Rozdział XXXIII (tak mordy, tu jest Loki)

1.4K 47 296
                                    

Dlaczego jestem taka, jaka jestem?

Bo po cholerę mam być sztucznie miła?


Przetarłam suche oczy i otwarłam je z wielkim trudem. Patrzyłam się przez jakieś parę minut w sufit.

Gdzie ja kurwa jestem?

Zamrugałam jakieś dwa razy i resztkami sił jakie znalazłam w sobie próbowałam usiąść. O dziwo mi się udało.

Pokój był pomalowany jasno zieloną farbą, a po mojej lewej znajdowało się cholernie duże okno ukazujące korytarz. Po prawej znajdował się stojak z kroplówką i brudnym bordowym woreczkiem.

Pewnie krew...

Zrzuciłam z siebie kołdrę i próbowałam wstać. Niebezpiecznie zachwiałałam się i poleciałam do tyłu lądując na łóżku, przy okazji wyrywając sobie wenflon. Jeżeli was interesuje czy bolało, to wiedzcie, że tak, w chuj bolało.

Złapałam się za zgięcie w łokciu i nacisnęłam na to, próbując zatrzymać drobne krwawienie. Po chwili takiego leżenia próbowałam wstać znowu, ale tym razem wsparłam się ramą łóżka. Tym razem się nie przewróciłam. Zrobiłam krok do przodu, a potem kolejny i kolejny. Kulejąc podeszłam do drzwi i szarpiąc otwarłam je. Ledwie wyszłam na korytarz kiedy po raz kolejny straciłam równowagę i z głośnym hukiem poleciałam na ścianę.

- Kurwa... - powiedziałam pod nosem i spróbowałam wstać z podłogi.

- Sofia! - krzyknął niespodziewanie Harry podbiegając do mnie i łapiąc w talii oraz podnosząc z ziemi. - Dlaczego nie wezwałaś pielęgniarki jak się obudziłaś?

- Gdzie jestem? - zapytałam półprzytomnie wstając z ziemi.

- W części szpitalnej u T.A.R.C.Z.Y! - a kiedy zobaczył moje półprzytomne spojrzenie dodał - Też mi się to nie podobało, ale mieli najlepszy sprzęt aby ci pomóc...

- Nova? - zapytałam łapiąc się go kurczowo kiedy wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę pokoju z którego dopiero co wyszłam.

- Operowałem go trzynaście godzin i piętnaście minut, ale przeżył. Jest w śpiączce. - mówiąc to otworzył nogą drzwi i wszedł do pomieszczenia. - Będą się starali go jutro wybudzić, ale to po kontakcie z kołyską.

- Współczuję tej Koreance... non stop ją sprowadzają, zero wytchnienia...

Kiedy to powiedziałam Harry położył mnie na łóżku, usiadł obok mnie i przyjrzał się ręce, w której był wenflon.

- Zdaję sobie sprawę, że nie lubisz wenflonów, igieł, kroplówek i tym podobnych rzeczy. - mówiąc to zerwał plater (bolało). - Ale wiesz, że te, które są wykorzystywane w szpitalach są naprawdę spoko.

Kiedy to powiedział wyjął papierowe opakowanie z wenflonem, otwarł je i wbił mi je w zgięcie łokcia.

Było to tak niespodziewane i szybkie, że moja reakcja była spóźniona o jakieś paręnaście sekund.

- Widzisz? - mówiąc to, poczochrał mi włosy. - Nie było tak źle młoda.

- Igły to zło, wenflony to zło, wszystko co jest wstrzykiwane do twojego ciała bez twojej zgody to zło - mówiąc to przycisnęłam rękę z motylkiem do klatki piersiowej.

- Gdyby nie to, to dawno by połowy ludzkości na świecie nie było. - mówiąc to wstał, odsłonił zasłony i otwarł okno.

- O kurwa... - powiedziałam niespodziewanie kiedy moja łepetynka uświadomiła sobie, że byłam nie przytomna i mogę nie mieć maski na sobie.

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz