9. Idź Się Zabawić

86 8 0
                                    

Już usypiałam. Powieki mi opadły, a obraz Keith'a opuścił umysł. Jedną nogą już byłam w krainie swoich snów, gdy usłyszałam jakąś metalową melodię. Zerknęłam zdezorientowana na anioła stojącego przede mną, a on tylko otworzył usta i zaśpiewał:

...and the road becomes my bride
I have stripped of all but pride
So in her I do confide
And she keeps me satisfied
Gives me all I need

Marszczę brwi. Skąd anioł zna tekst Whenever I May Roam Metallici?! Zapewne słuchają jakiejś muzyki, ale raczej spodziewałabym się czegoś na wzór Cicha Noc. Przyjrzałam się bliżej jego twarzy. Coś mnie zaniepokoiło. Niebieskie oczy, brązowe włosy z miodowym połyskiem, idealny uśmiech i dwa słodkie dołeczki na policzkach... Keith. Keith jest aniołem... No jasne, że tak! Jak inaczej wyjaśnić jego urodę?! To oczywiste, że nie jest istotą ludzką. Wyciągnął do mnie ręce... Co się stanie, gdy je złapię...? A chrzanić konsekwencje! Już dotknęłam opuszkami palców jego dłonie, gdy obraz mi się rozmazał. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę z tego, że leżę w swoim łóżku... Sama. Nie, żebym wolała, by ktoś był w nim razem ze mną. Szczególnie nie ktoś taki jak Keith.
Podniosłam się lekko do pozycji siedzącej i zerknęłam na szafkę nocną. Dzwonił mój tata. Stąd Whenever I May Roam...
Szybko chwyciłam komórkę do ręki i odebrałam połączenie.
- Halo? - odezwałam się zaspanym głosem.
- Córuniu! Tak świetnie zagrałyście! Nawet mamie się spodobało - niemalże krzyczał.
- Tak, wiem... Przecież mama uwielbia Taylor Swift - powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.
Mimo że ja z tatą jesteśmy fanami metalu i rocka, moja mama preferuje wokalistów takich jak Taylor Swift, Jennifer Lopez czy Beyoncé. Ciągle się zastanawiam jak ta dwójka się zeszła... Bo na pewno nie na koncercie Led Zeppelin.
- To kiedy następny występ?
- Najszybciej za trzy tygodnie. Do tego czasu będzie kontynuacja pierwszego etapu.
- Trzy tygodnie?! Trzy tygodnie bez mojego misiaczka na scenie?!
Czemu, ale to czemu mimo mojego wieku on wciąż mówi do mnie misiaczku?!
- Potrzebujemy trochę czasu na próby - wytłumaczyłam, próbując go przekonać, że to wcale nie taka kiepska sprawa. Mamy całe dwadzieścia jeden dni na udoskonalenie się, a co za tym idzie - zapewnienie sobie przejściówki do trzeciego etapu.
Śmiech po drugiej stronie słuchawki trochę mnie zaskoczył.
- Nie mów mi, że spędzisz ten czas na próbach...
Zmarszczyłam brwi...
A co myślisz?! Że pójdę do klubu ze striptizem?!
- A co innego mam robić?- spytałam zdezorientowana. Może i nie należę do najgrzeczniejszych dziewczynek, ale jedyne co tu jest to kasyna i kluby. Niby gdzie miałam iść? Starcić wszystkie swoje pieniądze w grze w pokera, którego zasad nie znam czy potańczyć do muzyki, której nie cierpię?
- Kotku, jesteś w Las Vegas! Pewnie to co za chwilę powiem nie uczyni mnie dobrym, odpowiedzialnym ojcem, ale chcę, żeby te trzy miesiące były najlepszymi w twoim życiu. Idź. Się. Zabawić.
Czy mój ojciec właśnie mi zaproponował, bym poszła do klubu, upiła się w trzy dupy i straciła dziewictwo w toalecie?! Oddajcie mi mojego tatę!
Zaniemówiłam. W sumie tata zawsze dawał mi luzy, ale nigdy nie aż takie... Teraz głupio mi było zaprzepaścić tą szansę i zwyczajnie spędzić te trzy tygodnie w sali do prób.
- Jasne. Wymyślimy coś z dziewczynami. A teraz muszę się położyć. Miałam ciężki dzień.
- Oczywiście, kotku. Tylko nie mów mamie! Pa pa! Dobranoc!
Rozłączyłam się i wróciłam do spania. Obym tylko nie wróciła z Vegas bez jednego zęba*...

Gdy zeszłam na dół na śniadanie, dziewczyny już dawno piły kawę, przy magazynie porannym. Darowałam więc sobie ten najważniejszy posiłek dnia i dosiadłam się do nich z filiżanką cappuccino.
- Mamy trzy tygodnie wolnego... Co robimy? - spytałam, nie zawracając sobie głowy powitaniem.
- Ćwiczymy - odpowiedziała Jackie. Ona z kolei nie zawracała sobie głowy spojrzeniem na mnie.
- A oprócz tego?
- A chcesz robić coś oprócz tego? - spytała Violet, poprawiając swoją blond grzywkę.
- Cóż... Jesteśmy w Vegas. Szkoda by było z tego nie skorzystać.
- Chodźmy się wdrapać na wieżę Eiffla - zaproponowała Jackie, a jej głos aż ociekał sarkazmem.
- Świetny pomysł! Tu jest niższa.
Jacqueline obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem, po czym wróciła do obserwowania Jareda Leto, który Bóg wie, co robił w magazynie śniadaniowym.
Więcej się nie odzywałam. Wiedziałam, że to nie ma sensu. Jak Jackie nie chce gdzieś iść to nie pójdzie, a reszta moich przyjaciółek zawsze stanie po jej stronie. Pieprzona charyzma.

Klopsiki, szpinak, lasagne, spaghetti, wieprzowina, wołowina, baranina... Czy jest coś, czego nie ma na tej stołówce?! Łazi człowiek na prawo i lewo, zagląda do wszystkich garnków, nakłada wszystko po kolei, a potem siada do stołu z talerzem, z którego można by nakarmić całą Afrykę. Oczywiście połowę tego jedzenia zostawiłam, bo to wyjatkowo kiepski moment na przybranie na wadze. Ludzie, gdy stają się sławni, zaczynają się odchudzać, a nie tuczyć.
Szłyśmy w stronę windy, by udać się na 10 piętro na próbę, gdy minęłyśmy na korytarzu The Contemporary Miracles.
- Hej! - odezwał się perkusista i podszedł do Violy. - Mamy bilety na koncert Limp Bizkit. Chcecie iść z nami?
- Stary! To miał być męski wieczór - jęknął Dean. Powinien się zastanowić nad zawodem jęczybuły. Zrobiłby niezłą karierę.
- Oj przestań! Będzie fajnie. Nas jest cztery, ich jest cztery... Po jednej dla każdego.
- Nie jesteśmy jakimiś paczkami czekolady, którymi możecie się między sobą podzielić - warknęłam. Perkusista zrobił przerażoną minę, jakgdybym właśnie odkryła jego kolekcję magazynów pornograficznych, skrywanych pod łóżkiem.
- Nie... Nie miałem tego na myśli... - zaczął się tłumaczyć. Zauważyłam, że ma wyjątkowo nietypowy dla faceta tik nerwowy - zakładanie trochę zbyt długich włosów za ucho.
- Dobra, Stanley... - odezwał się czwarty chłopak, niesamowicie niskim głosem.
Też jest przystojny. Ma czarne włosy i oczy, a także dosyć ciemną karynację. Tak jak reszta zespołu jest nieźle zbudowany i ubiera się cały na czarno. Trochę za dużo w nich czerni... Powinni się nazywać The Contemporary Blackness.
Basista podszedł do przyjaciela i klepnął go po ramieniu.
- Chciałeś dobrze, ale nawet gdybyśmy chcieli, nie mamy tylu biletów - stwierdził.
- Właściwie... To... Ja... Mogłem kupić parę biletów na zapas...
Wszyscy wlepili swój wzrok w Stanley'a (ciekawe czy to jego imię czy nazwisko...?). Kto normalny kupuje na koncert cztery zapasowe bilety...? Muszą mieć jakąś tendencję do gubienia rzeczy. Chyba, że chodzi o Violet...
- No! To problem rozwiązany! - odezwał się Keith z szerokim uśmiechem na ustach i wzrokiem skierowanym prosto na mnie. - Dziewczyny idą z nami.
Chciałam się sprzeciwić, wytłumaczyć, że może to nie najlepszy pomysł, ale to nie było pytanie. Keith zwyczajnie się ulotnił zanim zdążyłam otworzyć usta, a reszta chłopaków razem z nim. Przetworzyłam właśnie zdobyte informacje i podeszłam do Violy.
- Czy ty i ten... Stanley coś do siebie czujecie? - spytałam zaciekawiona. Czerwień, która pojawiła się na jej policzkach potraktowałam jako tak. - Czemu mi nic nie powiedziałaś?!
- Ostatnim razem, gdy Violet poinformowała cię o swoim chłopaku, wyśmiałaś ją - przypomniała Jacqueline, zakładając ręce na piersi.
- Oj przestań! Widziałaś go?! Strach na wróble by się przestraszył .
- Hej! Może nie był najprzystojniejszym chłopakiem na ziemi, ale miał wielkie serce! - powiedziała Violet, teraz czerwona ze złości.
- Hmm... Zastanawia mnie, gdzie się podziało jego wielkie serce, gdy cię zdradził z prostytutką...
Na moje słowa wszystkich zamurowało, co uznałam za znak wygranej bitwy, więc ruszyłam w głąb korytarza. Dziewczyny dołączyły do mnie chwilę później i przez całą podróż windą nie odezwały się ani słowem.

* odniesienie do filmu Kac Vegas, gdzie po wieczorze kawalerskim w Las Vegas jeden z bohaterów obudził się bez zęba.

Even With FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz