dio x fem! oc [angst]

258 12 5
                                    

hej aniołki, przeprszam, ze tak długo nie pisałam, ale nie miałam zwyczajnie weny i wszystko wydawało się dla mnie okropne. wlatuje dio x oc, kartę wkleję w komentarzu
________
Tutaj naprawdę wszystko było przepotężnie gorące. Zaczynając od samej temperatury powietrza, a kończąc po rozpalony do czerwoności prowizoryczny chodnik, na którym właśnie stałaś. Byłaś pewna, że klapki z taniej, chińskiej gumy zaraz się połączą z podłożem, tworząc jedną, wielką breję. Z każdym kolejnym krokiem produkowałaś coraz więcej potu, obawiając się, że lada chwila utoniesz albo co najgorsze, usmażysz się. Białka ludzkiego mózgu ścinają się już w 42 stopniach Celsjusza, więc w teorii byłoby to bardziej niż prawdopodobne. Twoje soczewki kontaktowe wręcz same uciekały z oka, a kolczyki w kształcie wiśni ważyły chyba z kilogram!

Nadal nie rozumiałaś swojej decyzji. Czemu tak naprawdę postanowiłaś pojechać do pierdolonego Egiptu w lipcu? Przecież to jest misja samobójcza. Kiedy mieszkałaś tu jako dziecko, było o wiele zimnej.

Tak więc, tułałaś się egipskimi uliczkami. Krążyłaś chyba setny raz koło tej śmiesznie wyglądającej palmy i bezdomnego, który leżał pod nią aż nazbyt nieruchomo. Tak naprawdę to nie byłaś pewna, czy on na pewno jest żywy.

Rzecz jasna, mogłaś wrócić do hotelu. Jedynym problemem było to, że najzwyczajniej w świecie się zgubiłaś. Wyszłaś na krótki spacer, nie zabierając ze sobą telefonu. Normalnie, mogłabyś się spytać kogoś o drogę. Ale to miasto było inne. Tan Kair w zupełności nie przypominał tamtego Kairu, który poznałaś w dzieciństwie. Był większy, to fakt, a ty wychowałaś się na obrzeżach. A mieszkańcy? Ci ludzie, byli...? Dziwni? Specyficzni? Kuriozalni? Ich twarze budziły w tobie nieuzasadniony niczym lęk. To nie byli Egipcjanie. Intuicja, przeczucie płynące ze środka ciebie kazało ci uciekać. Teraz i to w tej chwili. Dlatego nie spytałaś nikogo o drogę.

Skręcając w nieznaną ci uliczkę wkroczyłaś w coś w stylu dzielnicy bogaczy. Taka dzielnica Beverly Hills, tylko odrobinę gorętsza. Będąc dzieckiem, marzyłaś, aby mieszkać w przyszłości w tym miejscu. Nigdy nie miałaś okazji tutaj zagościć, a to otoczenie było dla ciebie całkiem nowe. Willa, która stała po twojej lewej wyglądała ci na pałac. Najprawdopodobniej musiał to być hotel, ale nigdzie nie widziałaś zaparkowanych aut. Cóż, co się dziwić, płot miał z dobrych kilka metrów. Trudno zobaczyć coś z takiej odległości, mimo twojego niemałego wzrostu. 170cm zawsze wydawało ci się dużo, ale w tej sytuacji czułaś się kompletnie przytłoczona i mała. Tak czy siak, w końcu coś normalnego w tym Egipcie.

– A panienka czego tu szuka? – ochrypły głos odezwał się zza twoich pleców. Podskoczyłaś, a następnie odwróciłaś się. Niepokojące i dziwne w tym samym czasie, bo gdy ty wkraczałaś w ten zakątek, byłaś jedyną osobą na tej ulicy.

– Hotelu Mariott. – No nie. No prostu nie. Czemu ty właściwie mu powiedziałaś. To była automatyczna reakcja. Następnym razem wypadałoby pomyśleć, zanim się coś powie. Podawanie swojego adresu było jedną z najgłupszych rzeczy, jakie w życiu zrobiłaś, zaraz po przejechaniu tutaj – Idę do przyjaciółki – zaznaczyłaś, próbując wyplątać się z sytuacji.

– Mam mapę w naszym apartamencie. Proszę pójść za mną. – Jego głos drażnił twoje uszy. Nie chciałaś tam isc, ale dziwnie byłoby ci się przyznać. Co miałabyś powiedzieć? Hej, już nie chcę pomocy, bo wygląda pan jak potencjonalny morderca? Gdyby coś niepokojącego się działo mogłabyś wybiec, prawda?

– To pana pałac? – wskazałaś ręką na budynek. Obmyślając potencjalny plan ucieczki, próbując go zagadać.

– Sprzątam tu.

Otworzył drzwi do bramy, które skrzypiały. Wręcz krzyczały, że w tym miejscu coś jest nie tak. Może to była tylko twoja paranoja, a ten miły staruszek zapomniał ich naoliwić

one shoty z jjba // [jojo's bizarre adventure] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz