Rozdział 13

738 40 58
                                    

Pogrzeb Kylie Hederson i Jaspera Jordana nigdy się nie odbył. Ich ciała zostały wysadzone, więc nikt nie miał czego pochować. Tak samo było z Beniem Fenwickiem. 

A przyjaciele?

Cząstka ich umarła wraz z ich najmłodszą przyjaciółką. Czuli pustkę, która na pewno miała nie opuścić ich za szybko. Lily napisała list do Marleny, ale odpowiedzi nie dostali. Minął tydzień, dwa... ona nie odpowiadała. 

Syriusz powinien martwić się o nią najbardziej, w końcu była jego dziewczyną. Jednak on nie wiedział, że ktoś do niej pisał, mimo tego, że słyszał jak mu to mówili. Właściwie nie przyswajał sobie żadnych faktów odkąd zamknął się w mieszkaniu z butelkami Whiskey. Za każdym razem gdy James próbował go odwiedzić, Black albo spał pijany albo właśnie był w trakcie picia. Okularnik martwił się o niego, ale za bardzo nie wiedział, jak ma mu pomóc. Oczywiście sam nie potrafił się jeszcze pozbierać. On chociaż miał Lily... A Black? Został z tym praktycznie sam.

Lena nie wiedziała co się z nią dzieje już kolejny tydzień. Niby codziennie chodziła do pracy i spędzała czas z ludźmi. Niby Remus wciąż był przy niej, a ona przy nim. Żadne z nich nie było samotne, ale jednak odczuwali pustkę. Pustkę gorszą niż kiedykolwiek wcześniej. Ta sama Kylie, która tak wiele zrobiła dla ich związku, nie żyła. Nie żyła i już nigdy miała nie rozbawić ich swoim czarnym humorem. Już nigdy nie miała popchnąć ich do czegoś głupiego. Już nigdy nie miała śmiać się z nimi z beznadziejnej sytuacji w świecie. Już nigdy nie miała powiedzieć do nich czegokolwiek.

Pomimo tego, że śmierć Hederson wszyscy znosili najgorzej, Lena miała świadomość Benia, który się dla niej poświęcił. Był to impuls kiedy opuściła różdżkę... kiedy chłopak wskoczył między nią a zaklęcie Śmierciożercy. Wciąż przed oczami miała to, jak rozpada się na kawałki. Nie umiała wymazać tego obrazu z pamięci. Nawiedzało ją to każdego ranka, dnia i każdej nocy, kiedy kładła się do łóżka, obejmował ją Remus i wpatrywała się pusto w ścianę.

Lupin dobrze wiedział, że dziewczyna cierpi, ale sam był w beznadziejnej sytuacji. Nigdy nie był dobry w uczuciach. Chciał potrafić ją wspierać, ale jak mógł to zrobić, kiedy ledwo radził sobie z samym sobą? Czuł się przytłoczony wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Chciał wesprzeć swoją żonę, która każdej nocy płakała z myślą, że chłopak nic nie słyszy. Chciał wesprzeć Syriusza, który powolnym krokiem popadał w alkoholizm. Chciał wesprzeć Lily i James, którzy również cierpieli po stracie Kylie. Chciał wesprzeć Petera, który stracił Rosalię. Dziewczyna po ogłoszeniu śmierci brata nie wytrzymała i popełniła samobójstwo. Niemal na oczach Pettigrew skoczyła z wysokiego budynku. Chciał też wesprzeć Marlenę, która od tygodni nie dawała znaku życia i była daleko od wszystkich. Chciał zająć się każdym, ale nie potrafił nikim.

***

Dziewczyna właśnie wróciła z pracy. Dziś mijał czwarty tydzień od "misji ratunkowej" jej przyjaciółki. Jak zwykle weszła do domu tylko po to, by położyć się do łóżka i zatopić w płaczu. Po drodze powitała Remusa, który podszedł do niej i przytulił z całej siły. Robili to codziennie gdy wracała ze świętego Munga. Dzięki temu nie czuli się sami i odczuwali wzajemne wsparcie.

- Powinniśmy złożyć odwiedziny Syriuszowi. - powiedział poważnie chłopak, nie odrywając się od dziewczyny.

- Też nad tym myślałam. Nie możemy go tak zostawić. - wyszeptała, również nie puszczając męża.

- Przyszedł dziś do mnie James... do biblioteki. - wyjaśnił. - Nic się nie zmienia. Dalej nie ma żadnego kontaktu z Łapą.

- Pójdziemy tam. Chodźmy nawet zaraz.

Zmierzch cz. II // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz