LIII

198 19 27
                                    

...

Od śmierci Abi minęły dwa tygodnie.

Myślałem że czas mi pomoże... Że będzie moim sprzymierzeńcem.

Jak ja się kurwa myliłem. Wszystko mi o niej przypominało. Kawa na stołówce, pizza, reklamy gier. Wszystko kojarzyło mi się właśnie z nią.

Harry nie pojawił się od śmierci Abi w pracy. Zapijał to wszystko. Próbowałem do niego przyjść. Porozmawiać, ale rzucił we mnie butelką.

Nie mam mu tego za złe. Sam siebie nienawidziłem za to.

Przechodziłem właśnie obok sali gimnastycznej, kiedy zauważyłem tam ćwiczącego Sam'a. Była taka lista bez Abi i jej piosenek czy krzyków.

Znowu ćwiczył z bronią Abi. Próbował obracać ja z taką samą szybkością jak robiła to moja księżniczka. Nie szło mu to. Był niezdarny i za wolny.

- Wiesz że nie musisz uczyć się tym walczyć? - zapytałem kiedy broń po raz kolejny wyleciała mu z dłoni.

- Chce o niej pamiętać w ten sposób. - mówiąc to podniósł broń.

Miał podkrążone oczy. Widać że nie spał od wielu dni.

- Gdzie idziesz? - zapytał.

- Właśnie skończyłem pisać raport odnoście tych danych... Które wysłałam nam Abi... I idę zanieść to do Nick'a.  - mówiąc to wskazałem głową na plik papierów, które miałem pod pachą.

- Słyszałeś, że Harry mu zajebał? Za to że nie pozwolił wcześniej Natashy oraz Tony'emu interweniować?

- Cóż... Myślałem że nasz doktorek pije w domu.

- Bo pije. pirat go spróbował zaciągnąć do pracy no i dostał w mordę. Mam nadzieję że zrobił mu krzywdę. Gdyby nie jego humorki, Abi żyłaby dalej.

- Idę do niego to dam ci znać czy jest limo pod okiem. - mówiąc to poprawiłem czarny golf.

- Nie zabij się po drodze z tymi kulami. Nie chcę iść na kolejny pogrzeb. - mówiąc to wrócił do ćwiczeń.

Wyszedłem z sali i kuśtykając poszedłem do gabinetu Nick'a.

Przyjął mnie jakieś dziesięć minut po tym jak zapukałem.

Faktycznie, miał dużego sińca na prawym policzku. Nie skomentowałem tego.

Położyłem plik papierów na jego biurko i usiadłem.

- Co to jest.  - warknął.

- Raport odnośnie danych które wysłała nam Abi.

- Obiekt Emma, Rogers. Obiekt Emma.

- Nie była żadną rzeczą tylko człowiekiem, który oddał życie żeby pozbyć się bazy wroga. - warknalem zaciskając ręce w pięść.

- Wysadziła wszystko. Powiedz mi jak mam wytłumaczyć rządowi co się stało? Co oni mają powiedzieć ludziom? Wypierdoliła nie tylko bazę. Ale i złoża gazu, spaliła  ponad dziesięć kilometrów kwadratowych ziemi. Zniszczyła całe życie w odległości piętnaście kilometrów od wybuchu. Przeglądałem te pliki. Nie ma w nich nic co mogłoby nam się przydać! Rozumiesz? To wszystko jest bezużyteczne, spierdoliła wszystko...

- Nawet się nie warz tak o niej mówić śmieciu. - warknąłem- Zginęła. Była człowiekiem i traktuj ją jako człowieka.

- Mam nadzieję że smaży się w piekle, tam gdzie jej miejsce. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile nerwów mnie ona kosztowała.

- Ty śmieciu. - krzyknąłem oburzony wstając. - Jak śmiesz!

- Nie udawaj takiego pobożnego Rogers. Chyba że muszę ci przypomnieć kto trzy lata temu wydał na nią wyrok śmierci.

Chciałem go zabić, walczyłem ze sobą aby nie wziąść i nie uderzyć go kulą.

Chciałem mu coś powiedzieć ale przerwało mi głośne pukanie do drzwi.

- Przepraszam że przeszkadzam. - zacząła niepewnie blondynka z rejestracji.- Ale pan Rogers musi zejść na dół... Bo bo wzywa go do siebie nie jaka Abigail Chase. Podaje się za jednego z naszych agentów...

- Przekaż Tony'emu, że to najgorszy żart jaki mógł kiedykolwiek zrobić. - powiedziałem z bólem.

- Może mi pan nie wierzyć ale mówię całkowicie poważnie. Jest wściekła i chce się z panem w tym momencie widzieć. Oraz pana, panie Fiurry. 

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz