20. Łza

99 8 3
                                        

        W momencie gdy Dean zniknął za drzwiami, pomieszczenie wypełniła cisza, a napięcie między mną a Keith'em wzrosło i stało się nie do zniesienia. Chłopak wciąż stał w tym samym miejscu i jedynie patrzył się na mnie, jak gdyby w moich oczach znajdowały się odpowiedzi na wszystkie jego pytania. Jego przenikliwe spojrzenie w końcu zmusiło mnie do opuszczenia wzroku, z czego nie byłam zbytnio dumna. Zawsze staram się zachować chociaż pozory pewności siebie, ale tym razem poległam na wstępie. Może dlatego że nie mogłam odpędzić się od poczucia winy. Coś w głębi mojego umysłu podpowiadało mi, że go zraniłam. Może byłam w błędzie myśląc, że niewiele dla niego znaczę...
Może trzeba było zostać w tym łóżku...
W końcu Keith ruszył w moją stronę. Zatrzymał się parę kroków przede mną, gdzie smutek wypisany na jego twarzy był jeszcze bardziej widoczny.
- Co się stało? -  spytał, a jego delikatny, zachrypnięty głos przypomniał moim oczom o istnieniu gruczołów łzowych. - Zrobiłem coś nie tak? Za bardzo cię bolało?
Zacisnąłam zęby, by żadna ze zgromadzonych w kącikach moich oczu łez nie wydostała się na zewnątrz.
- Keith... - zaczęłam. -  Ja... I ty... Nie sądzę by to wyszło.
- Co?!
Chłopak uniósł głos i spojrzał się na mnie jak na wariatkę.
- Po prostu... To nie ma sensu - tłumaczyłam się.
Przynajmniej już wiem jaki mam problem. Jest nim syndrom Nie-Bycia-Na-Tyle-Odważnym-By-Powiedzieć-Prawdę. Po prostu nie mogłam mu powiedzieć, że bałam się odrzucenia. No bo jak?! Uciekłam, bo boję, że gdy się do ciebie przywiążę - ty zawiniesz swoje manatki i zostawisz mnie samą ze złamanym sercem?! Pomyślałby o mnie jak o wariatce. Więc wyskoczyłam z pierwszym wytłumaczeniem jakie wpadło mi do głowy i teraz nie mogłam się już wycofać. Przynajmniej to nie ja skończę ze złamanym sercem.
- Nie pasujemy do siebie. Nie jestem dobrym materiałem dla ciebie - ciągnęłam, choć sama nie wierzyłam w te słowa. - Lepiej będzie dla samego ciebie, gdy po prostu zerwiemy kontakt.
- Co, kurwa?! - krzyknął. - Całkiem ciebie porąbało?!
Mój oddech przyspieszył. Jego podniesiony głos obudził we mnie instynkt samozachowawczy i ledwo dałam radę powstrzymać moje nogi przed ucieczką za drzwi.
- Uprawialiśmy seks! -  kontynuował, z każdym słowem coraz bardziej się do mnie zbliżając. - To był twój pierwszy raz. Wiem o tym. Nawet nie próbuj zaprzeczyć czy wmówić mi, że nic to dla ciebie nie znaczyło.
- Znaczyło... tyle, że był to mój pierwszy raz.
- Ty suko!
No dobra... Ironia nie była najlepszym pomysłem.
Rozdziawiłam usta zaskoczona. Nie to, że nikt mnie tak nigdy nie nazwał. Po prostu do tej pory się tym nie przyjmowałam. Wcześniej takie słowa mnie nie bolały.
-  Otworzyłem się przed tobą, pokazałem cześć mojego świata, zaproponowałem pomoc, ofiarowałem samego siebie... A ty sobie tak po prostu uciekasz?! Bo do siebie nie pasujemy?! Może trzeba to było powiedzieć zanim poszedłem z tobą do łóżka, co?! Ty... Kurwa! Nikt cię nie chciał, więc gdy w końcu nadarzyła się okazja, wykorzystałaś mnie, by zaspokoić swoje ego?! Ty podła zdziro! Zaufałem ci! Tobie pierwszej. I to było moim największym błędem. Myślałem, że można ci pomóc. Rzeczywiście. To było możliwe. Parę lat temu. Teraz jest już za późno. Jesteś zepsuta! Taka zostaniesz. A nikt na targu nie wybiera zgniłych jabłek. Jesteś skazana na wieczność w towarzystwie największego diabła tego świata - samej siebie.
Pod koniec jego wypowiedzi nie mogłam powstrzymać tej jednej łzy przed opuszczeniem oka. Słona kropla wody powoli spływała po moim policzku, a ja nie byłam w stanie podnieść ręki, by ją wytrzeć. Całe moje ciało znieruchomiało. Jedynie klatka piersiowa, co chwila unosiła się dostarczając do moich płuc niezbędnego do przeżycia tlenu.
Nawet nie chodzi o to jak mnie nazwał ani o ton jego głosu. Słowa. To słowa mnie raniły, a raczej to ile prawdy się w nich znajdowało. Miał rację. Byłam skazana na wieczność w swoim towarzystwie. Oddychałam od siebie każdego. Ja i moja głupota. A gdy w końcu ktoś zainteresował się moją osobą i chciał pomóc mi zmienić się na lepsze ja postanowiłam złamać jego serce. Suka. Tak powinno brzmieć moje imię. Spośród wszystkich rzeczy, które mu dzisiaj powiedziałam jedno było prawdą: Nie jestem dobrym materiałem dla ciebie. Lepiej będzie dla samego ciebie, gdy po prostu zerwiemy kontakt.
Keith jest wspaniały. Nie zasługuje na to, co ja wniosłabym do jego życia. Za to ja zasługuję na wieczne cierpienie.
- Wypierdalaj.
Spokój z jakim to powiedział, sprawił, że uroniłam kolejną łzę.
- Wypierdalaj stąd i nigdy nie wracaj, rozumiesz?! - wrzasnął.
Nie zwlekając chwili dłużej, skierowałam się w stronę wyjścia.
- Bez whisky.
Tym razem jego chłodny głos przypomniał mi o butelce trunku, którą wciąż trzymałam w ręce. Odłożyłam alkohol na blat kuchenny i wyszłam z apartamentu.
Mogę pożegnać się ze szczęśliwym zakończeniem.

*
No i doszliśmy do 20 rozdziału, tamtararam!
Trochę smutny, a przynajmniej mi się tak wydaje.
Mam nadzieje, że się podoba ;)
Jestem wdzięczna @afixily komentarze, które bardzo motywują :*
XO XO
Julia

Even With FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz