Rozdział XXXI

980 45 142
                                    



Powiedz mi

ty masz taki szpetny ryj od urodzenia?

Czy na tobie też eksperymentowali?


-  No i jesteśmy! - powiedziała entuzjastycznie Jess parkując przed budynkiem mojej szkoły.

Z czego ona się tak ciągle cieszy?

Przecież to miejsce nie wzbudza organizmu do produkowania endorfiny.

To liceum to najgorsza rzecz zaraz po niej i wyzwoleniu z H.Y.D.R.Y jaka mnie spotkała.

- Musisz mnie tu przywozić? - zapytałam bez uczuciowo. - Nie możesz mnie puścić abym poszła na nogach? Byłoby tobie i mi wygodniej.

- Zabawna jesteś - powiedziała ze śmiechem moja dużo lepsza wersja mnie podając mój plecak. - Nie mam zamiaru pozwolić, aby ktoś cię znowu uprowadził, siostrzyczko.

- Nie mów tak. - warknęłam wychodząc z samochodu.

- Dlaczego? Jesteśmy przecie...

- NARA! - warknęłam trzaskając drzwiami i odwracając się do niej plecami i idąc w stronę budy.

- Chciałam ci powiedzieć, że jesteśmy siostrami i się tego nie wyprzesz! - usłyszałam niespodziewanie przez megafon głos mojej siostry.

Co ona odpierdala?

Wystarczającą żenadą jest dla mnie chodzenie do tego cholernego miejsca!

Udałam, że jej nie słyszę i szłam dalej ignorując śmiechy wszystkich pozostałych wkurwiających mnie istot.

- Bardzo cię kocham i mi na tobie zależy! Miłego dnia w szkole młoda! - krzyknęła jeszcze Jess przez ten zasrany megafon za nim zdążyłam wejść do tego zasranego pierdolnika.

Otwarłam wielkie szklane drzwi i weszłam do środka. W wielkiej hali znajdowała się masa pędzących na zajęcia uczniów.

Nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę tych ludzi. Nienawidzę wszystkiego co nie wygląda jak kawa, nie smakuje jak kawa albo nie jest Harrym, Camilą (którą nie daje mi świętego spokoju odkąd stanęłam w jej obronie. Zresztą nawet ją chyba polubiłam) lub Judy (afroamerykanka, którą spotkałam w wariatkowie). To wszystko razem było tym dla którego nie próbowałam popełnić kolejnego próby samobójczej.

- Dziwadło! - krzyknął ktoś z mojej klasy przebiegając obok mnie i uderzając w tył głowy.

Moja pięść odruchowo zacisnęła się, a cienie dookoła niebezpiecznie zadrżały.

Wzięłam głęboki wdech i rozluźniłam ją.

Nie możesz się zdemaskować. Nie chcesz kolejnego powrotu do H.Y.D.R.Y. Tam nie ma kawy.

Zmierzyłam morderczym wzrokiem śmiejącego się zjeba i uważniej przyjrzałam się jego ubraniu.

Jeszcze nie wiesz co cię czeka...

Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam w stronę sali od biologii.

Trzy godziny z tą szmatą...

Minęłam śmiejące się z niczego grupę cheerleaderek (głupie pindy), które kiedy tylko mnie zobaczyły swoje śmiechy zamieniły na ciche szepty, ale że stały w cieniu to i tak słyszałam ich wszystkie komentarze na temat mojego wyglądu, zachowania czy "bycia". I może gdybym nie była taką szmatą to by mnie przyjęły.

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz