Po ciężkiej nocy podczas, której Amelia starała się pomóc poszkodowanym członkom Zakonu jak najbardziej mogła, szatynka nie potrafiła zasnąć. W jej głowie panowała gonitwa myśli, a czarne scenariusze jakie natarczywie pojawiały się jej przed oczami, przyprawiały ją o ciarki.
Może to było dziwne, ale Amelia nie chciała, by zarówno po stronie Zakonu jak i Śmierciożerców ginęli czarodzieje. Poplecznicy Voldemorta byli jej rodziną, a Amelia chociaż bardzo się starała nie potrafiła znienawidzić swojej mamy, ciotek czy wujków.
Z drugiej strony barykady były natomiast osoby, które popierały tą samą sprawę co ona. Walczyły o dobro, tolerancję i równość. Taka idea przemawiała do Amelii, więc szatynka nie chciała, by ktokolwiek o szlachetnych zamiarach ginął.
Przy śniadaniu dorośli ograniczyli rozmowy do minimum. Amelia siedziała cicho i karmiła Percy'ego, aby Molly mogła zjeść w spokoju. Syriusz, Dorcas i Fabian leżeli w łóżkach, dalej odpoczywając po ciężkiej nocy.
- Wiecie co z Jamesem, Peterem, Remusem i Larisą? - zapytał w końcu Artur, by przerwać niezręczną i pełną napięcia ciszę jaka panowała. Osiągnął jednak przeciwny efekt, ponieważ gdy Aelin pokręciła przecząco głową, atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała.
- Jedz ładnie, Percy - westchnęła ciężko Amelia, gdy chłopczyk wypluł z buzi połowę zawartości łyżeczki. Szatynka nie miała dzisiaj siły na zabawę z dziećmi Molly. Zmęczenie jakie jej towarzyszyło po bezsennej nocy oraz myśli jakie pojawiały się w jej głowie męczyły ją - zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Po śniadaniu Amelia poszła sprawdzić jak się mają Fabian, Dorcas i Syriusz. Szatynka wymieniła im opatrunki na nowe i podała eliksiry wzmacniające, których Molly miała pod dostatkiem.
- Dziękuję - powiedziała słabo Dorcas. - Za wczoraj i za dzisiaj. Gdyby nie twoja pomoc, mogłoby mnie już tutaj nie być.
- Nie zrobiłam nic wielkiego - mruknęła lekko zawstydzona Amelia. Nie przywykła do tego, że ktoś ją o coś prosił, za coś dziękował bądź przepraszał. W środowisku w jakim się wychowywała, raczej nikt nie używał takich słów. Wszyscy wiedzieli co należy do ich obowiązków i po prostu to robili, nie licząc na wdzięczność innych.
- Amy... - zaczęła Meadowes, ale musiała przerwać przez atak kaszlu. - Nie wiem, co mam o tobie myśleć. Wydajesz się miła i chcę wierzyć, że taka jesteś. Pomogłaś mi wczoraj, więc jestem ci wdzięczna. Zdobyłaś jakąś namiastkę mojego zaufania i liczę, że tego nie zmarnujesz. Jeśli naprawdę jesteś taka jak teraz i niczego nie udajesz, to możesz być pewna, że w przyszłości zostaniemy przyjaciółkami.
Amelia poczuła sympatię do Dorcas. Brunetka wierzyła w jej dobro co, dodało skrzydeł Black. Oczywiście, że wiedziała, iż nie zyska zaufania wszystkich od początku, ale szatynka w życiu nie spodziewała się takich słów.
- Prześpij się, a ja pójdę sprawdzić co z Syriuszem - powiedziała Amelia i gdy zabrała wszystkie rzeczy, które były jej potrzebne, - eliksiry, opatrunki - wyszła z pokoju.
Syriusz i Fabian leżeli w drugim pokoju gościnnym, w którym Molly wyczarowała wczoraj trzy łóżka. W pomieszczeniu oprócz Blacka i Prewetta znajdowali się jeszcze Gideon oraz Aelin. Brunetka krążyła nerwowo po pokoju, bawiąc się różdżką. Reeves w porównaniu z wczoraj wyglądała dużo lepiej, rany jakie odniosła podczas bitwy, na szczęście były tylko powierzchowne i w większości już się zagoiły.
- Jak się czujecie? - zapytała Amelia, wchodząc do pomieszczenia. Aelin zatrzymała się w miejscu słysząc głos dziewczyny, a Fabian uśmiechnął się lekko w jej stronę.
- Lepiej - powiedział Prewett, a Amelia podeszła do niego by sprawdzić co z jego ranami oraz złamaną ręką. Black z uwagą przyjrzała się siniakom, zadrapaniom i skaleczeniom Fabiana, po czym wyciągnęła zielony pojemniczek z kieszeni.
- Mów kiedy będzie boleć - oznajmiła, delikatnie wsmarowując maść w skórę rudzielca. Miała ona właściwości uśmierzające ból oraz przyspieszające leczenie, przez co w kilka dni Fabian mógłby wrócić już do pełnego zdrowia.
- Wszystkie arystokratki mają taką wiedzę o medycynie jak ty? - zapytał Gideon, chcąc przerwać ciszę jaka panowała w pomieszczeniu. Amelia lekko skrzywiła się na określenie ,,arystokratka”. Nie przepadała za tym, gdy ktoś ją tak nazywał. Czuła się wtedy jak czarodziejka bez jakichkolwiek innych zalet niż dobry rodowód i czysta krew. Wolała już nawet by nazywano ją Krukonką, bo chociaż nie zachowywała się jak stereotyp takiej uczennicy, to członkowie domu Roweny przynajmniej coś sobą reprezentowali.
- Jak byłam młodsza to chciałam iść na kursy, by w przyszłości zostać uzdrowicielką, ale mojej mamie nie spodobał się ten pomysł. Poza tym ostatniego lata pomagałam kilku rannym Śmierciożercom, którzy ucierpieli w atakach. Przez to między innymi znam ich mocne i słabe strony, ale to już tylko taki szczegół.
Amelia dobrze pamiętała tamten czas. Swoje poprzednie wakacje prawie w całości spędziła w dworze Millerów, gdzie w jednej z większych sal zostało stworzone coś na wzór szpitala. W tamtym okresie Black starała się pomagać wrócić do zdrowia swoim krewnym i przyjaciołom, ale już wtedy wiedziała, że nie ponieważ sprawy w jakiej walczyli.
- Skończyłam. Postaraj się teraz za bardzo nie ruszać, żeby maść mogła się dobrze wchłonąć - powiedziała Amelia i podeszła niepewnie do Syriusza. O ile przy Weasleyach czy bliźniakach szatynka czuła się komfortowo, o tyle przy Syriuszu analizowała każde słowo przed wypowiedzeniem go na głos. Wiedziała, że Black nie ufa jej, a już na pewno nie wiedzy w jej dobrą stronę.
Amelia wyczuwała to w jego zachowaniu. Zawsze, gdy wchodziła do pomieszczenia, w którym on przebywał, jego wzrok się wyostrzał, a mięśnie napinały. Szatynce było przykro z tego powodu, ale starała się być dzielna i radzić sobie z tą sytuacją.
- Możesz odwrócić się na brzuch, bym mogła obejrzeć twoje plecy? - poprosiła Amelia, a Syriusz z trudem przewrócił się na drugą stronę.
Jak się wczoraj okazało Balck oberwał jakąś klątwą między łopatki, przez co całe jego plecy były pokryte ranami. Jedne były dłuższe, inne krótsze, ale wszystkie sprawiały mu taki sam ból.
- Nie wygląda to dobrze - oznajmiła Amelia, czując się lekko rozczarowana. Liczyła, że to, co zrobiła wczoraj jakoś pomoże jej kuzynowi, ale eliksiry tylko lekko uśmierzyły ból, a mazidła jakie zastosowała nie przyniosły efektów.
Aelin stanęła za plecami szatynki i nerwowo spoglądając na jej poczynania, zaczęła tupać nogą. Reeves bardzo martwiła się o swoich przyjaciół, a świadomość tego, że nie wie co się dzieje z Peterem, Remusem, Larisą i Jamesem, powodowała w niej ogromną złość i smutek.
- Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić - mruknęła zawiedzona Amelia, a Aelin wyszczerzyła na nią oczy. - Musiałeś dostać jakąś konkretną klątwą. Nie mam pojęcia co można z tym zrobić, moja wiedza nie jest na tak zaawansowanym poziomie.
Syriusz skrzywił się, gdy Amelia dotknęła szmatką jego pleców w celu oczyszczenia ich z krwi i maści, która nie zdążyła się wchłonąć.
- Przepraszam - powiedziała zawstydzona dziewczyna tak cicho, że tylko Syriusz ją usłyszał.
- To co teraz możemy z tym zrobić? - zapytała Aelin, wskazując na plecy Blacka.
- Nie macie ani jednego zaufanego uzdrowiciela? Zastanówcie się, może jest ktoś, kto może mu pomóc - powiedziała Amelia, a Reeves zamyśliła się.
- A może profesor Dumbledore kogoś zna? - zapytał Fabian, po piętnastu minutach ciszy.
Wojna była okropna, nie oszczędzała nikogo. I właśnie takie sytuacje, chwile kiedy nie można było pomóc swoim bliskim, najbardziej smuciły Amelię.
CZYTASZ
Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus Lupin
FanfictionAmelia Black-Prewett to dorosła kobieta, która od zawsze marzyła o posiadaniu prawdziwej rodziny. Często zazdrościła swojemu kuzynowi odwagi, której jej brakowało. Gdy pewnego dnia postanowiła pójść w jego ślady, nie sądziła, że to właśnie dzięki te...