Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, gdy okazało się, że zespół, którego będziemy musiały stamtąd wygonić to The Contemporary Miracles.
- Hej, chłopcy! - przywitała sie Jacqueline, pewnym krokiem wchodząc do sali. - Sorry, ale musicie się stąd wynieść.
Dla zapewnienia ich, że nie żartuje Jackie położyła swoją torbę na krześle pod oknem i zaczęła wyjmować skrzypce.
Trzech chłopaków, w tym ten, z którym wczoraj rozmawiałam, stało na środku sali, a czwarty siedział schowany za perkusją. Łączyło ich jedno - oniemiałe miny.
- Słucham?! - pisnął jeden z nich, ten najbardziej przerażający. Obie ręce miał w całości pokryte tatuażami, jego nos zdobił srebrny kolczyk w kształcie półkola (kolczyków w uchu nawet nie próbowałam policzyć). Do tego miał wygolony lewy bok głowy, a reszta jasnych, niemalże białych włosów zasłaniała mu prawe oko, co mogę uznać za plus, gdyż to lewe patrzyło na nas z taką nienawiścią, że nie wiem, czy gdybyśmy dostały jeszcze drugą taką dawkę nie zamieniłybyśmy się w kamień. - Jaja sobie robisz?! Zajeliśmy tą salę! Spierdalajcie i znajdźcie sobie inną.
- Właśnie nie możemy - odpowiedziała mu ze spokojem Jackie. - To jedyna, w której jest keyboard.
- A wy co?! Chopin Girls?! - zaśmiał się, a koledzy mu zawtórowali. Wszyscy, oprócz głównego wokalisty, z którym miałam okazję rozmawiać przy recepcji. On tylko lustrował mnie wzrokiem. Ale nie jak to robi większość facetów. Nie tak, jakbym była jakimś tortem, który ma ochotę zjeść. Patrzył na mnie... Z podziwem, a nawet współczuciem, którego pochodzenia nie byłam w stanie znaleźć.
- Właściwie to The Cletal. - odezwałam się. Głównie po to, by mieć pretekst do odwrócenia wzroku od chłopaka o miodowych włosach. Nie chciałam, by pomyślał, że jestem nieśmiała, ale sposób w jaki na mnie patrzył był dosyć krępujący i dłużej mogłabym tej presji nie wytrzymać. - Gramy połączenie metalu z muzyką klasyczną.
- Ta... Powodzenia z tym. - skomentował blondyn, śmiejąc się głośno.
Miałam ochotę mu przywalić i pewnie bym to zrobiła, gdyby nie to, że nie miałam szans na wygranie tej walki. Gość był nieźle napakowany.
- OK, chłopcy - zaczęła Violy swoim słodkim do bólu głosem. - Nie możecie po prostu zwolnić nam tej sali albo pomóc przenieść keyboard, jeśli wam tak bardzo na niej zależy?
- Nie zależy - odezwał się niespodziewanie główny wokalista. Co najdziwniejsze wciąż nie oderwał ode mnie wzroku, mimo że teoretycznie mówił do Violet. - Po prostu Dean dawno nie dostał w mordę.
Byłam mu wdzięczna za to, że chociaż wymawiając ostatnie słowa swojej wypowiedzi nie patrzył na mnie. Zamiast tego obrzucił nienawistnym spojrzeniem wytatuowanego chłopaka, nazwanego Deanem.
- Słucham?! - pisnął po raz drugi tego dnia blondyn, ale został kompletnie zignorowany.
- Weźcie ją. Już się stąd wynosimy. - Główny wokalista obrzucił mnie ostatnim, przyjaznym spojrzeniem i zabrał się do zbierania swoich rzeczy.
- Stary! - krzyczał do niego oburzony Dean. - Hej, stary! Porąbało cię?!
- Potrzebują keyboardu, dobra?! A nam to żadnej różnicy nie robi.
- Keith ma rację - powiedział perkusista, zatrzymując się w połowie drogi do drzwi. - Dla nas to bez różnicy. A jak ta śliczna blondynka tak ładnie prosi to grzech odmówić.
Zignorowałam rumieniec, który pojawił się na polikach Violy. Co innego przykuło moją uwagę.
Keith. Ma na imię Keith.Smakowałam w myślach jego imię, zastanawiając się nad tym czy mi się podoba i czy mu pasuje. W końcu odpowiedziałam twierdząco na oba pytania i zajęłam się swoją gitarą.
Dean już się nie wykłócał. Oczywiście zanim wyszedł z jego ust wypłynął cały szereg przekleńst, ale mimo że znałam go dopiero parę minut wcale nie byłam zaskoczona.
W końcu drzwi od sali się zamknęły, a wszystkie głowy zwróciły się w moją stronę. Zmarszczyłam brwi zaskoczona.
- Rany, Cai! - pisnęła uradowana Violet. - Ten chłopak dosłownie pożerał cię wzrokiem!
Poczułam, że zaraz zapadnę się pod ziemię, gdy wszystkie moje przyjaciółki zgodziły się ze stwierdzeniem blondynki.
- Aaaaah! - Violy podbiegła do mnie i uścisnęła mnie mocno. Dziewczyny zachichotały najprawdopodobnie z mojej przerażonej miny. Bałam się, że zaraz zostanę uduszona. - Czuję romans w powietrzu!
Pokręciłam głową z niezadowoleniem.
- Nie będzie żadnego romansu - stwierdziłam, zaplatając ręce na piersi. - Nie wiem, co Keith sobie ubzdurał, ale mnie nie weźmie na ten idiotyczny uśmiech i sarkastyczne odpowiedzi.
- Sarkastyczne odpowiedzi? Powinno ci się to podobać. W końcu jesteś mistrzynią sarkazmu - skomentowała Jackie.
- Czekaj! - krzyknęła Violet. - Keith?! Znasz jego imię! Ojeju!
- Nie ekscytuj się tak. Ten twój perkusista je wymienił - przypomniałam i uśmiechnęłam się na widok rumieńców na jej twarzy. Zdecydowanie podoba jej się ten chłopak! W sumie nie był brzydki. Też wysoki i brunet, ale już bez tego rudego połysku, który mają włosy Keith.'a. Miał także ładne, bursztynowe oczy. No i zarywał do niej, a Violet zawsze była na to podatna.
- Patrz. Ja też tutaj byłam i słyszałam wypowiedź perkusisty, a jednak nie zapamiętałam imienia tego twojego chłoptasia - powiedziała roześmiana Jacqueline. Czasem mam jej dość.
- Po pierwsze: to nie jest mój chłoptaś, a po drugie: to przez twoje ego. Jest tak wielkie, że zagłuszyło imię drugiej osoby.
Wkurzyła się... No cóż. Zasłużyła.
- Nieważne! - bąknęła Violet. - Przyszłyśmy tu by ćwiczyć. Caitlin potrzebuje chwili czasu, by zrozumieć, że jest zakochana.
- Nie jestem! - krzyknęłam. - Nawet go nie znam.
Ale już mnie nikt nie słuchał. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zająć się strojeniem gitary.

CZYTASZ
Even With Fire
RomanceKeith to najbardziej irytujący człowiek na świecie. Jest niebiańsko przystojny, lubiany, a jego życie zdaje się być wprost idealne. Zupełne przeciwieństwo Caitlin, która uważa się za konkurencję dla samego szatana. Serce jednak nigdy nie pyta się o...