1. Numer 1465

193 9 0
                                    

        Sobotnie popołudnia zazwyczaj spędzałam przed telewizorem, oglądając powtórki Dwóch spłukanych dziewczyn, mimo że znałam scenariusz chyba lepiej od samego autora. Nie to, żebym narzekała. Mogło być o wiele gorzej. Zawsze może być gorzej. Mogłabym żyć w Afryce, w jakimś dzikim plemieniu i nie mieć telewizora... Co nawet ciężko jest mi sobie wyobrazić. Dodatkowo, o tej porze pewno byłabym w drodze do najbliższego wodopoju, aby nalać trochę wody do glinianego, ręcznie robionego dzbanka. Potem pewnie zaniosłabym ten dzbanek do plemienia, które szybko by go opróżniło, zostawiając mi najwyżej dwa łyki. Mogło być gorzej.
Ale mogło być też lepiej.
I w sumie tym razem było. Bo ani nie niosłam wody dla plemienia ungabunga ani nie oglądałam telewizji. Zamiast tego, wraz ze swoimi przyjaciółkami, stałam w ogromnej kolejce do rejestracji naszego zespołu w talent show, The American Music Stars.
Violet jak zwykle promieniała szczęściem, ale ona skacze z radości nawet, gdy dowie się, że w naszej stołówce znów serwują klopsiki. Reszta z nas była raczej poirytowana, a spowodowała to kolejka długości muru chińskiego i najprawdopodobniej grupka idiotek stojących tuż przed nami. Od pół godziny piały o swoich chłopakach.

A Josh to wczoraj przyniósł mi kwiaty. Róże. Pamiętał, że to moje ulubione!

A wiecie, że Derek ostatnio niemal pobił się z jakimś dresem tylko dlatego, że ten stanął za blisko mnie?

O Boże! A mi wydaje się, że Connor chce mi się oświadczyć!

Do tego jeszcze trzeba dodać piski, pojawiające się mniej więcej po każdym zdaniu.
Nie byłam zazdrosna. Po prostu były głupie. Typowe lafiryndy z za mocnym make-up'em i zapewne trudnym charakterem. Dowodem na to, że cokolwiek do nich czułam, nie było zazdrością, jest fakt, że Jackie także patrzyła na nie z pogardą. A ona (jako jedyna z naszego zespołu) nie jest singielką.

        Gdy w końcu dotarłyśmy do końca kolejki, wszystkie cztery westchnęłyśmy z ulgą. Kobieta, siedząca przy stole obłożonym niebiekim obrusem, uśmiechnęła się do nas i poprosiła o nazwę zespołu.
- The Cletal - odezwała się Judy, poprawiając ramiączko swojej skórzanej torbebki.
Rejestratorka skinęła głową notując coś na kartce, po czym spytała o nasze dane. W większości wypadków odpowiadała Viola, która była tak uradowana, jak małe dzieci w Święta Bożego Narodzenia. W końcu proces rejestracji został zakończony i otrzymałyśmy ogromną kartkę z numerem 1465. Violet przykleiła ją sobie do brzucha, tuż pod piersiami i dumnym krokiem ruszyła w stronę poczekalni.
Ilość znajdujących się tam ludzi mnie przeraziła. Wszystkie ławki były już zajęte, więc część uczestników castingu siedziało na podłodze, część krażyło bez celu po pomieszczeniu, a jeszcze podpierali ściany, jakby byli na jakiejś kijowej dyskotece.
Parę razy przeszłyśmy sie po całej poczekalni, ale był tam dosłownie ocean ludzi. Już gdy zaczęłam wątpić, że moje nogi uzyskają dziś choć trochę odpoczynku, dzięki wspaniałemu wzroku Judy udało nam się znaleźć wolny skrawek podłogi przy oknie i rozbić tam obóz.

        O Violy wiele można powiedzieć i choć czasami jej optymizm i gadatliwość są denerwujące - nie wyobrażam sobie bez niej życia. A te lafiryndy (które na nasze nieszczęście usadowiły się w pobliżu) mogły tylko pomarzyć, by być tak inteligentne jak moja Violet. W momencie, gdy dziewczyna wyjęła z foliowej torebki kanapki z serem, wszystkie trzy zaczęłyśmy dziękować Bogu za to, że ją mamy. Udało nam się najeść do syta i jeszcze dostałyśmy deserek w postaci zazdrosnych spojrzeń lafirynd. Lepiej być nie mogło.
Gdy nasza obfita uczta się zakończyła, Jackie wydała edykt o nie sprawdzaniu godziny, aż zostanie wywołany nasz numer. Oczywiście żadna z nas się nie sprzeciwiła. Po części dlatego, że pomysł ten był całkiem dobry, ale także z powodu charakteru Jacqueline, z którą nie było sensu się kłócić.
I tak, dłużący się okres wyczekiwania przeminął nam ma plotkowaniu i wymienianiu rzeczy, które kupimy, gdy już zgarniemy nasze milion dolców, stanowiących jedną z dwóch głównych nagród za wygraną The American Music Stars.

        Nawet nie zauważyłyśmy, gdy wywołano nasz numer. Całe się trzęsąc, wstałyśmy z ziemi i skierowałyśmy się na scenę. Jeszcze za kulisami prezenter, Will Brown poprosił, by opowiedzieć mu swoją historię. Szczerze mówiąc, nie było dużo do opowiadania. Z dziewczynami znałyśmy się ze szkoły i po dowiedzeniu się, że każda z nas gra na jakimś instrumencie postanowiliśmy założyć zespół. Nasze upodobania sprawiły, że połączyłyśmy ze sobą dwa rodzaje muzyki: klasyczną i metal. Świetnie się dogadywałyśmy, uzupełniałyśmy siebie nawzajem, więc i nasza muzyka okazała się być genialną. Tyle. Koniec historii. Przynajmniej mi się tak wydawało, bo Viola mówiła i mówiła bez końca, a Will słuchał z zainteresowaniem. A przynajmniej udawał, że jest zainteresowany.
W końcu prezenter zaprosił nas na scenę i po chwili ujrzałyśmy ogromną, ale pustą widownię wypełnioną czerwonymi, zamszowymi fotelami. Tuż przed nią znajdowała się lada jury, przy której siedziały cztery osoby. Pierwszy odezwał się Bill Greal, znany gitarzysta:
- Cześć! Jak się nazywacie?
Nie wiem jakim cudem mikrofon trafił do mojej ręki i z braku innych możliwości musiałam odpowiedzieć na pytania.
- The Cletal.
- O! A  co to znaczy? - zainteresowała się Amanda Trick. Kobieta była kiedyś gwiazdą rocka, ale teraz jedyne co jej pozostało z tamtych czasów to roztrzepane czarne włosy z różowymi końcówkami, mocny makijaż i glany.
- To połączenie słów classic i metal. 
- Yhym... - zamruczał Bill, zgarniając z twarzy pęk kręconych, brązowych włosów. - Zapowiada się dobrze. Prosimy!
Violet jako pierwsza ruszyła się z miejsca i usiadła na stołku przy keyboardzie. Wymieniłyśmy z Jackie krótkie spojrzenia i wyjęłyśmy swoje instrumenty z pokrowców, ja gitarę elektryczną, a ona skrzypce. Judy jako ostatnia zajęła miejsce przy perkusji, cała aż dygocąc ze stresu. Podłączyłam gitarę do głośników i włożyłam mikrofon do statywu.
- Piosenka nazywa się Delete it - poinformowałam. Dla uspokojenia swojego rozszalałego serca, delikatnie przejechałam palcami po strunach mojej czarnej gitary. Jej głębokie brzmienie trochę mnie uspokoiło i już po chwili zaczęłam grać melodję naszej własnej, autorskiej piosenki.

I cried. I begged. I asked for help
But you just stared at me and said:
"When you're leaving my house?"

I didn't know you were so stupid.
If I did I wouldn't give you
even one single kiss.

Delete your face!

I found myself a rubber. I'm gonna erase you from my memory.
You're gonna come and beg me for another chance. I'll show you the exit door.
Cause honey, I don't love you anymore.

      Połączenie gitary elektrycznej i perkusji ze skrzypcami i pianinem powaliło jury na kolana. No może nie dosłownie, bo siedzieli i byłoby to conajmniej dziwne, gdyby nagle osunęli się na podłogę. Ale ich miny i owacje na stojąco całkowicie wystarczyły.
- To jest to! - wydarł się Bill. - To jest to, czego szukałem! Biorę was! I to bez dyskusji! - zwrócił się do swoich towarzyszy, po czym wyszedł zza lady i wręczył nam bilet do Las Vegas.
I wtedy to ja o mało co nie osunęłam się na kolana.

Even With FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz