23. Czasem trzeba złamać parę zasad w imię większego dobra.

260 10 168
                                    

Ace Moyer

Nie pojawiłem się dzisiaj w szkole. Można by uznać to za egoistyczne bądź nawet głupie, bo nie potrzebowałem aż tylu godzin. A jednak to, co miałem zrobić, było dla mnie zbyt trudne, by dodatkowo zaprzątać sobie głowę lekcjami.

Wbrew pozorom nie byłem taki niezłomny, jak niektórym ludziom się wydawało. Być może już przyzwyczaiłem się do tej wszechobecnej pustki i całkowitej obojętności, lecz nie oznaczało to, że byłem pozbawioną życia skorupą. Co prawda emocje zazwyczaj udawało mi się bezbłędnie opanować, ale zdarzało mi się zatrzymać tylko po to, by zadać sobie pytanie, czy to wszystko miało sens.

Nie miało żadnego sensu.

Pamiętałem, jak bardzo byłem zagubiony te trzy lata temu. Nie wiedziałem, co się dzieje. Byłem przerażony. Cholernie przerażony tym okrutnym światem.

Nawet teraz, mimo upływu czasu, miewałem koszmary. Myśl, że przyczyniłem się do śmierci Christiana sprawiała, że nie mogłem spać, robiło mi się zimno i cały drżałem. Nikt nie wiedział o tych snach. Nawet Marco i Charla.

Dzisiaj był ten jeden dzień w miesiącu, którego jednocześnie nienawidziłem i nie mogłem się doczekać. Nie wiedziałem, co budziło we mnie tak sprzeczne emocje. Żeby przetrwać robiłem to, co wychodziło mi najlepiej.

Byłem niewzruszony.

Robiłem w życiu rzeczy złe, a nawet jeszcze gorsze, ale to, co zlecił mi Prezes, zaczynało mnie powoli przerastać. Nie mogłem tego zrobić. Nie potrafiłem. Byłem za słaby.

Byłem tchórzem dokładnie takim samym jak mój ojciec.

Od początku wiedziałem, że to był zły pomysł. Potrzebowałem kasy. Dużo kasy w bardzo krótkim czasie. Ale żeby od razu uciekać się do tak drastycznych środków?

Zacisnąłem zęby, powtarzając sobie w głowie słowa nieraz wypowiedziane w obliczu niebezpieczeństwa przez samego Prezesa.

Czasem trzeba złamać parę zasad w imię większego dobra.

Zanim wsiadłem do swojego samochodu, zamknąłem drzwi domu na klucz. Ten dzień zapowiadał się beznadziejnie. Z racji tego, że nie wzięliśmy udziału w akcji z przeładunkiem towaru, nie dostaliśmy żadnych pieniędzy, a były mi one bardzo potrzebne. Póki co pożyczyłem od Marco, ale wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał przyjąć zlecenie Prezesa. A to nie mogło się skończyć dobrze.

Nie miałem tego za złe Char, bo nie było jej winą to, że posiadała takich, a nie innych rodziców. To, co zrobiła, było okropnie lekkomyślne i złe w skutkach, ale w pewnym sensie ją rozumiałem.

Siedziałem w aucie przez dobre kilkanaście minut. Byłem wściekły, rozdrażniony i przerażony. Dłonie zacisnąłem na kierownicy, opierając o nie czoło.

Bałem się, że w końcu przeniosą moją matkę poza miasto. Nie mogłem na to pozwolić. Była moją jedyną rodziną. Jedynym, co trzymało mnie przy życiu. Nawet, jeśli w pewnym sensie miałem przyjaciół. W pewnym sensie.

Uderzyłem dłonią zwiniętą w pięść w środek kierownicy, ale nie zabolało. Już dawno nie czułem bólu.

Było ze mną źle. Bardzo źle.

Nie wyglądałem dzisiaj najlepiej. Miałem zaczerwienione oczy i podkrążone powieki. Znowu spałem co najwyżej dwie godziny.

Koszmar. Kolejny koszmar pełen krwi. Koszmar sprzed trzech lat. Wciąż widziałem to przed oczami.

Ruszyłem, w duchu trzęsąc się przed tym spotkaniem. Jechałem do psychiatryka, żeby odwiedzić najważniejszą osobę w moim marnym życiu. Miała najlepszą opiekę i była niedaleko, ale i tak widywaliśmy się raz na miesiąc.

The dark prince ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz