XLV

393 25 106
                                    

Odebrałeś mi wszystko... ja odbiorę ci jeszcze więcej.

Wycierałam właśnie młotek z krwi kiedy mój telefon niespodziewanie zadzwonił.

- Wydaj z siebie najmniejszy dźwięk. - warknęłam. - A odetnę ci język.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odebrałam.

- Abigail, gdzie ty do cholery jesteś? - zapytał wkurzony Tony.

- Po chuj pytasz skoro i tak mnie już namierzacie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie odkładając młotek na półkę.

- Gdybyś łaskawie zdjęła blokadę, która pokazuje, że jesteś na Hawajach to wiedzielibyśmy gdzie kurwa jesteś. Co robisz?

- Mszczę się . - rozłączyłam się.

Schowałam telefon do kieszeni spodni i wyjęłam zapalniczkę.

- Wiesz kochanie? Chciałam ci im wydać. Żebyś osobiście im opowiedział jak to wpadłeś na plan zabicia dwóch agentów za jednym zamachem. Ale zmartwię cię. Harry i Steve przeżyli. Za to zabiłeś moją przyjaciółkę. Znam jej obdukcję na pamięć. - mówiąc to upuściłam młotek na zmiażdżoną dłoń mężczyzny. - Pozwól, że nie będę recytowała całego dziesięciostronicowego dokumentu tylko ci go streszcze. - przyciągnęłam do siebie taboret i usiadłam na nim. - Moja Judy miała zmiażdżone przez ciebie nogi. Gdyby przeżyła, nie chodziłaby już do końca życia. Wstrząs mózgu, liczne krwiakim Pięć piękniętych żeber z czego dwa z nich przebiły jej płuca. Udusiła się własną krwią. Zabiłeś ją. Kiedy zabili mi siostrę i jej syna, myślałam że odebrano mi wszystko. Jednak później pojawiłeś się ty, który potwierdził że jednak kurwa nie! - tu wstałam i kopniakiem posłałam krzesło na ścianę. - Tylko wiesz jaka jest różnica między tobą a nimi?

Kucnęłam przed nim i zapaliłam zapalniczkę. Żółty ogień zatańczył i przyłożyłam go do świeżej rany, która nie zdążyła się zasklepić.

Rana zaskwierczala i zaczął ulatniać się gęsty, gryzący dym. Facet nawet nie miał siły krzyczeć. Odór palonego mięsa był nie do zniesienia. Ale nie mogłam się teraz cofnąć. Było już za późno.

-Ich jeszcze nie dorwałam, ty jesteś już martwy. - rzuciłam krótko i zgasilam ogień. - Będę przychodziła do ciebie tutaj codziennie. Będę ci sprawiała ten sam ból, który czuła moja Judy przed śmiercią. Na razie połamałam ci nogi młotkiem. Jutro zmiażdżę ci kolana. Pojutrze uda. W przyszłym tygodniu będę ci łama żebra, jeden po drugim. Tak abyś czuł to co moja Judy. Ale nie dam ci się udusic własną krwią. To będzie zbyt łaskawe. Jestem dość kreatywna, wymyślę jak cię zabić. A teraz dobranoc.

Zgasilam światło latarni i rozpuściłam się w cieniu.

Trzymałam go w piwnicy rozwalającej się fabryki. Nikt go nie znajdzie. Drzwi dawno temu zostały zamurowane, a okien nie ma tam żadnych. Pokój wcześniej specjalnie wygłuszyłam aby nie usłyszał czyiś kroków ani nawoływań. Zresztą nie miałby siły odpowiedzieć. Dostaje ode mnie racje żywnościowe godne pięciolatka, ale nawet na to nie zasłużył.

Oddaliłam się z jakieś dwa kilometry od fabryki i wyszłam z cienia.

Nie było tutaj nikogo. Nikt się na tereny fabryki grożącej zawaleniem się nie zapuszczał. Idealna kryjówka.

Rozebrałam się ze wszystkiego co miałam i wylałam na siebie wiadro wody które tutaj wcześniej zostawiłam. Dokładnie zmykam każdą plamę krwi, drobinki kurzu. Wyciągnęłam brud spod paznokci, a później wszystkie swoje ubrania ułożyłam w stos, oblałam benzyną i zapaliłam.

Kiedy ubrania paliły się, ja przebrałam się w normalne ciuchy. Rozczesałam mokre włosy, a później przyglądałam się płomienią, które niszczyły resztki dowód. Spaliłam wszystko, licząc to bieliznę, buty, oraz czepek jaki miałam na głowie żeby nie zostawić włosów.

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz