Od nieszczęsnego starcia pomiędzy Zakonem Feniksa a Śmierciożercami minęły dwa tygodnie. Od tamtej pory Albus Dumbledore nie zorganizował ani nie wysłał nikogo na choćby jedną misję. Dał wszystkim czas, aby wydobrzeli, oraz w niektórych przypadkach pogodzili się ze stratą kogoś bliskiego.
Amelia przez te dwa tygodnie pomagała wrócić Fabianowi, Dorcas, Syriuszowi i Gideonowi do zdrowia. Na szczęście absolwenci Hogwartu czuli się każdego dnia coraz lepiej, przez co w dość krótkim czasie mogli wrócić do normalnego funkcjonowania.
Plecy Syriusza były już w dobrym stanie, dzięki kilku zaklęciom, jakie rzucił na nie Albus Dumbledore. Dyrektor Hogwartu przy okazji dał Amelii kilkanaście książek o leczeniu klątw, różnych eliksirach oraz roślinach by Black mogła się dokształcić i następnym razem od razu pomóc poszkodowanym. Szczególną uwagę Amelii zwróciło to, że w każdej z tych ksiąg był przynajmniej jeden rozdział poświęcony likantropii. Black nie wiedziała, o co chodziło Albusowi, ale z uwagą przeczytała informacje o wilkołakach, leczeniu ich ran i innym tego typu rzeczom.
Amelię po tym, jak Gryfoni opuścili dom Weasleyów, dopadła rutyna. Codziennie wstawała rano, pomagała Molly w przygotowaniu śniadania, bawiła się z dziećmi, a nocami wychodziła na dwór, by popatrzeć na gwiazdy. Raz nawet zdarzyło się jej zasnąć na kocu, który rozłożyła, przez co Artur i Molly robili sobie z niej żarty.
Amelia polubiła życie w rodzinie Weasley. W Norze czuła się tak, jak powinna w domu. Dzieci małżeństwa Weasley polubiły ją jeszcze bardziej, a ona wreszcie zaczęła czuć się akceptowana.
Dwudziestego drugiego sierpnia Amelia razem z Molly wstała dużo wcześniej niż zwykle. Percy obchodził dzisiaj swoje drugie urodziny, więc kobiety postanowiły upiec mu tort i przygotować jakieś małe przyjęcie. Po południu do Nory miało przyjechać kilka osób z rodzinny Molly i Artura oraz najbliżsi przyjaciele.
- Podziwiam cię, Molly. Masz piątkę małych dzieci, a dalej jesteś pełna energii - powiedziała zaspana Amelia, pijąc drugą filiżankę czarnej kawy. Molly w czasie gdy Black próbowała się rozbudzić, zaczęła robić ciasto, nucąc pod nosem piosenki, które akurat były w radiu.
- Jak ma się piątkę dzieci, to idzie się spać jak najszybciej to możliwe, a nie siedzi do późnych godzin, podziwiając niebo, Amy - oznajmiła rozbawiona kobieta, a jej nastrój udzielił się również szatynce.
Kobiety zabrały się do pracy i dzięki pomocy magii skończyły tort w mgnieniu oka. Ciasto miało kształt prostokąta, po jego powierzchni chodziły małe smoki z marcepanu, a na środku znajdował się napis ,,Wszystkiego najlepszego, Percy".
- Już jesteśmy, Molly - nagle do kuchni weszli bliźniacy Prewett, ubrani w krótkie spodenki i kolorowe koszulki. Na ich twarzach gościły uśmiechy, a brązowe oczy patrzyły na tort z podziwem.
- Jeszce nie teraz, łakomczuchy. Pójdźcie do ogrodu, pomóc rozłożyć Arturowi namiot - mruknęła rozbawiona kobieta, wypędzając braci z kuchni. - Czasami mam wrażenie, że jedyne co się w nich zmieniło od dzieciństwa, jest ich wzrost - dodała, gdy Fabian i Gideon zniknęli z jej pola widzenia.
Amelia, gdy skończyła pomagać Molly w kuchni, poszła na górę, by obudzić chłopców. Bill wstał bez większego problemu, ale Charlie, czyli największy śpioch, jakiego Amelia w życiu spotkała, nie chciał wyjść z łóżka.
- Charlie, wstawaj - mruknęła Black, zabierając kołdrę chłopca. Rudzielec przewrócił się na drugi bok i wyciągnął koc spod łóżka, którym następnie się przykrył. - Ty mały spryciarzu, wstawaj!
Amelia rzuciła kołdrę na podłogę i zabrała dziecku koc, który chłopiec usilnie starał się trzymać przy sobie. Black zaczęła gilgotać, przez co Charlie tarzał się po łóżku, śmiejąc się na cały regulator.
- Wstaniesz po dobroci? - zapytała Amelia, dalej łaskocząc chłopca, a on pokiwał głową.
Gdy Charlie, Bill i Percy byli już ubrani, Amelia weszła do swojego pokoju, by się przebrać. Black założyła na swoje ciało niebieską, zapinaną z przodu sukienkę przed kolano. Kreacja miała kołnierzyk, krótkie rękawy oraz pasek. Amelia, gdy wkładała sukienkę, czuła jak wspomnienia sprzed różnych bali, na jakie chodziła, jeszcze zanim uciekła z domu, do niej wracają.
Black rozczesała swoje długie, czarne włosy i spięła je z tyłu głowy w koka. Kilka pasem uciekło z jej fryzury, ale to tylko dodało jej uroku.
Amelia wyszła ze swojego pokoju i zajrzała do sypialni bliźniaków. Najmłodsze dzieci Molly i Artura, leżały w swoim łóżeczku i bawiły się palcami.
- Już nie śpicie? - zapytała Amelia, podnosząc jednego z braci. - Przydałoby się was przebrać, co nie? W końcu dzisiaj wasz braciszek ma urodziny!
Black przebrała chłopców, zmieniając im przy okazji pieluszki. Fred i George ciągle ruszali swoimi rękami i nogami, przez co ich ubierania zajęło trochę więcej czasu niż zwykle.
- Właśnie miałam zamiar ich przebrać - oznajmiła Molly, wchodząc do pokoju swoich dzieci. Rudowłosa uśmiechnęła się na widok swoich najmłodszych synów, którzy mieli na sobie zielone spodenki oraz czerwone bluzki z pierwszymi literami ich imion.
- Goście już są? - zapytała Amelia, biorąc George'a na ręce, a w tym czasie Molly podniosła swojego drugiego syna.
- Jeszcze nie wszyscy, ale ciotka Muriel już jest. Mam dla ciebie radę, Amy. Nie bierz żadnych jej słów do siebie, ona lubi krytykować wszystko i wszystkich.
Amelia pokiwała głową i zeszła po schodach na dół, dalej trzymając George'a w swoich ramionach. Mały chłopiec bawił się włosami szatynki, które powychodziły z jej koka.
Molly poszła na dwór, gdzie już bawili się goście oraz jej pozostałe dzieci, a Amelia poszła do kuchni po smoczek dla George'a. Rozległo się pukanie do drzwi, a Black ruszyła z dzieckiem na rękach, by je otworzyć.
- Hej, wchodźcie. Wszyscy są w ogrodzie za domem - powiedziała Amelia, widząc Syriusza, który stał przed domem wraz ze swoimi przyjaciółmi.
- Hej, Amy - przywitała się Larisa, a chwilę później jej uwaga skupiła się na dziecku, jakie trzymała szatynka. - Cześć, George.
W czasie gdy Larisa zagadywała do syna Molly, który ślinił swoje palce, wkładając je do buzi, większość przyjaciół Syriusza zdążyła już udać się do ogrodu.
- Lars, zostaw już dziecko mojej siostry w spokoju. Zrób sobie swoje i je maltretuj - powiedział Fabian, wchodząc do korytarza, gdzie stała jeszcze Amelia, James, Larisa, Aelin i Syriusz.
- Zajmij się sobą, Fabian. Ja przynajmniej mam z kim zrobić sobie dziecko - odgryzła się Evans, a Syriusz i Aelin parsknęli śmiechem na jej słowa.
Goście w ogrodzie siedzieli pod białym, wysokim namiotem i rozmawiali między sobą. Percy i Charlie biegali między stołami i krzesłami, a Bill rozmawiał z jakąś starszą panią, która szczypała go w policzek.
- To co robimy, George? - zapytała Amelia małego chłopca, który z uwagą rozglądał się we wszystkie strony.
Szatynka zauważyła, że w rogu namiotu została rozłożona mata, a na niej zabawki, więc skierowała się w tamtą stronę. Mały Fred, którym obecnie zajmowała się Dorcas, bawił się jakimś misiem, przy okazji śliniąc go.
Amelia czuła się dobrze w tym towarzystwie i mimo tego, że dalej nikt nie darzył jej zaufaniem, a ona nie miała tutaj, żadnych prawdziwych przyjaciół, to chciała czerpać z tego popołudnia jak najwięcej się dało. Liczyła, że w przyszłości będzie mogła przeżyć jeszcze więcej takich dni.
CZYTASZ
Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus Lupin
FanficAmelia Black-Prewett to dorosła kobieta, która od zawsze marzyła o posiadaniu prawdziwej rodziny. Często zazdrościła swojemu kuzynowi odwagi, której jej brakowało. Gdy pewnego dnia postanowiła pójść w jego ślady, nie sądziła, że to właśnie dzięki te...