Rozdział 17

723 40 13
                                    

Blondynka siedziała w ciemnej sypialni i co chwilę wyglądała przez okno. Była już późna noc, ale ona nie mogła spać. Zresztą tak, jak w każdą pełnię. Pomimo, że wyglądało to tak samo co miesiąc, ona i tak nie potrafiła znosić cierpienia swojego męża. Noce, podczas których chłopak przechodził przemianę, zawsze były dla niej nieprzespane. Próbowała spać, ale budziła się praktycznie co godzinę.

Tak samo było też tego dnia. Zerwała się ze snu już o czwartej nad ranem i zeszła na dół. Wyjęła z szafki opatrunki i eliksir na rany. Potem usiadła w salonie i patrzyła w okno, aż księżyc nie zniknął z horyzontu. Migiem wskoczyła w płaszcz i buty, po czym wyleciała z domu i pobiegła w stronę lasu. Dość niedawno znalazła z Remusem jaskinię pośród drzew. Teraz właśnie tam przechodził przemiany. Niestety miejsce te było daleko od posiadłości Lupinów, więc dotarcie tam zajmowało jej kilkanaście minut. Starała się unikać teleportacji, ponieważ ciąża sprawiała, że zawsze robiło się jej niedobrze. Robiła to tylko wtedy, gdy naprawdę było to konieczne. Do jaskini musiała docierać na własnych nogach, jednak wcale jej to nie przeszkadzało.

Zadyszana wpadła do jaskini i wyciągnęła swoją różdżkę.

- Lumos. - wyszeptała i się rozejrzała.

Na ziemi ujrzała leżącego Remusa. Ubrania jak zwykle miał podarte i zakrwawione. Oczy miał przymknięte i trząsł się z zimna. Blondynka szybko znalazła się przy nim i zdjęła z siebie płaszcz. Wilkołak uchylił oczy i wymusił się na zmęczony uśmiech w stronę żony.

- Wstań. - powiedziała spokojnie. - Wracamy do domu.

Lunatyk powoli uniósł się na łokciach i syknął, ponieważ piach wchodził mu w świeże rany. Lena pomogła mu wstać na nogi i chwyciła go pod ramię. Chłopak oparł się o nią i powolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia z jaskini.

- Nienawidzę tego. Nienawidzę, że się przeze mnie męczysz. Znów się nie wyspałaś. - powiedział zły na siebie Huncwot. Dziewczyna westchnęła pod nosem i przetarła oczy wolną ręką.

- Nic mi nie będzie. Nigdy nic mi się nie dzieje. To tylko małe niewyspanie. - zapewniła. Już dawno się do tego przyzwyczaiła. Bezsenność podczas pełni była już dla niej czymś normalnym. - Poza tym jest wielu ludzi, którzy nie potrafią spać gdy księżyc jest w pełni. Po prostu takie ma oddziaływanie.

- Nie miałaś tak dopóki nie dowiedziałaś się, że jestem chory... - zauważył. - Zanim się zestarzejesz, wykończy cię przeze mnie stres.

- Przestaniemy mówić o tym samym dokładnie co miesiąc? - spytała zirytowana. - Zawsze jest to samo. Ty użalasz się nad tym jak to wielkim ciężarem dla mnie jesteś, a ja zawsze zaprzeczam. Przestańmy wreszcie tołkować to w kółko. Dobrze wiedziałam na co się piszę wiążąc się z tobą.

Remus jedynie westchnął. Mimo tego, że Lena zawsze zapewniała go, że nic nie przeszkadza jej jego likantropia, on i tak czuł się okropnie wplątując ją w każdą pełnię. Teraz dochodziła do tego jeszcze ciąża. Martwił się za każdym razem, gdy chociaż na chwilę rozbolał ją brzuch. Tym bardziej nie mógł znieść tego, że się nie wysypia, kiedy on staje się potworem.

Po wypowiedzi dziewczyny już nie wymienili żadnego słowa, aż trafili do domu. Lunatyk od razu położył się na kanapę w salonie, a Lisica złapała za ręcznik. Namoczyła go wodą i przetarła rany chłopaka. Wyczyściła zaschniętą krew, a potem posmarowała blizny eliksirem na rany, by nieco ukoić ból.

- Przepraszam. - odezwał się szybko Remus.

- Przyzwyczaiłam się. - mruknęła dziewczyna. - Przykryć ci nogi zanim opatrzę rany? Trzęsiesz się z zimna. - spytała troskliwie, a wilkołak kiwnął głową.

Zmierzch cz. II // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz