formaggio x fem! reader

217 8 14
                                    

W pośpiechu zawiązałaś swoje stare glany, od których bardzo mało brakowało, żeby się rozkleiły. Naprawdę, nie było dnia, w którym nie byłaś spóźniona. Chwyciłaś płócienna torbę, wybiegając z domu. Nawet już nie pamiętasz czy zamknęłaś drzwi. Z resztą, i tak tam nie było niczego wartościowego.

Bieganie na podziurawionym chodniku z pewnością nie należało do łatwych. Prawie cztery razy wywróciłaś się na twarz, a to ile osób po drodze potraciłaś wypadałoby już liczyć w setkach.

Czerwony pociąg nadjechał idealnie z tobą. Wskakując do niego, odetchnęłaś z ulgą. Znalezienie twojego przedziału przecież było już tylko formalnością.

Trzydziesty piąty, trzydziesty szósty, trzydziesty siódmy... i trzydziesty dziewiąty? Czegoś tutaj zabrakło. Ilość przedziałów się zgadzała, ale ich numeracja była inna. Zmieniali plakietki w pociągu?

– Kobieto, wchodzisz czy nie?! – zza pleców usłyszałaś męski głos, a odwracając się zobaczyłaś średniego wzrostu blondyna w garniturze. W dłoni kurczowo ściskał teczkę. Wyglądał jakby co najmniej urwał z się z mafii albo pokazu mody. Nic pomiędzy.

Potaknęłaś głową i otworzyłaś drzwi do przedziału, wskakując do niego, a następnie zajmując miejsce tuż przy drzwiach z lewej strony – na wypadek gdybyś musiała jak naszybciej uciec z tego miejsca.

Możliwe, że właśnie podjęłaś najgorszą decyzję w swoim całym życiu. Sekundę po tobie, do przedziału wszedł ten awanturnik z korytarza, a po nim, jego sześciu kolegów. Wszyscy byli wysocy i definitywnie nie wzbudzali twojej sympatii. Torba, która wcześniej spoczywała na siedzeniu, od razu trafiła na twoje kolana. Przecież siedzenie z nimi to jest czyste samobójstwo.

– No siadaj w końcu! – mężczyzna, a może nawet chłopiec wydarł się na rudego kolegę przed nim. Co za dzikusy. Nie są w stanie inaczej ze sobą rozmawiać, tylko muszą krzyczeć?

Naprzeciwko ciebie usiadł wcześniej wspomniany chłopiec, a tuż obok niego – rudy, ostrzyżony na jeżyka mężczyzna. Jak nic wyglądał jakby właśnie wrócił z meczu piłki nożnej, przy okazji rozwalając pół miasta i okradając sklep z odzieżą dla motocyklistów. Chociaż coś, kurtkę miał fajną.

We wcześniejszym miejscu twojej torby usiadł facet z dwiema kitkami, a za nim spoczął... albo spoczęła? Osoba z nierówno ściętymi fioletowymi włosami. Czy oni naprawdę się tak ubierają czy to jest jakiś głupi zakład?

– Ghiaccio, możesz zamknąć drzwi? – blondyn, siedzący przy oknie zwrócił się do swojego kolegi, o dziwo tym razem nie krzycząc.

On może nie krzyczał, ale ty z pewnością chciałaś. Nie lepiej stąd wyjść? Oczywiście, że lepiej, ale strach cię paraliżował. Czułaś spojrzenie siedmiu mężczyzn na sobie, którzy na dobrą sprawę mogliby cię tam zamordować. Z końcem końców poderwałaś się, kurczowo ściskając swoją torbę.

– Hej, lala, nie uciekaj. Przecież krzywdy ci nie zrobimy! – Ten rudy zaśmiał się, prostując swoje nogi, a tym samym uniemożliwiając ci wyjście. Zadrżałaś, a chwilę po tym, w miarę głośny, drżący jęk pomieszany z krzykiem wypełnił cały przedział.

W tym samym momencie chłopak z brązowymi włosami włożył ci dłoń do ust, abyś przestała wydawać jakiekolwiek dźwięki. Gryzienie go, ponownie nie było dobrym pomysłem. Przeklnął, obracając się, aby prawdopodobnie uciszyć cię na dobre. Jego jedna dłoń złapała cię za włosy, a druga, ta pogryziona, była wymierzona w stronę twojej twarzy.

– Illuso, przestań, kobiet się nie bije – twój (prawie) łysy wybawiciel chwycił cię za talię, pociągając w swoją stronę, przy czym lekko szarpnął twoje włosy, których szatyn nie chciał puścić.

one shoty z jjba // [jojo's bizarre adventure] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz