Dziewiętnastego stycznia Amelia wstała, mając gorszy humor niż kiedykolwiek. Był to dzień urodzin Marie i po raz pierwszy od sześciu lat czarnowłosa nie mogła go spędzić z przyjaciółką. Przez ten fakt tęsknota Black za Ślizgonkami wzrosła jeszcze bardziej, co, jak myślała Amelia, było niemożliwe.
Brak dobrego humoru oraz małe załamanie nerwowe spowodowały u niej pierwszy od dłuższego czasu wybuch płaczu, którego nijak nie potrafiła opanować. Brak przyjaciółek stał się nie do zniesienia, sprawił, że Amelia czuła się krucha, bezbronna i samotna. Nawet podczas śniadania, na które zeszła po opanowaniu swoich emocji, nie odzywała się prawie w ogóle.
Molly martwiła się o dziewczynę, chciała dowiedzieć się, co było powodem jej paskudnego humoru, a później jej jakoś pomóc. Nie wiedziała tylko jak poruszyć temat. Amelia nie była otwartą dziewczyną, wszystkie żale i smutki trzymała w sobie, zamiast podzielić się nimi z kimkolwiek, kto mógłby ją jakoś pocieszyć, przytulić czy po prostu wysłuchać.
Pani Weasley wiedziała, że najprawdopodobniej było to spowodowane przeszłością Black. Czarnowłosa dorastała w środowisku pełnym zimna i obojętności, a potrzebowała czegoś zupełnie odwrotnego.
- Pójdę się położyć, nie czuję się najlepiej - mruknęła Amelia, po tym jak wszyscy zjedli i posprzątali po śniadaniu. Molly chciała zaprotestować, poprosić ją o to, żeby została i powiedziała o tym co się stało, ale widząc wyraz jej twarzy oraz tak niepasujący do niej obojętny wzrok, nie odezwała się nawet słowem.
~
Ślub Alicji, który nastąpił w lutym był wielkim wydarzeniem. Dziewczyny bardzo przejęły się wszystkim, co wiązało się z tym wydarzeniem, ponieważ Brown jako pierwsza miała wyjść z ich grona panien i stać się panią, otwierając tym samym nowy etap ich przyjaźni.
Wszystko było już zaplanowane i goście powoli zbierali się w małym pałacyku, jaki wynajęła para młoda z okazji tego wielkiego dnia. Śnieg dzięki zaklęciom był rozłożony równomiernie po całym podwórku oraz odgarnięty ze ścieżek, tak, by nie przeszkadzać gościom w wejściu do budynku.
Sala również była już gotowa. Pełno kwiatów stało w wazonach i zdobiło pomieszczenie, tak samo jak małe łańcuszki z koralików, które zwisały gdzieniegdzie z sufitu.
Amelia nie mogła wyjść z podziwu, jak to wszystko się prezentowało. Było idealnie.
- Podoba ci się? - odezwała się Dorcas, która miała za zadanie dopilnować, by wystrój sali wyglądał tak, jak wyglądał.
- Jest ślicznie - zapewniła Amelia, powodując uśmiech zadowolenia u dziewczyny.
- Dziękuję. Molly prosiła, by ci przekazać, że poszła z chłopcami do bawialni dla dzieci. Trzecie drzwi na prawo - powiedziała Meadowes, a Black skinęła głową i udała się w wspomniane prze nią miejsce.
Na korytarzach podłogi były przykryte czerwonymi dywanami, które w połączeniu z białymi tapetami o delikatnym połysku, kryształowymi żyrandolami i wieloma lustrami tworzyły iście królewski efekt, nadając pomieszczeniom przy okazji ogromniej klasy i uroku.
Amelia przeszła przez korytarz jak urzeczona i otworzyła mosiężne drzwi z klamką w kolorze złota.
Styl całego pałacu nie był utrzymany w tym pomieszczeniu. Oprócz dużych okien i tego samego koloru podłogi, nic nie łączyło bawialni z pozostałą częścią. Pełno zabawek leżało na półkach oraz kolorowej wykładzinie, sprawiając, że pomieszczenie wyglądało na bardziej zagracone, niż było w rzeczywistości.
- Ciocia, chodź, zobacz, jakie tutaj są zabawki! - krzyknął radośnie Charlie, gdy tylko zauważył Amelię.
Black podeszła do rudowłosego chłopczyka ubranego w szary garnitur z czerwoną muchą i dokładniej przyjrzała się pluszakom, jakie siedziały na małych drewnianych krzesełkach.
Zamiast smoków, hipogryfów oraz innych magicznych zwierząt zabawki były typowe dla mugoli. Misie, lalki oraz klocki również były spotykane u dzieci z świata magii, jednak nie cieszyły się tak dużą popularnością, jak choćby ruchome figurki zawodników Quidditcha.
- Dziwne są, prawda? - zapytał rudowłosy. - Wolę moje smoki.
- Och, Charlie, a czy istnieje coś lepszego niż smoki? - zapytała rozbawiona Molly, a chłopak gwałtownie zaprzeczył. Gdy tylko Amelia przyjechała do Nory, zauważyła, że drugi syn Weasleyów uwielbiał te stworzenia i chciał wiedzieć o nich jak najwięcej. Black czytała mu o nich bajki częściej niż podręcznik od astronomii w Hogwarcie, co było prawdziwym wyczynem.
- Chodźcie do sali, zaraz się zacznie. - Do pomieszczenia zajrzała Lily, a dzieciaki z niechęcią oderwały się od zabawek. Bill mimo że był najstarszy, nie znał za dobrze Alicji ani Franka, a nawet gdyby znał, wolałby zostać i móc się bawić tym co oderwał pałac.
W sali ślubnej, która znajdowała się obok weselnej, zgromadził się prawdziwy tłum. Wszyscy zaufani członkowie Zakonu Feniksa, przyjaciele i rodzina narzeczonych czekała, aż powiedzą sobie to sakramentalne tak i połączą swoje rodziny w jedno.
Frank prezentował się naprawdę wyśmienicie w idealnie skrojonym garniturze, który pomogła mu wybrać Marlene. Longbottom stał przy ołtarzu i czekał na pojawienie się jego ukochanej.
Takie sceny zwykle rozczulały Amelię w romansach, która jako, że nigdy sama nie przeżyła tego typu miłości, przeżywała to wszystko jeszcze mocniej.
Rozległ się dźwięk pianina, a do pomieszczenia weszła wyglądająca jak milion galeonów Alicja ze swoim ojcem. Kilka pasm jej włosów było spiętych z tyłu głowy, razem z długim welonem, który kończył się za sukienką. Suknia jeszcze Brown była dokładnie taka, jak sobie wymarzyła, z butiku nieco dziwacznej staruszki.
Podczas składania przez parę młodą przysięg, Amy nie mogła powstrzymać łez. Wiedziała, że życie jakie czekało Longbottomów było pełne miłości, a obietnice, które złożyli, zostaną dotrzymane, choćby niewiadomo co.
- Chusteczkę? - zaproponował Remus, gdy para młoda starała się przejść do sali weselnej, a za nią cały tłum.
- Tak, dziękuję - mruknęła Amelia, wycierając łzy z policzków. W duchu dziękowała Marlene za to, iż gdy ją malowała, użyła wodoodpornych kosmetyków, bo inaczej zapewne wyglądałaby jak straszydło.
- Ładnie wyglądasz - mruknął Lupin, chcąc jakoś podtrzymać rozmowę. Po raz kolejny czuł się potrzebę, by pomóc Amelii i upewnić się, żeby po raz kolejny nie została sama. W końcu samotność była najgorszą rzeczą, jaka mogła spotkać człowieka. Tym bardziej w czasach wojny.
- Dziękuję. - Czarnowłosa uśmiechnęła się delikatnie i poprawiła ułożenie swojej sukienki, którą dostała na święta. Może i nie prezentowała się tak pięknie jak pozostałe dziewczyny, ale i tak wyglądała naprawdę nieźle.
- Zatańczysz, ciociu? - zapytał Charlie, podchodząc do Black, gdy inne pary wirowały na parkiecie, a impreza powoli zaczęła się rozkręcać.
Amelia przeprosiła Remusa i poszła z rudowłosym, by razem potańczyć, co w przypadku Charliego bardziej przypominało wymachiwanie rękami niż cokolwiek innego.
- Lubisz ją? - zapytał Fabian, stając obok Remusa, który obserwował tę scenę z rozbawieniem. Z drugiej strony chłopaka stanął Gideon, przez co Lupin poczuł się trochę tak, jakby miał jakąś obstawę.
- Tak, a wy nie? - zdziwił się, na co rudowłosi parsknęli śmiechem. Remus posłał im zdezorientowane spojrzenie, po czym przeprosił i udał się w stronę Lily, by z nią porozmawiać.
Bliźniacy jednak dalej stali w tym miejscu, co wcześniej i z głupimi uśmiechami spoglądali to na Amelię, która tańczyła aktualnie z Billem, to na udającego, że wcale nie widzi ich wzroku Lupina.
- Wiesz co, Gideon - odezwał się młodszy z braci, mając na twarzy znaczący uśmiech, a w oczach psotne ogniki.
- Wiem co, Fabian.
CZYTASZ
Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus Lupin
FanficAmelia Black-Prewett to dorosła kobieta, która od zawsze marzyła o posiadaniu prawdziwej rodziny. Często zazdrościła swojemu kuzynowi odwagi, której jej brakowało. Gdy pewnego dnia postanowiła pójść w jego ślady, nie sądziła, że to właśnie dzięki te...