Rozdział XL

503 34 28
                                    

Przepisem mojego sukcesu jest
to że liczę sama na siebie.

Dzisiaj... To ten dzień. Dzień w którym moja siostra skończyłaby trzydzieści cztery lata. Ósmy września był moim znienawidzonym dniem.

Zawiodłaś ją.

Wstałam i przetarłam oczy. Teraz odkąd mam na dziewiątą do pracy i wychodzę z niej o godzinie siedemnastej poznałam co to jest regularny sen.

Dziwnie się z tym czułam. Nie wracam do domu kiedy jest totalnie ciemno i trochę ciszej. Gdzie nie widzę nawalonych imprezowiczów szukających nowych miejsc na melanż czy wymiotujących meneli pod latarnią.

Inni agenci patrzyli na mnie z góry. Nie dziwię im się. Naprawdę. Od tak dostałam jedna z wyższych posad, jestem dużo młodsza od nich a na dodatek wrogiem w szeregach. Rozumiem po części ich frustrację.

Przez większość życia walczą z H.Y.D.R.Ą. a potem przychodzę ja, cała na biało mówiąca że od dziś z nimi pracuje. Oczywiście... Większość agentów domyśla się tego kim jestem...

Co jest moja pracą? Nadal uczę swoich uczniów, opracowuje plany ataków na jednostki H.Y.D.R.Y czy zajmuję się tworzeniem projektów nowych broni. Plus jestem zabójcą T.AR.C.Z.Y. ale jeszcze nikogo nie zabiłam. Jeszcze.


Wyłączyłam dzwoniący budzik i nachyliłam się nad śpiącym rudzielcem.

- Dzień dobry doktorku...

Czułam się jak bezwartościowe gówno.

Z trudem wstałam z swojego łóżka i ze łzami w oczach spojrzałam na mojego przyjaciela.

I pomyśleć, że teraz układam z nim plan... Dotyczący jego osoby... Że może umrzeć.

Poczłapałam do kuchni i zrobiłam sobie kawy.

Tęsknię za Jess każdego dnia. Za Will'em też. Brakuje mi ich śmiechu... Ciepła... Przytulsow... Brakuje mi ich.

- Wszystkiego najlepszego sis... - mówiąc to uniosłem kubek w gest toastu. - Twoje zdrowie.

Wypiłam duszkiem całą zawartość kubka. Nasypałam kotce jedzenia i usiadłam na sofie.

Zazwyczaj w jej urodziny brałam wolne. Bo nie potrafię sobie poradzić z ciężarem winy. Ale dzisiaj... Jest lżej. Delikatnie... Ale lżej.

Wzięłam bilety, które leżały na stole. Chciałam je dać dzisiaj moim uczniom, Steve'owi i jego przyjaciołom. Jako, że stary organizator wisiał mojej siostrze naprawdę dużo kasy za uszkodzenie mojej rury ( do tej pory nie oddał), to nowy organizator jako w częściowe zadość uczynienie dał mi dwanaście biletów do loży vipowskiej oraz zarezerwował w hotelu miejsca dla ludzi, którzy by wykorzystali te bony...

Po zawodach odda mi pozostałą część pieniędzy.

Ubrałam na siebie bluzę rudzielca która leżała na oparciu i podkuliłam nogi. Miałam jeszcze około godzinę do rozpoczęcia pracy...

Mogę jeszcze zadzwonić i skłamać... Że.. źle się czuje... Czy coś.

Stworzyłam mackę, która poleciała po mój telefon w kuchni. Nie muszę wam mówić jak byłam zdziwiona kiedy zobaczyłam wiadomość od Steve'a o treści " Przychodzisz do pracy dzisiaj tylko na 16 na zajęcia dzieciaków".

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz