Rozdział XXXII 2/2

1K 46 170
                                    

Masz zamiar tak czekać aż się coś wydarzy

czy sam w końcu zaczniesz ciągnąć za sznurki swojego życia?

- Pytanie za dyszkę - powiedziałam po chwili ciszy odkładając naostrzoną katanę na stół i wzięłam się za ostrzenie drugiej. - Co ode mnie chcą.

- Abyś popełniła samobójstwo, a my mamy na to patrzeć, plus nagrywać. - powiedział przez zęby Tony nadal stukając w klawiaturę jak pojebany.

- Która godzina?

- Dochodzi piętnasta. - powiedział Kapitan chodząc nerwowo po pokoju.

Ciekawe, ile on tak kroków dziennie nabija?

- Musimy się wyrobić z wymyśleniem jakiegoś planu do godziny - powiedział Clint - Namierzyłeś ich?

- Tak i zaskoczę was, dzieciaki są tuż pod nosem. A dokładnie na Brooklynie, gdzieś w środku tego okręgu. - mówiąc to odwrócił komputer i pokazał palcem na czerwone pole.

Sam, pokazywał coś palcami, coś chciał przekazać... Spojrzałam na swoją dłoń i próbowałam naśladować to co zrobił z palcami Nova. Parę razy zgięłam palce w taki sam sposób jak zrobił to chłopak. I wtedy mnie olśniło! Fabryka! To był kod, który kiedyś im pokazałam! I oznaczał on niebezpieczeństwo...

- Fabryka... - powiedziałam cicho na głos odkładając z wielkim hukiem broń na stół. - Znajdź fabrykę, która znajduje się w tym czerwonym polu.

- Dziewczyno, zdajesz sobie, że to jest CENTRUM okręgu?

- Uwaga ciekawostka historyczna, podczas wojny na Brooklynie była fabryka broni oraz amunicji (A teraz do wszystkich, moja "książka" nie edukuje w sprawach historycznych tylko w sprawach biologiczno-chemicznych więc ta ciekawostka jest z dupy i wymyślona na potrzebę tego dialogu i dalszych wydarzeń), a teraz robi jako muzeum - powiedział Kapitan nadal chodząc. - Teraz zostało zamknięte ze względu na prowadzone tam śledztwo w sprawie śmiertelnego wypadku.

- Ty, to aż za bardzo doinformowany chłopie jesteś. - powiedział Tony grzebiąc coś na kompie.

- Skoro był tam wypadek, a na dodatek śmiertelny to musi tam być w cholerę śledczych, więc jakim cudem nie znaleźli żadnych dzieci? - zapytała Nat, siadając na stół.

- Proste... Dzieciaki są naćpane, nie wiedzą co się dzieje, a wypadek był w określonym miejscu, nie będą badać całej placówki tylko miejsca, w którym się to stało...

- Sam był najbardziej przytomny... - rzucił Kapitan.

- Nasz kochany chłopczyk od chi jest jednak genialny! - krzyknęła Wanda z entuzjazmem, a kiedy spotkała pytające spojrzenia odpowiedziała. - Jak wiecie, on swoje moce czerpie jakby z środka duszy. Jest tam bardzo silny i narkotyki czy leki nasenne na niego nie działają. Na pewno nie dają im jedzenia tylko trochę wody. Jest słaby, ale nie na tyle, aby nie "oczyścić" któregoś z dzieciaków. Wybrał Sama aby został żywicielem...

- Im szybciej ich odbijemy, tym lepiej. - mówiąc to wróciłam do ostrzenia broni.

- Co do planu... uważam, że jest on nam nie potrzebny - powiedziała Natasha.

- I co masz zamiar zrobić? Zapukasz do drzwi i powiesz " O przepraszam, my po dzieci. Weźmiemy je i już nas nie ma". Ja tego tak nie widzę.

- Nie mam zamiaru się cackać, tylko rozpierdolić to wszystko i wszystkich w cholerę. To jest mój plan. A składa się z paru punktów. Rozpierdol. Odbicie dzieci. Rozpierdol. W sumie trzy, szybka matma.

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz