28. Mam do ciebie ostatnią prośbę.

167 8 228
                                    

— Rosalie Williams! Zejdź natychmiast na dół! — Usłyszałam głośny krzyk Clare dobiegający z parteru. No tak. Nie była w stanie ruszyć tyłka do mojego pokoju, więc wolała trochę się powydzierać.

Nie odpowiedziałam, wzdychając jedynie i wpatrując się w jakże piękny oraz interesujący, biały sufit. Zdecydowanie bardziej interesujący niż wściekła Clare Smith.

Była niedziela. Minął dzień, od kiedy dowiedziałam, się, że byłam jedynie nic niewartym uczestnikiem gry, który od początku miał zostać zlikwidowany. W dodatku zdawałam się być jedyną niedoinformowaną osobą. Nawet Scott wiedział. Teoretycznie to rozumiałam, ale i tak bolało, więc postanowiłam nie wychodzić dzisiejszego dnia z domu, żeby odpocząć od tego całego zamętu i przemyśleć całą sprawę na spokojnie.

A Clare jak zwykle musiała się wtrącać w mój odpoczynek i wolność. Byłam zła, smutna i rozdrażniona, a jej obecność jedynie to potęgowała. Albo nie tyle obecność, ile fakt, że usiłowała zmusić mnie do ruszenia się z łóżka.

Czemu ona do mnie mówiła?

To zdecydowanie było jedno z najważniejszych pytań, jakie powinnam sobie zadać.

Miałam dość tego świata, dość ludzi, dość wszystkiego. Nienawidziłam rozmów, nienawidziłam życia, nienawidziłam siebie.

Nic nowego.

Więc kiedy kobieta zawołała mnie po raz kolejny, jedynie zmieniłam pozycję, kładąc się na brzuchu i nacisnęłam poduszkę na głowę, udając, że jestem w domu zupełnie sama. Ach, te piękne marzenia...

— Rosalie! Czy ja mówię niewyraźnie?! — Teraz stała już u progu mojego pokoju. To musiało być coś ważnego, skoro raczyła pofatygować się do mojej komnaty.

— Mogłabyś nic nie mówić — wybełkotałam cicho. — Wszyscy byliby zadowoleni.

— Co za bezczelność! Wstawaj natychmiast! — krzyknęła, stając obok mojego łóżka, a mnie dopadło wrażenie, jakby krzyczała mi prosto do ucha.

Chcąc jak najszybciej zakończyć to przedstawienie, odłożyłam poduszkę na bok i położyłam się na plecach, nawet na nią nie spoglądając.

— O co chodzi? — zapytałam obojętnym głosem, ale kobieta złapała mnie za ramię i pociągnęła w swoją stronę, stawiając mnie do pionu.

Przewróciłam oczami, nadal patrząc w innym kierunku, bo brakowało mi tylko jej oskarżycielskiego wzroku.

— Co to miało znaczyć, co? — rzekła poważnym tonem. — Patrz na mnie, jak do ciebie mówię.

Z lekkim ociąganiem odwróciłam w jej kierunku głowę.

— Posłuchaj, nie wiem, o co chodziło ci wczoraj, ale z pewnością nie pozwolę na takie zachowanie. — Wyprostowała się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. — Przyszłam cię poinformować, że kiedy tylko Greyson wróci do roboty, wyjeżdżam na kilka dni do mojej kuzynki Gertrude. Wszystko zależy od tego, jak szybko otrzymam wiadomość zwrotną od Trudy.

„Trudy". Chyba pierwsza osoba, o której Clare mówiła w zdrobnieniu. W dodatku Scott chyba coś wspominał, że pracował u jej kuzynki i że jej charakter był zbliżony do tego Smith. Całe szczęście nie musiałam jechać z nią.

Mimo wszystko wiadomość, że będę miała spokój, naprawdę mnie ucieszyła. Brak kobiety na głowie przez kilka dni z rzędu zdawał się być istnym spełnieniem marzeń.

— W porządku — burknęłam znudzona i położyłam się z powrotem na łóżku, ignorując jej obecność. Ona też już miała mnie dość, bo odpuściła i wyszła z pomieszczenia, zamykając drzwi.

The dark prince ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz