26. Dlaczego nie jesteśmy bezpieczni?

205 25 6
                                    

W momencie kiedy wszyscy znaleźli się w domu Caradoca, Amelia zrozumiała, jak tak naprawdę wyglądała definicja chaosu.

Kilkanaście osób załatwiało, jakieś ostanie sprawy przed wyruszeniem, żegnało się z bliskimi albo omawiało plany obrony oraz ataku.

Wśród tych wszystkich osób, najspokojniejszą był chyba Albus Dumbledore, który gdy tylko zobaczył, iż Amelia pojawiła się w pomieszczeniu, podszedł do niej.

- Cieszę się, że cię widzę, panno Black. Nawet jeśli okoliczności, nie są sprzyjające - oznajmił starzec, po czym ukradkiem podał dziewczynie jej różdżkę. - Ufam ci, Amy.

- Dziękuję - wyjąkała czarnowłosa, czując się tak dziwnie, trzymając magiczny patyk w dłoni. Już prawie zapomniała, jakie to uczucie, mieć własną różdżkę.

- Zostaniesz tutaj i będziesz opatrywać rannych, dobrze? Nie chcę nadużywać zaufania pozostałych - dodał dyrektor Hogwartu, a Black przytaknęła. - Idź się pożegnać, zanim znikną.

Amelia pokiwała głową, po czym zaczęła szukać znajomych jen twarzy. Część Zakonu Feniksa już deportowała się do Plymouth, przez co w głowie Amelii pojawiła się mroczna myśl, jakby mogła już ich nigdy więcej nie spotkać. Szybko jednak od siebie odrzuciła te wizję.

Wszystko będzie dobrze, powtarzała w duchu.

- Uważajcie na siebie, proszę - poprosiła bliźniaków Prewett, przytulając ich do siebie.

- Będziemy - zapewnili zgodnie rudowłosi. - Prewettci się nie poddają, pamiętaj. Za kilka miesięcy będziemy się śmiać z tego, że byliśmy tak przestraszeni.

- Nie sądzę.

- Też nie, ale zawsze można mieć nadzieję - mruknął Syriusz, podchodząc do kuzynki.

- Ty też na siebie uważaj - powiedziała szarooka, po czym go przytuliła.

- Nie martw się. Dam sobie radę.

Amelia chyba nigdy nie czuła się tak przerażona, jak w chwili, gdy wszyscy jej bliscy zniknęli, a ona musiała czekać aż z powrotem się pojawią.

Miała nadzieję, że będą cali, zdrowi i co najważniejsze; żywi. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby teraz kogokolwiek stracić. Zdecydowanie nie była na to gotowa i miała pewność, że nigdy nie będzie.

~

Pierwsi ranni czarodzieje zaczęli się pojawiać niecałe pół godziny później. Po ich minach i ranach Black od razu zaczęła się domyślać, że czekali z zejściem z pola walki tak długo, jak mogli.

Black rzucała zaklęcia uzdrawiające, podawała eliksiry i opatrywała rany, starając się nie myśleć o niczym innym niż jej "pacjenci".

- Amy! - rozległ się krzyk Collenn, na którego dźwięk Black od razu naprężyła się, jak struna.

- Jejku, co mu się stało? - zapytała zszokowana szarooka, pomagając blondynce położyć Ethana na prowizorycznym łóżku. Chłopak był cały we krwi, która wypływała z jednej rany na jego brzuchu oraz drugiej na ręce.

- Oberwał zaklęciem - mruknęła płaczliwie Farwell . - A później odrzuciło go na kilkanaście metrów od Bombardy i kiedy do niego dotarłam, był w takim stanie.

- Przynieś mi eliksir słodkiego snu, przeciwbólowy i jeszcze coś na odkażenie - oznajmiała czarnowłosa, odklejając mokrą od krwi koszulkę brązowowłosego od jego brzucha.

- Trzymaj się, Ethan. Proszę, dla Collie - mruknęła Amelia, po czym zaczęła recytować formułki zaklęć uzdrawiających. Wszystko działało jednak za wolno, najprawdopodobniej z powodu jakiejś klątwy, dlatego czarnowłosa zaczęła panikować.

Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz