W momencie kiedy wszyscy znaleźli się w domu Caradoca, Amelia zrozumiała, jak tak naprawdę wyglądała definicja chaosu.
Kilkanaście osób załatwiało, jakieś ostanie sprawy przed wyruszeniem, żegnało się z bliskimi albo omawiało plany obrony oraz ataku.
Wśród tych wszystkich osób, najspokojniejszą był chyba Albus Dumbledore, który gdy tylko zobaczył, iż Amelia pojawiła się w pomieszczeniu, podszedł do niej.
- Cieszę się, że cię widzę, panno Black. Nawet jeśli okoliczności, nie są sprzyjające - oznajmił starzec, po czym ukradkiem podał dziewczynie jej różdżkę. - Ufam ci, Amy.
- Dziękuję - wyjąkała czarnowłosa, czując się tak dziwnie, trzymając magiczny patyk w dłoni. Już prawie zapomniała, jakie to uczucie, mieć własną różdżkę.
- Zostaniesz tutaj i będziesz opatrywać rannych, dobrze? Nie chcę nadużywać zaufania pozostałych - dodał dyrektor Hogwartu, a Black przytaknęła. - Idź się pożegnać, zanim znikną.
Amelia pokiwała głową, po czym zaczęła szukać znajomych jen twarzy. Część Zakonu Feniksa już deportowała się do Plymouth, przez co w głowie Amelii pojawiła się mroczna myśl, jakby mogła już ich nigdy więcej nie spotkać. Szybko jednak od siebie odrzuciła te wizję.
Wszystko będzie dobrze, powtarzała w duchu.
- Uważajcie na siebie, proszę - poprosiła bliźniaków Prewett, przytulając ich do siebie.
- Będziemy - zapewnili zgodnie rudowłosi. - Prewettci się nie poddają, pamiętaj. Za kilka miesięcy będziemy się śmiać z tego, że byliśmy tak przestraszeni.
- Nie sądzę.
- Też nie, ale zawsze można mieć nadzieję - mruknął Syriusz, podchodząc do kuzynki.
- Ty też na siebie uważaj - powiedziała szarooka, po czym go przytuliła.
- Nie martw się. Dam sobie radę.
Amelia chyba nigdy nie czuła się tak przerażona, jak w chwili, gdy wszyscy jej bliscy zniknęli, a ona musiała czekać aż z powrotem się pojawią.
Miała nadzieję, że będą cali, zdrowi i co najważniejsze; żywi. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby teraz kogokolwiek stracić. Zdecydowanie nie była na to gotowa i miała pewność, że nigdy nie będzie.
~
Pierwsi ranni czarodzieje zaczęli się pojawiać niecałe pół godziny później. Po ich minach i ranach Black od razu zaczęła się domyślać, że czekali z zejściem z pola walki tak długo, jak mogli.
Black rzucała zaklęcia uzdrawiające, podawała eliksiry i opatrywała rany, starając się nie myśleć o niczym innym niż jej "pacjenci".
- Amy! - rozległ się krzyk Collenn, na którego dźwięk Black od razu naprężyła się, jak struna.
- Jejku, co mu się stało? - zapytała zszokowana szarooka, pomagając blondynce położyć Ethana na prowizorycznym łóżku. Chłopak był cały we krwi, która wypływała z jednej rany na jego brzuchu oraz drugiej na ręce.
- Oberwał zaklęciem - mruknęła płaczliwie Farwell . - A później odrzuciło go na kilkanaście metrów od Bombardy i kiedy do niego dotarłam, był w takim stanie.
- Przynieś mi eliksir słodkiego snu, przeciwbólowy i jeszcze coś na odkażenie - oznajmiała czarnowłosa, odklejając mokrą od krwi koszulkę brązowowłosego od jego brzucha.
- Trzymaj się, Ethan. Proszę, dla Collie - mruknęła Amelia, po czym zaczęła recytować formułki zaklęć uzdrawiających. Wszystko działało jednak za wolno, najprawdopodobniej z powodu jakiejś klątwy, dlatego czarnowłosa zaczęła panikować.
CZYTASZ
Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus Lupin
FanfictionAmelia Black-Prewett to dorosła kobieta, która od zawsze marzyła o posiadaniu prawdziwej rodziny. Często zazdrościła swojemu kuzynowi odwagi, której jej brakowało. Gdy pewnego dnia postanowiła pójść w jego ślady, nie sądziła, że to właśnie dzięki te...