Draco wracając do lochów nie spotkał nikogo. Gdy zamknęły się za nim drzwi dormitorium, rzucił się na łóżko i kolejny raz tego dnia zalał się łzami. Czuł się brudny i zepsuty. Conan zrobił z niego swoją dziwkę. Wypieprzył go i zostawił. To tak cholernie bolało.
Wstał powoli krzywiąc się przy tym i poszedł do łazienki. Gdy zerknął w lustro, uświadomił sobie jak okropnie wygląda. Przemył twarz zimną wodą, mocząc przy tym włosy. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Chciał zmyć z siebie dotyk tego pieprzonego krukona. Mimo, że robił to delikatnie, to i tak każdy dotyk sprawiał mu ból. Oparł się plecami o kabinę i zsunął się na podłogę.
Nawet nie wiedział, ile czasu tak siedział. Po kilkunastu minutach opuścił łazienkę w samym ręczniku. Ubrał się w pierwsze lepsze rzeczy i położył się do łóżka. Nie mógł jednak zasnąć i już wiedział, że zaliczy kolejną nieprzespaną noc.
* * *
Przez cały weekend, Malfoy nie opuszczał swojego pokoju. Z nikim nie chciał rozmawiać, nie jadł i nawet nie wstawał z łóżka. W niedzielę wieczorem, Blaise nie wytrzymał. Oznajmił Pansy, że idzie z nim porozmawiać i jak będzie trzeba to porządnie go opieprzy. Nie może się tak zachowywać. Coś musiało się stać.
Brunet wpadł do dormitorium przyjaciela i zauważył go siedzącego na łóżku. Podszedł bliżej i zajął miejsce obok blondyna. Ten nawet nie podniósł na niego wzroku. Siedzieli tak chwilę w ciszy, dopóki nie przerwał jej Zabini.
- Powiesz mi co się z tobą dzieje? - zapytał.- Nic. - usłyszał cichą odpowiedź.
- Cholera Draco, - zdenerwował się - to nie jest nic! Nie wychodzisz z pokoju, nie jesz i nawet nie chcesz z nami rozmawiać! Tak się nie zachowuje osoba, z którą jest wszystko w porządku!
- Daj mi spokój. - powiedział chowając twarz w dłoniach.
- Oj nie. - pokręcił głową - Nie ma takiej kurwa opcji. Albo powiesz mi co się dzieje, albo pójdę do Snape'a i już nie będzie tak kolorowo.
Malfoy poderwał głowę i spojrzał przyjacielowi prosto w oczy.
- Nie zrobisz tego. - syknął.
- Tak myślisz? No to kurwa patrz. - wstał i już miał wychodzić, kiedy poczuł, że Draco łapie go za nadgarstek.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Proszę nie idź. - powiedział błagalnie - Obiecuję, że ci o wszystkim powiem, tylko jeszcze nie teraz. W porządku?
Zabini zlustrował twarz przyjaciela i westchnął.
- No dobrze.
* * *
Następnego dnia Draco został zmuszony przez Blaise'a do pójścia na śniadanie. Zasiadł niechętnie przy stole, omijając wzrokiem jak ognia stół Ravenclawu. Nie chciał patrzeć na Davis'a. Nie chciał widzieć na jego twarzy tego złośliwego uśmiechu i satysfakcji.
Wypił kubek kawy i zjadł jednego tosta, którego wmusiła w niego Pansy. Później w towarzystwie przyjaciół ruszył pod salę lekcyjną.
- Malfoy! - usłyszał ten piękny i melodyjny głos. Odrazu zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
Potter podszedł bliżej, a zaraz za nim pojawili się Ron i Hermiona.
- Jak się czujesz? - zapytał brunet patrząc na niego z troską. Martwił się o niego.
- Dobrze. - powiedział niezbyt przekonująco.
Po chwili zerknął nad ramieniem Pottera i zamarł. Conan szedł w ich stronę.
- Cześć kochanie. - przywitał blondyna jak gdyby nigdy nic.
- Cześć. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Davis oplótł go ramieniem w pasie i nachylił się.
- Pokój Życzeń dzisiaj o północy. - wyszeptał tak żeby nikt inny nie usłyszał.
Pocałował chłopca w policzek i odsunął się. Skinął głową reszcie zgromadzonych i odszedł.
Draco blady jak kartka stał wpatrując się w odchodzącego chłopaka. Po chwili poczuł rękę na ramieniu i wzdrygnął się. Powoli odwrócił głowę i spojrzał na Harry'ego.
- Wszystko okay? - zapytał gryfon zdziwony dziwną reakcją blondyna.
Zauważył, że wzrok Pansy, Blaise'a, Hermiony i Rona również spoczął na jego osobie. Wymusił lekki uśmiech i pokiwał głową.
- Tak, jasne. Idziemy na te Zaklęcia?
* * *
Harry siedział przy kominku w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i rozmyślał. Jego głowę zaprzątał Malfoy i jego dziwne zachowanie. Bardzo się martwił o chłopaka i chciałby mu jakoś pomóc. Ale nic nie zrobi nie znając problemu. Skoro nawet nie chce rozmawiać o tym z najlepszym przyjacielem, to dlaczego miałby powiedzieć jemu?
- O czym tak myślisz? - usłyszał głos Ginny i jęknął w duchu. Tylko nie ona.
- O Draco. - walnął prosto z mostu.
Weasley zacisnęła usta w wąską kreskę i dosiadła się do chłopaka.
- Niby po co? - zapytała.
- Co po co? - zmarszczył brwi.
- Po co o nim myślisz. - powtórzyła zirytowana dziewczyna.
- Martwię się o niego. - wyznał.
Ginny nie wytrzymała.
- Co on cię wogóle obchodzi?! Wcześniej byś się cieszył z tego, że coś mu się stało! Byliście wrogami! A teraz bawisz się w troskliwego przyjaciela?! Masz się kim opiekować, więc przestań myśleć o tym pieprzonym ślizgonie!
Harry patrzył na nią zszokowany. Nigdy wcześniej nie widział u niej takiego wybuchu.
- Jesteś zazdrosna? - zapytał złośliwie.
Twarz dziewczyny przybrała szkarłatną barwę.
- Twoje zachowanie jest śmieszne Ginny. - powiedział kręcąc głową - Kiedy do ciebie wreszcie dotrze, że cię nie kocham? Nie możesz nikogo zmusić do miłości!
Rudowłosa zacisnęła dłonie w pieści i spojrzała na chłopaka ze złością. Wstała i obracając się na pięcie ruszyła do
swojego dormitorium.* * *
Malfoy leżał na łóżku wpatrując się tępo w sufit. Zbliżała się północ, a on nie był do końca pewny co ma zrobić. Siniaki i zadrapania jeszcze nie zniknęły, a nie miał zamiaru dokładać sobie nowych. Jeśli ktoś by je zobaczył, to byłby koniec. Blaise nie dałby mu spokoju dopóki by się nie dowiedział wszystkiego.
Poza tym było mu strasznie głupio z powodu tego jak potraktował swoich przyjaciół. Oni się martwili, a on miał ich głęboko gdzieś. Przecież to nie była ich wina. Nie wiedział nawet, że pogodzili się z Golden Trio, taki z niego wspaniały przyjaciel. Nie interesował się tym jak się czują. Nie obchodziło go to, że boli ich jego zachowanie.
Wszystko przez tego pieprzonego krukona. Miał dość.
Postanowił, że dzisiaj nigdzie nie pójdzie.
CZYTASZ
𝐛𝐫𝐞𝐚𝐭𝐡𝐢𝐧 || 𝐝𝐫𝐚𝐫𝐫𝐲
Romantizmh.potter x d.malfoy Uczniowie Hogwartu w większości wiodą beztroskie życie. Voldemort nie żyje od szesnastu lat i nikomu nie zagraża. Młody Malfoy i Potter są szkolnymi wrogami i z perspektywy innych osób można by stwierdzić, że się nienawidzą. Żade...