4. Dlaczego nie mogę mieć takiej rodziny?

302 26 4
                                    

Jedną z głównych zalet mieszkania u rodziny Wesley była zdaniem Amelii rodzinna atmosfera. Molly i Artur mieli piątkę dzieci, dlatego w ich domu zawsze było głośno i radośnie.

Dla Amelii, która wychowywała się zupełnie odmiennym miejscu, taka zmiana była dziwna, a jednocześnie bardzo dobra. Odkąd uciekła z domu minął tydzień, ale szatynka wcale nie czuła upływu tego czasu. Całymi dniami starała się pomagać Molly i bawić się z małymi rudzielcami, których już zdążyła polubić.

- Amy, pójdziesz sprawdzić co z chłopcami? - poprosiła Molly, mieszając ciasto w misce. Szatynka bardzo lubiła gotować ze swoją starszą kuzynką. Odkąd zamieszkała u niej razem gotowały, a Molly uczyła ją różnych kulinarnych sztuczek.

Amelia pokiwała głową i ruszyła w stronę korytarza, który prowadził do schodów. Kuchnia była miejscem, które miało w sobie bardzo dużo życia. Pomieszczenie było małe i trochę ciasne, a jego większą część zajmował duży, drewniany stół z krzesłami. Przez okno, z którego rozciągał się widok na ścieżkę prowadzącą do budynku, wpadało światło. Na kominku, który był podłączony do Sieci Fiuu stały różne zdjęcia; większość z nich przedstawiała Molly i Artura wraz z dziećmi, także znajdowały się tam książki kucharskie.

Tym co najbardziej zaintrygowało Amelię w tamtym pomieszczeniu, gdy pierwszy raz je zobaczyła, był zegar wskazujący codzienne obowiązki domowników.

Amelia weszła na schody. Na pierwszym piętrze znajdował się tymczasowy pokój szatynki, na drugim sypialnie Percy'ego oraz bliźniaków, na trzecim pomieszczenia należące do Billa i Charliego, na czwartym sypialnia Molly i Artura, a później już tylko strych.

Cała Nora była bardzo dziwnym, ale przytulnym budynkiem, który trzymał się tylko dzięki magii. Liczne dobudówki jakie musiało wykonać małżeństwo Weasley, przylegały do budowli za sprawą zaklęć. Wszystko to miało jednak swój urok i ogromnie kontrastowało że wcześniejszym domem Amelii.

Szatynka, gdy doszła na trzecie piętro i weszła do pokoju Charliego, z którego krzyki było już słuchać na parterze, przeżyła lekki szok. Po całym pomieszczeniu pomieszczeniu walały się zabawki, figurki smoków, klocki i Merlin wie co jeszcze.

Zielona tapeta w smoki, którą były obklejone wszystkie ściany, została porysowana kredkami, a Amelia za nic w świecie nie mogła dojść do tego, co chciały przedstawić dzieci.

Trzech chłopców stało pośrodku tego bałaganu i patrzyło na Amelię, trzymając w dłoniach jakieś maskotki.

Ośmioletni Bill, sześcioletni Charlie i dwuletni Percy uśmiechali się w stronę szatynki, a ich policzki były zaróżowione od biegu po całym pokoju.

- Co się tu stało? - Amelia wskazała ręką na zabawki, które leżały na podłodze, a chłopcy jak jeden mąż wzruszyli niewinnie ramionami. Ich rude włosy odstawały we wszystkie strony, a ubrania wyglądały jak psu z gardła wyjęte.

- Ciociu, pobaw się z nami! - poprosił Charlie, a Amelia uśmiechnęła się do rudzielca. Dzieci Molly i Artura od pierwszej chwili skradły jej serce. Były urocze, a jednocześnie miały swoje za uszami.

Bill wcisnął szatynce w rękę maskotkę niebieskiego smoka - miała ona duże, wyłupiaste oczy oraz śmieszny, długi, materiałowy język w kolorze czerwieni.

Amelia uśmiechnęła się jeszcze szerzej i dołączyła do zabawy. Razem z małymi Wesleyami bawiła się w wyścigi smoków, dając wygrywać dzieciom, które były bardzo zadowolone ze swojego zwycięstwa.

Bill pomimo tego, że miał osiem lat i był najstarszy z potomstwa Molly, bardzo dobrze się bawił ze swoim rodzeństwem. Największą radość z zabawy miał jednak średni z braci, który z wielką ostrożnością bawił się swoją zabawką, nie chcąc zrobić jej krzywdy.

Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz