polnareff x fem! reader

311 29 21
                                    

[y/n] - twoje imię
[y/l] - twoje nazwisko
JojoSiwy Cartoneq
mordeczki, przepraszam, ze tak długo czekaliście 🤧

Gdzie jest ten cholerny hotel! Kręciłaś się po Polach Elizejskich już czterdzieści minut, a końca twojej wędrówki nie było widać. Miałaś serdecznie dosyć tego wszystkiego!

Uzbierałaś w końcu na wakacje we Francji. Planowałaś najpierw zwiedzić Paryż, a potem pojechać na wieś, do jakiejś okolicznej winiarni. Mimo wszystko, życie nie było dla ciebie łaskawe. Już na lotnisku cię okradli. Straciłaś mapę, jedzenie i torebkę, która dostałaś od matki na urodziny. Na szczęście dokumenty i pieniądze zawsze trzymałaś w kieszeniach.

Chciało ci się płakać i krzyczeć jednocześnie. [y/n], uspokój się. W końcu tak długo na to czekałaś. Zaraz spytasz się miejscowych. Oddychaj.

Pchnęłaś drzwi małej kawiarni w stylu...barokowym? Cóż, nieważne, nigdy nie byłaś dobra z historii. Beżowe ściany z płaskorzeźbami idealnie komponowały się z drewnianą podłogą. Widząc ten widok uśmiechnęłaś się delikatnie. Tak, właśnie po to tak ciężko pracowałaś. Zaciągnęłaś się zapachem świeżo palonej kawy.

– Dzień dobry. Czy znalazłby się jakiś wolny stolik? – spytałaś się uroczej kelnerki, stojącej za ladą. Kobieta skinęła głową i wskazała dłonią na miejsce tuż przy oknie. Mogłaś pić kawę, jednocześnie podziwiając piękno oraz artyzm Paryża.

Zamówiłaś czarną kawę. Chciałaś poczuć w stu procentach aromat napoju. Kelnerka przyniosła ci twoje zamówienie po dosłownie kilku minutach. Siedziałaś sama, upijając małe łyki. Gorąca kawa otulała twój przełyk.

– Czemu taka piękna pani jak ty, siedzi sama w Mieście Zakochanych? – usłyszałaś głos zza pleców. Odwróciłaś się i spojrzałaś na nieznajomego. Był wysoki, miał srebrne włosy ułożone do góry. Kolczyki z czerwonymi zawieszkami kontrastowały się z jego bladą skórą. Spodobał ci się.

– Zwiedzam. Może pan się przysiąść – na twoją twarz wkradł się uśmiech. Po akcencie wyczułaś, że jest francuzem. Może opowie ci coś ciekawego o mieście? Albo chociażby powie ci jak trafić do hotelu.

Mężczyzna wziął krzesło, aby przysunąć je do twojego stolika.

– Jestem Jean Pierre Polnareff, a ty? – mężczyzna obdarzył cię uśmiechem. Wyglądał przyjaźnie.

– [y/n]. Miło mi cię poznać, Polnareff. Jesteś miejscowy? – zadałaś wręcz oczywisto głupie pytanie. No patrząc po nazwisku, to na pewno jest miejscowy!

– Tak. Ty nie wyglądasz na Francuzkę. Jesteś na wakacjach, prawda?

– Owszem. Tylko mam problem. Nie mogę trafić do mojego hotelu, bo okradli mnie na lotniku. Mam tylko adres, ale nie do końca orientuje się w tych wszystkich ulicach. Czy mógłbyś mi pomóc? – spytałaś się Francuza. Wszystko już zaczyna się układać, [y/n], wcale nie potrzebujesz żadnej mapy!

Polnareff tylko ochoczo skinął głową. Dopiłaś swoją kawę, zabrałaś bagaże i razem opuściliście kawiarnię.

– Pierwszy raz jesteś w Paryżu? Lubisz podróże? – Jean Pierre zagadnął cię po drodze.

– Tak, pierwszy. Czy ja lubię podróże? Hmm... Nigdy wcześniej nie podróżowałam. Właściwie, to jestem pierwszy raz za granicą. A ty? – mówiąc to, odczuwałaś lekki wstyd. Twojej rodziny nigdy nie było stać na wakacje. Mogłaś wyjechać dopiero wtedy gdy zaczęłaś pracować.

– Można powiedzieć, że zwiedziłem pół globu. Byłem w Chinach, Indiach, Singapurze i... Egipcie. – Nastała między wami nieprzyjemna atmosfera. Polnareff najwyraźniej nie wspominał wycieczki do Egiptu dobrze.

– Tam jest katedra Notre Dame, prawda? – zmieniłaś jak najszybciej temat rozmowy. Czułaś, że w Egipcie wydarzyło się coś okropnego, więc wolał tego nie wspominać.

– Ach, tak. Jeszcze sekunda marszu i będziemy już w twoim hotelu – ocknął się, udając, że zupełnie nic się nie stało. – Mogę cię oprowadzić po mieście. W tym miesiącu wygląda wyjątkowo pięknie. Tylko odstaw bagaże!

Polnareff zaczekał na ciebie przed hotelem, a ty poszłaś się zameldować. Byłaś tak podekscytowana!

– Imię i nazwisko? – znudzona recepcjonistka wymamrotała zza lady.

– [y/n] [y/l]!

– Numer pokoju 14, proszę wjechać windą na pierwsze piętro i iść w prawo – kobieta mówiła tak cicho i niewyraźnie, że sama musiałaś wywnioskować resztę wypowiedzi.

Twój pokój był... cóż, nawet nie wiedziałaś jak to opisać. Był stary, to fakt. Na zdjęciach wyglądał inaczej. Może pomoże poczuć ci klimat Paryża?

Wzruszyłaś ramionami, rzuciłaś walizki na łóżko i wybiegłaś, zamykając wcześniej pokój. Opuściłaś hotel, żeby udać się na spacer po mieście z Polnareffem.

Robiliście już kolejne okrążenie wokół kolejnej katedry. Robiłaś zdjęcia wszystkiego! Nie chciałaś niczego przegapić. Przecież taka szansa w życiu zdarza się tylko raz!

– Kwiatki, kwiatki! Kolorowe róże dla waszej ukochanej! – niski starzec krzyczał na placu koło kościoła numer cztery. Było tam ich tyle, że po prostu nadawałaś im numerki. Nie byłaś w stanie zapamiętać ich wszystkich!

– Biorę wszystkie dziesięć! – Jean Pierre wykrzyknął, podchodząc do mężczyzny. Dał mu zwój banknotów i przybiegł do ciebie. Starzec jeszcze przed tym, obwiązał bukiet różową wstążką.

– Przepiękne kwiaty dla równie przepięknej damy. Proszę – Polnareff wręczył ci bukiet kwiatów, a ty zaniemówiłaś. Twój mózg na chwile przestał działać, twoje ciało samo wykonywało ruchy.

Przytuliłaś się do mężczyzny, ściskając mocno bukiet w lewej dłoni. Poczułaś, że on również cię obejmuje. Po chwili, jego uścisk zacisnął się jeszcze bardziej, tylko po to, żeby cię podnieść i obrócić się z tobą.

– Dziękuje! Dziękuje, dziękuje, dziękuje! – wykrzykiwałaś co chwile, podskakując zupełnie jak małe dziecko.

– Chwila, chwila! Te kwiaty to warunek naszej umowy! – Jean Pierre delikatnie wyswobodził bukiet z twoich rąk.

– Jakiej? – wiedziałaś, że mężczyzna coś planuje. Można powiedzieć, że zaczęłaś się domyślać o jaką umowę chodzi...

– Dostaniesz je pod warunkiem, że dasz zaprosić się na randkę – pokiwał głową, przesuwając kwiaty do siebie. Tak! Wiedziałaś!

– Jak mogłabym się nie zgodzić! To będzie najlepsza randka na świecie! – i w ten oto sposób, mężczyzna uległ twoim względom i z powrotem wcisnął ci róże do ręki. Byłaś w euforii.

Polnareff złapał cię za rękę i zaciągnął do pobliskiego sklepu. Kupił dużą, kwadratową kłódkę. Wyjął scyzoryk z kieszeni i zaczął coś rzeźbić w niej, zasłaniając całość drugą dłonią.

Praktycznie chwilę później, pokazał ci swoje dzieło. Czy to...?

– Wyrzeźbiłem nasze imiona i datę. Teraz przyczepimy to do Mostu Zakochanych i Voilà!

– Kto pierwszy ten lepszy! – wrzasnęłaś i obydwoje zaczęliście się ścigać. Wiedziałaś, że Jean Pierre daje ci fory. Ale mimo wszystko, można powiedzieć, że wygrałaś!

Przypięłaś kłódkę w wolne miejsce na moście. Wyróżniała się na tle innych swoim wiśniowym kolorem.

– A teraz zapraszam panią na najlepszą kolację na świecie! – mężczyzna  zaoferował ci swoje ramię, a ty praktycznie wtuliłaś się w niego.

Tak więc, przemierzaliście razem ulice Paryża. Obydwoje zadowoleni i beztroscy, cieszący się z życia niczym dzieci. Cóż, Miasto Zakochanych do czegoś zobowiązuje, prawda?

one shoty z jjba // [jojo's bizarre adventure] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz