17. Dlaczego nie mogę ruszyć do przodu?

233 21 11
                                    

Przygotowania do ślubów absolwentek Hogwartu ruszyły pełną parą i o dziwo, Amelia również się w nie zaangażowała. Kiedy pierwszego dnia nowego roku pomyślała o tym wszystkim, co stało się w jej życiu przez ostatnie miesiące, doszła do wniosku, że chce zostawić przyszłość za sobą i chociaż nie było to takie proste, stawała na rzęsach, by szukać pozytywów.

Dlatego właśnie dwunastego stycznia udała się razem z dziewczynami do jednego z salonów sukien ślubnych (wypiła eliksir wielosokowy, którego miała jednak ograniczoną ilość), by Alicja mogła w końcu przymierzyć kreację, którą znalazła w jednym z czasopism. Przy okazji dziewczyny planowały poszukać czegoś dla siebie.

- Mam dość, gdzie jest ten przeklęty butik? - zapytała zdenerwowana Aelin, kiedy minęło pół godziny, odkąd zaczęły szukać sklepu.

- Nie wiem - westchnęła ciężko Dorcas i usiadła na jednej z pobliskich ławek, by odpocząć. - Zostaję tutaj, szukajcie beze mnie.

- Ja też - mruknęła Lily, zajmując miejsce obok dziewczyny. Pogoda jednak nie zachęcała do siedzenia na zewnątrz, dlatego po kilku minutach dziewczyny trzęsły się jak osiki i z powrotem wróciły do poszukiwań sklepu.

- To chyba tutaj - odezwała się w końcu Alicja, przenosząc wzrok z gazety z adresem na budynek z dużym szyldem, na którym widniał napis Cenerese's House. Już na pierwszy rzut oka było widać, że budowla ma za sobą swoje lata świetności. Odchodząca farba, popękane ściany i stare okna nie mogły jednak odstraszyć dziewczyn, które bez chwili zastanowienia weszły do budynku, którego wnętrze wyglądało dużo lepiej.

Czerwony dywan pomimo błota, jakie znajdowało się na zewnątrz, był czysty i nadawał butikowi eleganckiego akcentu. Amelia przełknęła ślinę widząc ściany o srebrnym połysku i porządek jaki panował na półkach. Te wszystkie drobiazgi przypominały jej arystokratyczne dwory, w których panował podobny wystrój, tyle że ciemniejszy.

- W czym mogę pomóc? - zapytała siwowłosa kobieta, wychodząc zza jednego z wieszaków na ubrania. Miała na oko z sześćdziesiąt lat, lekko pomarszczoną skórę i fioletowy kapelusz we włosach oraz tego samego koloru sukienkę na sobie. Opierała się sztywno na drewnianej, ale bardzo eleganckiej lasce, patrząc na dziewczyny z taką dezorientacją, jakby właśnie przeniosła się dwadzieścia lat do przodu i nie rozumiała, co się dzieje.

- Szukamy sukni ślubnej dla mojej przyjaciółki - odezwała się Dorcas, wskazując ręką na Alicję, która pokiwała głową. Staruszka zmrużyła oczy i ruszyła w stronę komody, na której leżały jej wąskie okulary w ciemnofioletowych oprawkach.

- Od razu lepiej - mruknęła, gdy założyła je na nos i z powrotem spojrzała na swoje klientki. - Suknia ślubna... Hmmm... Za mną. - Machnęła ręką, a dziewczyny spojrzały na siebie znacząco, wykonując jej polecenie.

- Stań tutaj, złotko - mruknęła w stronę Alicji pani Cenerese, a Brown posłusznie wykonała polecenie. - Widzę, że też czarownice? - dodała, a kiedy dziewczyny pokiwały twierdząco głowami, machnęła swoją różdżką w stronę okien. - Teraz mugole nas nie będą widzieć.

I ruszyła z powrotem w stronę komody, z której wcześniej wzięła okulary. Tym razem przyniosła jednak miarę zieloną krawiecką, notes oraz jaskraworóżowe samopiszące pióro. W tym momencie wyglądała trochę przerażająco, tak samo z resztą jak jej zachowanie.

- Imię i nazwisko? - zapytała staruszka, a Alicja ze zmieszaniem odpowiedziała na pytania, kłamiąc. W czasie wojny nikt nie podawał nigdzie swoich prawdziwych danych osobowych, nawet jeśli chodziło o zwykłą sukienkę na ślub.

- Jakieś preferencje odnoście stroju? Kolor, krój, długość, rękawy?

- Tak, widziałam w jednym z magazynów... - zaczęła brązowooka i wyciągnęła z torebki kolorowe czasopismo. - O ta.

- Hmmm... - staruszka spoglądała na zmianę, to na Alicję, to na gazetę, aż w końcu machnęła różdżką, powodując, że zielona miara krawiecka zadrgała w powietrzu. - Dziewczęta, rozejrzyjcie się po butiku. Z tyłu powinny być suknie druhen.

Marlene i Dorcas nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kobieta jeszcze dobrze nie skończyła mówić, jak ruszyły w wymienione przez nią miejsce, oglądając po drodze pozostałe sukienki.

Amelia ruszyła za nimi pod postacią ciemnowłosej mugolki, której włos trafił do eliksiru wielosokowego. Była ona dużo niższa niż Black oraz chudsza, co od razu rzuciło się w oczy Amelii, gdy ta się przebierała w jakiejś bardziej odpowiadające jej sylwetce ubrania.

Prawdę mówiąc, przez kuchnię Molly Amelia znacząco przytyła, i o ile nie przeszkadzało jej to na początku, ponieważ nie było zbyt widoczne, a poza tym stanowiło to symbol, że nie musi już udawać idealnej arystokratki, o tyle teraz poczuła się gorzej.

Teraz jednak trochę jej to przeszkadzało. Widziała wokół siebie wiele pięknych, młodych kobiet, które znalazły mężczyzn swojego życia i zaczęła się zastanowić, czego jej brakowało.

Nie miała pięknych oczu Larisy, poczucia stylu Alicji, mądrości Lily, figury Marlene, uroku Collenn, tak bujnych włosów jak Dorcas ani zabójczego charakteru Aelin. Była po prostu Amelią. Przeciętną arystokratką bez rodziny, której przyniosła wstyd i hańbę.

Black przechadzała się między wieszakami, kątem oka obserwując poczynania właścicieli sklepu, która ściągała miarę z Alicji.

Przyjemne w dotyku materiały sukienek wprost zachęcały do ich przymiarki, nawet jeśli nie zamierzało się ich kupić.

- Chodź - mruknęła w stronę przyszłej pani Longbottom staruszka i ruszyła w stronę przymierzalni. Dziewczyny zebrały się wokół kanapy, czekając, aż będą mogły zobaczyć przyjaciółkę.

Kilkanaście minut później Alicja wyszła z przymierzalni, mając na siebie śliczną sukienkę, jaką wypatrzyła w magazynie i delikatny welon z kwiatową spinką we włosach. Wyglądała wprost oszałamiająco, a podziw przyjaciółek tylko dodał jej jeszcze większej pewności siebie.

- To to - odezwała się w końcu Aelin, kiedy Alicja stanęła przed lustrem ze łzami w oczach. Jasne, suknia potrzebowała kilku poprawek, ale i tak prezentowała się niezwykle.

- Też tak sądzę - mruknęła wzruszona Brown, a właścicielka sklepu pokiwała głową.

- Zwęzimy tylko trochę talię i skrócimy dół, żebyś mogła spokojnie chodzić - oświadczyła, a jej jaskraworóżowe samopiszące pióro zanotowało tę informację w notesie. - Drogie panie, a wam przypadło coś do gustu?

- Już pokazujemy - mruknęła entuzjastycznie Marlene, kierując się w stronę sukien druhen. Collenn przewróciła oczami na jej zachowanie, ponieważ dziewczyna prawie skakała z radości.

Amelia spojrzała na różne sukienki, które przyniosły kobiety i lekko przeraziła się ich ilością. McKinnon wyniosła chyba z połowę asortymentu!

- Mierzymy, dziewczyny - mruknęła blondynka i wcisnęła każdej do rąk (oprócz Alicji) kilka wieszaków z ubraniami.

Amelia poczuła się trochę niezręcznie, bo chociaż miała pieniądze, wiedziała, że mogą się one przydać w przyszłości. Nie miała możliwości podjęcia pracy albo pożyczki od kogokolwiek, więc wszystko co wyniosła ze stryki podczas wakacji musiało jej wystarczyć na najbliższe lata. Chcąc, nie chcąc, musiała, więc być oszczędna.

Żeby nie zrobić nikomu przykrości, ruszyła do garderoby i przymierzyła sukienki, jakie przyniosła dla niej Marlene. Kreacje były naprawdę śliczne, estetyczne i wprost idealne na wesele, i chociaż Amelia bardzo żałowała, że nie może ich kupić, nie przełamała się i oddała wszystkie sukienki na ich miejsca.

Kilka następnych godzin dziewczyny przymierzały najrozmaitsze stroje, śmiejąc się i rozmawiając. Wszystkie były zgrane oraz bardzo szczęśliwe. Ich radość była wprost zaraźliwa, przez co nawet Amelia przez kilka chwil poczuła się częścią tej paczki oraz taką samą dziewczyną jak one. Niestety, nie trwało to długo.

Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz