Odetchnęłam głęboko, starając się powstrzymać drżenie dłoni, ale było to niemożliwe. Czułam się, jakbym upadała. I to nie pierwszy raz.

— Dostałem telefon od znajomego, jeszcze jak byliśmy w szkole i od razu pojechałem na miejsce, ale Ace'a tam nie było — kontynuował. — Oczywiście potem udałem się do jego domu, ale nie chciał mnie wpuścić — Uniósł wzrok i wbił we mnie uporczywe spojrzenie czarnych jak węgiel oczu. — I przyszedłem do ciebie.

— Dlaczego? — wydusiłam, czując jak barierka niedaleko drzwi wbija mi się w plecy. — Co ja mam niby zrobić? Pojechać do niego i liczyć, że akurat mi otworzy? — prychnęłam, nie mówiąc poważnie, ale stanowcza postawa Rodrigueza utwierdziła mnie w przekonaniu, że właśnie to miał na myśli. — Chcesz, żebym to zrobiła. — Przełknęłam ślinę, przyznając to na głos.

Skinął głową.

— Ale po co? — Wzięłam urywany oddech i wpatrzyłam się w jeden w krzewów w ogrodzie. Zadrżałam pod wpływem zimna, a może i po części strachu. — Skąd możesz wiedzieć, że mnie wpuści? Przecież znamy się bardzo krótko.

— Czas nic nie zmienia. Zaufał ci, choć może nie potrafi się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Poza tym potrafisz go zrozumieć, a to naprawdę rzadkie zjawisko. Nie mówisz, że będzie dobrze albo że mu współczujesz. Po prostu okazujesz mu zrozumienie.

— A co, jeśli... co, jeśli on nie chce nikogo widzieć? — zwątpiłam.

Zapadła między nami cisza. To było naprawdę dziwne uczucie. Ten strach. Bo rzeczywiście się bałam.

O niego.

— Powiem Ci jedno, Rosalie — rzekł Marco grobowym głosem. — Ace jest trudnym człowiekiem, chyba najbardziej skomplikowanym jakiego znam, więc nigdy nie próbuj kwestionować jego słów. — Wyprostował się i zrobił nieokreślony gest dłonią, jakby sprawdzał, czy na jego lewym nadgarstku nadal znajduje się czarny zegarek. — Ale wiem też, że jest zagubiony i sam sobie nie poradzi.

Z tymi słowami odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie ani razu.

— I co ja mam z tym zrobić, filozofie, hm? — krzyknęłam za nim wściekła, ale nawet nie drgnął, a nie było szans, żebym zdołała go dogonić. — Czego ty ode mnie oczekujesz?!

The dark prince ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz