Rozdział 61

354 32 30
                                    

- TERAZ! - wrzasnął Harry. 

Wszyscy wystrzelili zaklęciami z różdżek, co sprawiło, że po chwili półki ze szklanymi kulami zaczęły się zawalać. Hermiona, Ron, Luna, Harry, Ginny, Neville, Victoria i Liah rzucili się biegiem w stronę drzwi. Wbiegali w różne korytarze, próbując osłonić się przed przepowiedniami spadającymi im na głowy. Pogubili się między półkami, ale koniec końców znaleźli wyjście z Sali Przepowiedni. Victoria mocno pociągnęła za klamkę i wpadła do środka, zamykając za sobą drzwi. Odetchnęła z ulgą i między ciężkimi oddechami, dopiero zauważyła, że jest z nią tylko Liah. 

Jordan podniósł się na nogi i otarł krwawiącą wargę palcem. Rozejrzał się dookoła, a gdy dostrzegł to samo co jego przyjaciółka, potrząsnął głową i wlepił przerażony wzrok w spanikowaną Lupin. 

- H... Harry! - wykrztusiła prawie szeptem, ale Jordan tak czy siak szybko zatkał jej usta. 

- Nie waż mi się krzyczeć. - ostrzegł. - Znajdą nas Śmierciożercy. 

- Co z tego?! - pisnęła. - Musimy znaleźć resztę. Lumos!

Światło w różdżce zapaliło się, a para przyjaciół dopiero teraz zauważyła w jakiej sali się znajduje. Pomieszczenie byłoby całkowicie puste, gdyby nie wszelakie obrazy, które wisiały na ścianach. Były to portrety czarownic i czarodziejów. Niektórzy z nich wyglądali na bardzo bogatych, a niektórzy wręcz przeciwnie. Ciekawa Gryfonka wolnym krokiem stanęła przy jednym ze zdjęć i zmiotła z niego kurz. Przyjrzała się uważniej i szybko odwróciła się w stronę Krukona. 

- Liah... - odezwała się w stronę chłopaka, który stał już po drugiej stronie sali. - Tu jest coś napisane...

- I tutaj też. - odezwał się ledwo słyszalnie Jordan. Z takiej odległości ciężko było usłyszeć co mówi. - To jakby... wrogowie Ministerstwa? 

Lupin szybkim krokiem podeszła do Krukona, a on położył palec na tekście. 

- Widzisz? - ciągnął. - Szefowa tajnego stowarzyszenia, sprzeciwiającemu się zasadom Ministerstwa. Przeprowadzono na niej egzekucję w 1240 roku. Organizowała bunty... 

- Czyli ci wszyscy ludzie... - zaczęła niepewnie blondynka. - Wiszą tu, bo ktoś kiedyś ich zabił ze względu na inne poglądy polityczne? - przełknęła ślinę i powolnym krokiem podeszła do kolejnych portretów, a na każdym z nich napisana była, co raz to inna data egzekucji. 

- To okropne. - wykrztusił Liah i zrobił kilka kroków w tył. 

Victoria stanęła kawałek przy nim i przyjrzała się uważniej kilku osobom. Większość wyglądała całkiem niewinnie. Niestety nie widnieli tu tylko dorośli ludzie. Gryfonka dostrzegła kilkanaście uśmiechających się w jej stronę dzieci i starców. Pokręciła głową i wyszukała po omacku dłoni Jordana, którą mocno ścisnęła. 

- Chodźmy stąd. - szepnęła. - Nie mogę na to patrzeć... 

- Kto by pomyślał? Tak samo współczująca, jak jej matka. - odezwał się nagle głośny kobiecy głos gdzieś w pomieszczeniu, co sprawiło, że para przyjaciół momentalnie odwróciła się w jego stronę. Oboje ścisnęli różdżki mocniej w dłoniach, próbując znaleźć właścicielkę słów, ale na próżno. Było tam tak ciemno, że nie pomagało nawet Lumos.

- Zostaw nas! - wrzasnął twardo Liah. - Bo pożałujesz! - warknął celując zawzięcie w ciemność. Victoria za to rozglądała się czujnie, mając nadzieję, że jej wyczulone zmysły, takie jak u ojca, w końcu się na coś przydadzą. 

- Bo pożałujesz! - ponownie rozniósł się szyderczy głos, tym razem przedrzeźniający słowa chłopaka. - Najpierw musisz mnie złapać! - kobieta zaniosła się śmiechem. - Boo!

Zmierzch cz. II // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz