Rozdział XXVII

1.3K 65 152
                                    

I tak mnie nikt nie zauważa...

- No i ja wtedy jej powiedziałam, że jest głupia! - powiedziałam uśmiechając się do mojej przyjaciółki, która dzisiaj miała na sobie piękną sukienkę w kolorze zieleni, a włosy miała zaplecione w dwa złote warkocze, które kończyły dwie czerwone kokardki.

- Mamo! - krzyknęła niespodziewanie Jessica za mną powodując to, że się wzdrygnęłam. - Abigail znowu rozmawia ze ścianą!

- Nieprawda! - odkrzyknęłam - Rozmawiam z moją przyjaciółką! - mówiąc to wskazałam ręką na koleżankę, a ta pomachała w stronę Jess.

Chwilę później do naszego pokoju (mojego i Jess) przyszła mama. Jak zwykle jej brązowe włosy były upięte w wysokiego koka, który przypominał taki mały pagórek i miała na sobie starą troszkę zniszczoną fioletową sukienkę, która była bardzo dopasowana do niej, jakby uszyta tylko i wyłącznie dla niej.

- Chodź kwiatuszku - powiedziała mama biorąc mnie na ręce. - Pożegnaj się ze swoją przyjaciółką i weźmiesz leki, dobrze?

- Paa - powiedziałam niechętnie machając do Liro, bo wiedziałam że to będzie już koniec zabawy z osobą, którą naprawdę lubię.

Zeszliśmy do kuchni i mama posadziła mnie na starym brązowym stole i podała mi trzy małe tabletki oraz kubek wody.

- Muszę to połykać? - zapytałam mając cicha nadzieję, że może tym razem będzie inaczej.

- Jeszcze tylko dzisiaj, dobrze? - zapytała mama gładząc mnie po włosach.

- Mówisz to codziennie - odburknęłam i połknęłam gorzkie tabletki.

Były koszmarnie nie dobre. Te tabletki były złe pod każdym możliwym względem!

Były niedobre!

Po nich nie mogłam rozmawiać ze swoimi przyjaciółmi i się z nimi bawić!

I chciało mi się po nich zawsze spać!

Zeskoczyłam ze stołu i poszłam z powrotem do swojego pokoju mając nadzieję, że Liro jednak nadal będzie tam na mnie czekać. Ale nie, jedyną osobą, która znajdowała się w pokoju była moja głupia starsza siostra, która siedziała przy biurku i pisała coś w swoim zeszycie.

Podeszłam do niej i złapałam za fragment jej wyblakłej zielonej sukienki i powiedziałam:

- Pobawisz się ze mną?

- Może później, teraz robię zadania domowe - odburknęła wracając do swojego wcześniejszego zajęcia.

Głośno westchnęłam i podeszłam do swojego łóżka. Uklęknęłam i wyjęłam spod niego duże tekturowe pudełko. To była tak zwana moja skrzynia na moje bezwartościowe skarby.

Zdjęłam pokrywkę i wyjęłam opakowanie zniszczonych kredek i plik tak cienkiego i marnego papieru, że jedno zbyt mocne dociśnięcie kredką i po papierze. Moje trochę zniszczone zielone żołnierzyki (niektórym brakowało głów, inni stracili ręce czy nogi w bitwie o kolacje) i ulubione czarne figurki żołnierzy.

Zdjęłam kołdrę ze swojego łóżka i poduszkę twardą jak kamień, podeszłam do wolnego krzesła, które stało pod oknem. Wzięłam i zaciągnęłam je obok łóżka i za jego pomocą zrobiłam prowizoryczny namiot. Wzięłam jeszcze latarkę abym miała tam jasno i weszłam do swojego namiotu.

Nie wiem ile czasu upłynęło w moim namiocie, ale chyba sporo skoro zdążyłam zrobić z małą kupkę rysunków i przeprowadzić trzy desanty na niemieckie i rosyjskie bazy kiedy usłyszałam charakterystyczny zgrzyt drzwi wejściowych i radosny krzyk Jess.

Córka ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz