Rozdział XI

1.7K 95 46
                                    


Nie jestem w stanie walczyć wiecznie...



Odwróciłam się w stronę biegnącego Harry'ego. Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale to co zrobił zatkało mnie. Podbiegł do mnie i mnie....

przytulił...

Stałam na tym korytarzu jak jakiś jebany słup soli. Nikt mnie nie przytulił odkąd zabito Jess i Will'a...

Czułam jak łzy same napływają mi do oczu i szukają tylko idealnego momentu, aby je opuścić. Ale ja tego nie chciałam. Wystarczy, że się przy żołnierzyku rozkleiłam. Limit płakania wyczerpałam najbliższy miesiąc.

- Zawiozę cię od razu do domu - powiedział rudzielec odklejając się ode mnie - Po samochód pojedziemy później, jesteś zmęczona powinnaś się położyć spać, a i dlaczego nie zjadłaś śniadania?


I zjebałam moment troskliwego przyjaciela ....

- Bo nie byłam głodna mamo - powiedziałam sarkastycznie do Harry'ego.

-Jasne. Nie możesz się zagładzać bo masz ten cholerny turniej czy te swoje wymysły. Wracając wstąpimy do takiej jednej piekarni, mają tam wyśmienite kanapki z kurczakiem. Ja stawiam.

Na samą myśl o kanapkach mój żołądek upomniał się o jakieś kalorie i węglodowane. Rozważałam przez chwilę czy zgodzić się czy nie, ale mój żołądek był zdecydowanie bardziej waleczniejszy niż moja wola samozaparcia czy mózg. Głośno westchnęłam i powiedziałam.

- Okey, ale kanapka ma być bez pomidora...

- Jaasne dziewczynko - powiedział Harry otwierając mi przy tym drzwi.

Uśmiechnęłam się do niego i poszłam w stronę jego czarnego opla. Harry szukał przez chwilę po kieszeniach kluczyków do swojego samochodu, ale kiedy ich nie znalazł uderzył się dłonią w głowę i powiedział zażenowany.

- Zostawiłem swoje kluczyki chyba na komendzie. Poczekasz chwilę?

- Jasne Wesley. - powiedziałam z uśmiechem.

Harry szybkim krokiem poszedł w stronę komendy. Wyciągnęłam swojego Szajsunga, odpaliłam insta i zaczęłam go scrollować. Podczas oglądania kolejnego memeszka o Avengers'ach mój telefon pokazał mi, że dzwoni do mnie jakiś randomowy numer. Chwilę się zastanawiałam czy nie odbierać, ale co tam, raz kozie śmierć. Odebrałam telefon i zapytałam.

- Słucham?

- O, hej z tej strony Natasha z klubu... to zgadzasz się?

Czekaj na co to ja się miałam zgodzić? Aha, to te urodziny...

- Okey... tylko kiedy, gdzie i o której bo muszę wiedzieć czy mi z robotą nie konfliktuje.

- Impreza będzie 4 lipca w Stark Tower... - zaczęła mówić Natasha.

- Czekaj... gdzie kurwa? Stark organizuje temu twojemu "koledze" urodziny?

- No nie do końca - powiedziała wybita z rytmu Ruda - Mamy wspólnego znajomego i zgodził się to zrobić u niego... ogólnie impra zaczyna się od 16...

- 4 lipca to...?

- Sobota...

- Okey będę o 15:30 żeby się"zapoznać" z moim stanowiskiem pracy.

- Wielkie ci dzięki - powiedziała Natasha z wyczuwalną ulgą - To do zobaczenia!

- A Nata - powiedziałam dosyć szybko - Kim jest ten twój kolega?

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz