𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐬𝐢ó𝐝𝐦𝐲

3.5K 190 150
                                    

sceny +18

Harry następnego dnia zauważył, że Draco jest w dość nie ciekawym stanie. Podkrążone oczy, roztrzepane włosy i pomięta szata zupełnie nie pasowały do jego wizerunku wyniosłego arystokraty.

Nie pojawił się na śniadaniu, a na lunchu niczego nie tknął. Gdy Potter podszedł do niego po lekcji i zapytał go co się dzieje, ten tylko powiedział że nie spał za dobrze i to wszystko. Ale Harry wiedział, że tu chodzi o coś więcej.

Następnego dnia było jeszcze gorzej. Blondyn był blady jak kartka papieru, a cienie pod oczami były ciemniejsze. Włosy nadal roztrzepane, a szata bardziej pomięta. Nie było go na żadnym posiłku i Harry bardzo się martwił. Postanowił zaczepić Pansy i Blaise'a i zapytać ich czy coś wiedzą na temat jego stanu.

Gdy po kolacji zauważył, że dwójka ślizgonów wstaje ze swoich miejsc i wychodzi, odrazu poszedł ich śladem. Granger i Weasley zauważając co się dzieje, również ruszyli za ślizgonami.

- Zabini! Parkinson! - zawołał Potter sprawiając, że wymieniona dwójka zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.

- Cześć Harry. - przywitał się Zabini i zerknął ponad ramieniem chłopaka na dwójkę gryfonów - Hermiona, Ron - skinął im głową.

Brunet nie był ani trochę zaskoczony tym, że ślizgon użył ich imion. Przyjaciele mówili mu, że pogodzili się z tą dwójką.

- Wiecie co się dzieje z Draco? - zapytał zaniepokojony, a ślizgoni posłali sobie smutne spojrzenia.

- Nie mamy pojęcia. Nie chce z nami rozmawiać. - powiedziała Pansy spoglądając na Harry'ego zaszklonymi oczami - Nawet z Davis'em nie spędza czasu. Chodzi na lekcje, potem wraca do dormitorium i się z niego nie rusza.

- Jasna cholera. - sarknął Potter przeczesując palcami swoje włosy - Mi też nic nie chce powiedzieć.

Z oczu Parkinson popłynęły łzy, a Granger podeszła do niej i niepewnie ją objęła. Pansy wtuliła się w nią, co jeszcze bardziej rozczuliło gryfonkę.
Chłopcy spojrzeli po sobie smutnym wzrokiem. Muszą coś zrobić. I to szybko.

* * *

Draco kierował się w stronę Pokoju Życzeń. Czuł się okropnie. Nie chciał tego robić, ale z drugiej strony bał się, że krukon spełni swoje groźby. Z tego co już zdążył zauważyć, mógł spokojnie wywnioskować, że Davis był nienormalny. Nie pójdzie też do żadnego nauczyciela, bo co mu ma powiedzieć? Wstydził się tego jak chłopak go potraktował. Nie chciał żeby ktokolwiek o tym wiedział.

Pod wyczarowanymi drzwiami stał już Davis. Gdy ujrzał blondyna, na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Oboje weszli do pomieszczenia, w którym pojawiło się wielkie łóżko, kanapa, dwa fotele i stolik. Zanim ślizgon zdążył chociażby mrugnąć, został przyparty do ściany. Usta Conana zmiażdżyły te jego w brutalnym pocałunku, a ręce czarnowłosego znalazły się pod jego koszulą. Szybkim ruchem zaczął ją rozpinać i chwilę potem już leżała na podłodze. W ślad koszuli poszła reszta ubrań. Gdy byli już nadzy, sytuacja sprzed dwóch dni się powtórzyła. Tym razem jednak, zanim krukon skończył w ustach ślizgona, złapał go za włosy i podniósł. Pociągnął go w stronę łóżka i zawisł nad nim. Zaczął oznaczać szyję blondyna malinkami zjeżdżając coraz niżej. Draco przez cały czas miał zamknięte oczy, nie chcąc spoglądać na drugiego chłopaka. Otworzył je gwałtownie kiedy poczuł palec krukona w swoim wnętrzu. Conan zaśmiał się złośliwe widząc reakcję młodego Malfoy'a i dołożył po chwili drugi. Blondyn syknął czując rozchodzący się ból i odchylił głowę do tyłu. Po chwili poczuł, że palce zostały zamienione na coś większego. Ślizgon zacisnął ręce na pościeli i przygryzł wargę tak mocno, że poczuł metaliczny posmak swojej krwi.

Conan obserwował twarz niższego chłopca. Widok jego całkowicie złamanego, jeszcze bardziej go nakręcał. Zaczął się w nim poruszać, na początku wolno, żeby po chwili przyspieszyć. Nie interesowało go, że zostawi ślady czy jakiekolwiek siniaki na jego ciele.
Niższy chłopak czuł się coraz gorzej. Obrazy rozmazywały mu się przed oczami i miał wrażenie, że odlatuje.
Conan widząc jego stan, mocno nim potrząsnął. Gdy to nie zadziałało, zamachnął się i uderzył go z całej siły w twarz. Ślizgon zamrugał powracając do rzeczywistości i skrzywił się czując rozchodzący się po twarzy ból. Dotknął ręka swojego nosa zauważając, że krwawi. Zanim zdążył zrobić cokolwiek, Conan skończył i opadł obok niego na łóżko. Gdy unormował oddech, wstał i jakby nigdy nic zaczął się ubierać.

Zapinając ostatni guzik, czarnowłosy zerknął na leżącego na łóżku chłopaka. Wyglądał doprawdy żałośnie. Roztrzepane włosy, ślady paznokci na klatce piersiowej, pęknięta warga i krwawiący nos. Blondyn leżał nieruchomo z zamkniętymi oczami i wyglądał jak martwy. Jedynie widoczne unoszenie się klatki piersiowej świadczyło o tym, że żyje.

- Doprowadź się do porządku i wracaj do siebie. - oznajmił chłodno.

Chłopak otworzył zaszklone oczy i wbił w niego wzrok. Czarnowłosy przez chwilę poczuł wyrzuty sumienia, jednak zaraz potrząsnął głową i odgonił te myśli. Rzucił blondynowi ostatnie spojrzenie, po czym opuścił Pokój Życzeń.

Ślizgon próbował się podnieść, jednak uniemożliwił mu to ból w dolnych partiach ciała. Opadł spowrotem na łóżko i wybuchł płaczem. Schował twarz w trzesących się dłoniach, przy okazji rozcierając na nich swoją krew.

Dopiero, gdy zdołał się uspokoić, ponownie spróbował się podnieść. Skrzywił się z bólu, ale dał radę podnieść się do siadu. Wstał powoli z łóżka i zaczął się ubierać co chwilę sycząc i wyklinając. Zerknął na zegar wiszący na jednej ze ścian. 00.47. Nikogo nie powinno być na korytarzu. Musiał jakość dojść do swojego dormitorium, a nie miał zamiaru pozwolić żeby ktoś jeszcze zobaczył go w takim stanie. Nie znał żadnych zaklęć leczniczych i nie miał przy sobie żadnych eliksirów. Nawet pieprzonych chusteczek nie miał, które by pomogły chociaż trochę zatamować krwawienie z nosa. Gdy skończył się ubierać, wolnym krokiem wyszedł z Pokoju Życzeń i ruszył w stronę lochów, modląc się aby nikogo nie spotkać.

_________________________________________

Przepraszam za ten rozdział ;(
Zostawmy ♡ dla Draco

𝐛𝐫𝐞𝐚𝐭𝐡𝐢𝐧 || 𝐝𝐫𝐚𝐫𝐫𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz