Rozdział XXXVI

2.6K 169 94
                                    

Witam! Wiem, że długo mnie nie było, ale ostatnio nie mam prawie w ogóle czasu na pisanie. Mam kolejne rozdziały pracy magisterskiej do napisania, więc z dodawaniem tutaj może być bardzo różnie. W każdym razie, daję wam dzisiaj kolejny rozdział i bez dalszych wstępów zapraszam was do czytania.




- No ładnie – jęknął Harry. - A ja muszę się dostać do Londynu.

- To jak teraz się tam dostaniemy? - zapytał Neville

Harry był pewny, że się przesłyszał. Nie chciał zabierać ze sobą tak licznej grupy. Nie wiedział czego się spodziewać na miejscu. Znaczy, na pewno śmierciożerców, ale nie ma pewności, że Voldemort nie postanowi sam się pojawić w ministerstwie. Przyjaciele przekonywali go, żeby zabrał ich ze sobą.

- Przecież do tego nas szkoliłeś – powiedział Teodor.

- Powiedz mi jedno, Teodorze – poprosił Harry. - Czy jeśli pośród wysłanych śmierciożerców będzie twój ojciec, będziesz z nim walczył?

- Tak – odpowiedź Ślizgona padła ułamek sekundy po tym jak Harry skończył zadawać pytanie.

- Chciałeś, żebyśmy umieli się bronić, Harry – zauważył Cedrik.

- I to jest idealny moment, żeby sprawdzić nasze umiejętności – dodał Neville. - Chyba, że sobie tylko żartowaliśmy.

Zielonooki nie wiedział jak na to odpowiedzieć. Oczywiście, że nie robił sobie żartów szkoląc przyjaciół w Gwardii Dumbledore'a. W końcu uznał, że może zabrać ze sobą kilkoro przyjaciół – na wszelki wypadek. Jednak był jeszcze jeden problem. Po tym jak Umbridge zapieczętowała kominek, podróż siecią Fiuu odpadała i Harry nie wiedział jak mogli dotrzeć do Londynu.

- Możemy polecieć na testralach – powiedziała z uśmiechem Luna.

Przyjaciele wyszli z zamku i skierowali się na skraj Zakazanego Lasu. Wcześniej, Harry zmniejszył Nagini zaklęciem i dał jej owinąć się wokół nadgarstka. O dziwo, nie musieli zwabiać testrali, gdyż na pobliskiej polance znajdowało się dość liczne stado. Były to bardzo łagodne stworzenia i bez problemu dały się dosiąść na prośbę Luny. Zabrały Harry'ego i resztę do Londynu. Po dotarciu na miejsce, chłopak zaprowadził przyjaciół do budki telefonicznej, która w rzeczywistości była windą. Przebiegli przez puste atrium w kierunku wind na drugim końcu i zjechali na dół, do Departamentu Tajemnic. Kiedy złote kraty się rozsunęły, Harry'emu nie spieszyło się, żeby opuścić windę.

- Jesteśmy – szepnął, po czym wyszedł na korytarz.

Był on długi i ciemny, dokładnie taki sam jak w wizjach. Drzwi na końcu były lekko uchylone. Harry popchnął je i jego oczom ukazało się okrągłe pomieszczenie oświetlone płonącymi na niebiesko pochodniami. Światło sprawiało złowrogie, tajemnicze wrażenie i nie zachęcało do wejścia. Jednak Harry wiedział, że inaczej nie dostaną się do Sali Przepowiedni. Kiedy drzwi, przez które przeszli zostały zamknięte, ściany komnaty zaczęły się obracać. Harry wybrał drzwi naprzeciwko, kiedy ściany się zatrzymały i od razu wiedział, że to nie była właściwa sala.

Duża, prostokątna, słabo oświetlona. Stali w najwyższym rzędzie kamiennych ławek, biegnących w dół jak w amfiteatrze. Na samym dole wznosiło się kamienne podium z dużym, kamiennym, starym łukiem. Był bardzo stary, o czym świadczyły zniszczenia na kamiennej konstrukcji. Pod łukiem wisiała postrzępiona, czarna zasłona, która falowała lekko, mimo że nie było nawet najlżejszego podmuchu wiatru.

Harry miał wrażenie, że ktoś jest za kurtyną. Słyszał dobiegające zza niej szepty. Chciał podejść bliżej, ale Draco chwycił go za ramię i powstrzymał.

Warzyciel (Drarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz