Światła na scenie przygasły, okrzyki na widowni ucichły, a adrenalina wypełniła mój krwiobieg. To oczekiwanie aż zespół zacznie grać, by w końcu ich muzyka mogła pochłonąć cię całego. Myśl, że jesteś częścią czegoś wielkiego. Wzrastające podniecenie, przyspieszające oddechy... To wszystko sprawia, że masz ochotę krzyczeć, śpiewać, tańczyć, skakać z radości, a zamiast tego siedzisz wbity w czerwone, zamszowe krzesło z wyszczerzoną w uśmiechu gębą.
Gdy czerwone reflektory znów zostały włączone, na scenie można było dostrzec trzy postacie z gitarami przewieszonymi przez ramię i jedną, siedzącą za perkusją. Co mnie zdziwiło, Keith nie trzymał elektrycznej gitary, tylko klasyczną. Melodia, którą zaczął na niej wygrywać była powolna i smutna. Tak samo jak słowa piosenki.My father told me
You're not the right girl
You'll break my heart
And then walk away
I couldn't believe him
I called him a liar
But now I know
That you were the one lying.Oh, baby
Tell me what I did wrong
Why did you hurt me so bad
All I've ever wanted was you by my side
And now I have to deal with my broken heart.Tuż przed ostatnim refrenem do Keith'a dołączyła reszta zespołu zamieniając delikatną, niemalże popową melodię w hard rockową. Cała piosenka była przepełniona bólem i smutkiem, który udzielił się nawet mi, mimo że tylko siedziałam na widowni i znana byłam z braku wszelkiej empatii.
Nawet nie zauważyłam, gdy cała widownia podniosła się ze swoich foteli i zaczęła klaskać. Dołączyłam do nich i z niewiadomych powodów, uśmiechnęłam się. Pewnie atmosfera mi się udzieliła.
- The Contemporary Miracles! - wrzasnął Will, wychodząc na scenę. - No przyznać się, kto płakał?
Odwróciłam się za siebie i zauważyłam, że kilkanaście osób podniosło ręce do góry. Brown zaśmiał się.
- Ja sam uroniłem parę łez. A ty Amando?
- Byłam bliska, ale udało mi się je powstrzymać. W końcu nie mogę rozmazać makijażu. - Zaśmiała się pod nosem, a tłum jej zawtórował. - Chłopcy... Niesamowite. Energia z jaką zakończyliście piosenkę... Dodała jej magii i oryginalności. Świetny pomysł. Tak trzymać!
- Bill? Co ty sądzisz?
- Dobra muzyka, silne głosy, nieprzeciętność... W skrócie to, co lubię. Tworzymy nowy czasownik, Drodzy Państwo! Miracling, czyli dawanie czadu!
- Uuuu... To mi się podoba. Jeśli chcesz, by The Contemporary Miracles znów dało czadu, wyślij SMS'a o treści 3 na numer 735*. - powiedział Will, zwracając się do widzów za telewizorami. - Keith, może chcesz coś dorzucić?
- Cóż... - Chłopak zaczął skanować wzrokiem widownię, aż w końcu zatrzymał się na mnie. Uśmiechnął się lekko zadowolony i nachylił do mikrofonu. - Podoba mi się tutaj.
Odpowiedziało mu saldo śmiechów i oklasków.
Prowadzący jeszcze raz przypomniał, kto dla nich przed chwilą wystąpił, a gdy zespół zszedł ze sceny, zajął się sprawozdaniem z dzisiejszego programu, by ludzie wiedzieli na kogo głosować i zapowiedział przerwę na reklamy. Wiele osób opuściło na ten czas aulę, ale ja zostałam w środku rozdając swoje pierwsze w życiu autografy.Bez pukania weszłam do garderoby i przywitałam się z siedzącymi tam ludźmi. Keith na mój widok poderwał się z kanapy i stanął naprzeciw mnie tak, by nie dzieliła nas zbyt duża odległość.
- Hej... - przywitał się lekko zachrypniętym głosem. - Przyszłaś na obściskiwanie się w garderobie? W porę. Już zaczynaliśmy.
Prychnęłam cicho i ruchem głowy odrzuciłam zabłąkane kosmyki włosów z twarzy. Nemo zaśmiał się cicho i jeszcze bardziej do mnie zbliżył, by po chwili położyć dłonie na moich biodrach.
- Dziękuję, że byłaś na występie. To wiele dla mnie znaczy - wyznał.
Jego bliskość, dłonie na biodrach... Kurwa, ludzie się na nas patrzą!
- Kto powiedział, że przyszłam dla ciebie? - spytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu. - Może po prostu chciałam zobaczyć występ Seven Years Ago?
- Byli chujowi. A teraz przejdźmy do ciekawszych rzeczy.
Keith przycisnął mnie do siebie i schylił głowę, by dosięgnąć moich ust. W ostatniej chwili położyłam dłoń na jego klatce piersiowej i lekko go odepchnęłam.
Nie mogłam tego zrobić Po prostu nie mogłam. Już nawet nie chodziło o to, że obserwowało nas około dwudziestu osób. Dawno zdążyłam o nich zapomnieć. Ja zwyczajnie nie mogę całować się z pierwszym lepszym chłopakiem. Tamten pierwszy pocałunek był błędem. Jaką mam gwarancję, że Nemo na mnie zależy? Może chodzi mu tylko o seks, a ten cały tekst o tym jak to potrafię być miła i on chce mnie poznać jest tylko sposobem na zaciągnięcie mnie do łóżka. Nie chcę być jedną z tych dziewczyn, co płaczą z powodu jakiegoś faceta. Dlatego postanowiłam nie wiązać się z Keith'em w żaden romantyczny sposób póki nie poznam go bliżej i będę wiedziała, że jest tego wart. Problem w tym, że przy nim ciężko mi było zachować choćby szczątki asertywności.
- Przyjaciele tak nie robią - powiedziałam tak cicho, że miałam wątpliwości, czy mnie usłyszał.
- To bądźmy kimś więcej niż przyjaciółmi.
Teraz jego usta znajdowały się jedynie parę centymetrów od moich. Czułam jak moje ciało powoli poddaje się jego woli. Powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy, nawet nie licząc na to, że podziała.
- Nie byliśmy na ani jednej randce.
Chłopak cały zesztywniał i odsunął się ode mnie.
- A koncert? - spytał w końcu. Jego głos przesiąkał goryczą - Co to niby było?
- Przyjacielskie wyjście. Była nas ósemka - przypomniałam
- Tak. Przez pięć minut. Potem reszta gdzieś zniknęła w tłumie i zostaliśmy sami.
- To nadal nie była oficjalna randka.
Keith prychnął. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zazwyczaj uśmiechał się od ucha do ucha i żartuje przy najbliższej okazji, a teraz wyglądał jakby chciał kogoś zamordować.
- A jak według ciebie wygląda oficjalna randka?
Powstrzymałam chęć wbicia wzroku w podłogę. Cholera! Nie spodziewałam się tego pytania.
- Nie wiem. Nigdy na żadnej nie byłam - przyznałam. Podobno czasem prawda popłaca, mam rację?
Oczy Nemo natychmiast złagodniały. Przyglądał mi się chwilę, zdziwiony i zmartwiony zarazem.
- Nigdy nie byłaś na randce?
Nie! Czy to źle?! Zasługuję przez to na miano psychola? Zresztą to nie ja jestem facetem zachowującym się jak baba w ciąży!
- Nie - odparłam stanowczo, trzymając głowę uniesioną do góry. Próbowałam chociaż zachować pozory dumy ze swoich decyzji.
Keith uśmiechnął się szeroko.
No jak baba w ciąży! Zaraz jeszcze zacznie płakać, a potem znów strzelać piorunami z oczu.
- Czuję się zaszczycony być pierwszym chłopakiem, który cię na nią zabierze.
- Keith Seaborn... Czy ty właśnie zaprosiłeś mnie na randkę - spytałam przesadnie zdziwionym głosem.
Ktoś w tyle zagwizdał, a jeszcze inny zaczął klaskać.
- Zamknąć się tam! - wrzasnął Nemo, a ja już nie mogłam powstrzymać śmiechu. Jego rozdrażnienie było wprost urocze.
Czy ja właśnie użyłam słowa urocze? Chyba jednak jestem psycholem. Mam nadzieję, że mają w Vegas jakiś psychiatrów...
- To.. Cai... Zgodzisz się pójść ze mną na randkę?
- Jasne. Tylko w żadne publiczne miejsce. Nie chcę, żeby ktoś mnie z tobą zobaczył.
Chłopak zaśmiał się, kręcąc głową po czym złożył pocałunek na moim policzku.
- Już nie mogę się doczekać - wyszeptał do mojego ucha, po czym zabrał swój plecak i wyszedł z garderoby.
Cóż... Zgaduję, że nie jesteśmy już przyjaciółmi...* numer zmyślony. Nie dzwonić mi tam!!!
*
Miałam życzyć miłych walentynek, ale coś nie mogłam napisać tego rozdziału i trochę mi się zeszło. Walentynek zostało jakieś 15 minut, więc zgaduję, ze już się nie opłaca.
Chodź wiele rzeczy można zrobić w 15 minut....Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał pomimo, że jest beznadziejny.
Zapraszam do komentowania, gwiazdkowania, polecania znajomym i nauczycielom (no dobra... tym to nie XDDD) no i... Miłych Po-walentynek, kochani!XO XO
Julia
![](https://img.wattpad.com/cover/28623342-288-k813287.jpg)
CZYTASZ
Even With Fire
RomanceKeith to najbardziej irytujący człowiek na świecie. Jest niebiańsko przystojny, lubiany, a jego życie zdaje się być wprost idealne. Zupełne przeciwieństwo Caitlin, która uważa się za konkurencję dla samego szatana. Serce jednak nigdy nie pyta się o...