- Hej.
Amelia odwróciła się w stronę głosu, który dobiegał zza jej placów i uśmiechnęła się radośnie w stronę Remusa. Jego jasnobrązowe włosy były starannie uczesane, a zielone oczy patrzyły na Amelię z ufnością. Mężczyzna usiadł obok niej na macie, uważając na zabawki dzieci Molly.
- Cześć - mruknęła niepewnie Amelia, odwracając wzrok od Lupina. Nie znała go za dobrze, właściwie chyba nigdy nie zamieniła z nim więcej niż kilku zdań.
Remus spojrzał na swoje ręce, nie wiedząc co powiedzieć. To samo z resztą zrobiła Amelia, czując jak atmosfera z każdą chwilą staje się coraz bardziej zawstydzająca.
- Jak ci się podoba u Molly? - odezwał się po dłuższej chwili Lupin, chcąc przerwać tę niezręczną ciszę, jaką zapanowała.
- Jest cudownie. Ona i Artur są dla mnie bardzo mili - powiedziała Amelia, machając jakąś zabawką przed oczami George'a. Zawstydzająca atmosfera powróciła i to z podwójną siłą. - A co u ciebie? Pracujesz?
- Nie, przez wojnę strasznie trudno o dobrą pracę, a obowiązki w Zakonie pochłaniają większość mojego czasu.
Mały George ślinił swoją maskotkę, przysłuchując się drętwej i pełniej niezręczności rozmowie. Remus w tym momencie trochę żałował, że w ogóle podszedł do Black. Bardzo jej współczuł i widząc, że żadni dorośli nie chcą z nią rozmawiać, a ona jest zmuszona na towarzystwo dzieci, odruchowo do niej podszedł.
Wiedział, jak to jest czuć się wykluczonym i samotnym. Bać się o wszystkich, ukrywać siebie ze strachu. Chciał jej pomóc oswoić się z otoczeniem, ale nie przewidział tego, że rozmowa będzie, aż tak niezręczna.
- Ciociu - do Amelii przybiegli zdyszani Percy i Charlie. Ich policzki były czerwone od biegania, a klatki piersiowe unosiły się szybko.
- Mama was zabije jak to zobaczy - powiedziałam Amelia, zauważając, że ubrania rudowłosych są brudne od trawy i ziemi. - Chodźcie się szybko przebrać. Zajmiesz się na chwilę George'm?
Remus pokiwał głową, a chwilę później Amelia zniknęła razem z chłopcami z jego pola widzenia.
- Jak się czujesz, Remus? - zapytała Larisa, siadając obok przyjaciela.
- Dobrze. Gdzie James?
- Nie wiem, chyba poszedł gdzieś z Syriuszem. Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej - mruknęła Evans, zauważając, że Lunatyk jest dziwnie zamyślony.
- Za kilka dni jest pełnia - wyjaśnił, a Lara pokiwała głową. Rudowłosa martwiła się o Lupina, a on naprawdę doceniał jej troskę.
- Luniek, wszędzie cię szukałem! - do przyjaciół podszedł dziwnie szczęśliwy Syriusz. - Molly woła was na torta.
Larisa wzięła George'a na ręce i razem z przyjaciółmi udała się w stronę stołu, gdzie zebrali się wszyscy goście. Przebrani już Percy i Charlie stali obok swoich rodziców, a Bill rozmawiał o czymś z Amelią, ciesząc się tym, że ciotka Muriel dała mu i jego policzkom odpocząć.
Po zaśpiewaniu jubilatowi ,,Sto lat” oraz zdmuchnieciu przez Percy'ego świeczek (czemu towarzyszyły brawa) goście otrzymali po kawałku tortu i rozeszli się z powrotem po całym ogrodzie.
Larisa oraz James bawili się z Fredem i George'm, od czasu do czasu wymieniając kilka słów między sobą.
- Chcę zaprosić do nas Amelię, gdy wszystko będzie już gotowe - oznajmiła w pewnym momencie Evans, a okulranik spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Czuje się samotna, widać to po niej. Nie wie jak ma się zachowywać, bo boi się, że popełnił jakiś błąd. Zaprośmy ją do nas, chociaż na jedno popołudnie, by się lepiej poznać.
James przeniósł swój wzrok na Amelię. Black uśmiechała się niezręcznie w stronę jakiegoś starszego mężczyzny, z którym rozmawiała. Jej ruchy były niepewne, a ona sama wyglądała na trochę przerażoną tym, co się wokół niej dzieje. Potter już wcześniej zauważył to jak czarnowłosa kontrastowała z otoczeniem. Wszyscy się uśmiechali i czuli swobodnie, jedynie ona ciągle przejmowała się tym co robi.
- Moody na pewno nie pozwoli się jej przemieszczać. To i tak cud, że nie ingeruje w sprawy, które ją dotyczą. Wiesz, jaki on jest.
- Ale to Dumbledore jest naszym przywódcą, a on w nią wierzy. Zobacz, ile razy się mylił. Pamiętasz, żeby kiedykolwiek źle kogoś ocenił? Bo ja nie - mruknęła Larisa, a James zmarszczył brwi. Ufał dyrektorowi Hogwartu, ale Amelii już niekoniecznie. Dziewczyna była jak na razie miła, ale to mogło się przecież zmienić w najbliższej przyszłości.
- Dalej maltretujesz syna mojej siostry, Lars? - zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha Fabian, siadając obok przyjaciół.
- George, powiedz swojemu wujkowi, że nie wolno żartować z cioci - powiedziała w stronę maluszka Larisa.
- Merlinie, jak ta kobieta mnie irytuje! Po co ona w ogóle została zaproszona? Impreza byłaby milion razy lepsza bez niej - wściekła jak osa Aelin usiadła obok Fabiana, patrząc bykiem w stronę stołu, przy którym siedziała Muriel.
- Czyżby moja najdroższa ciociunia Muriel raczyła z tobą porozmawiać? - zapytał Fabian, a Aelin przeniosła na niego swój wściekły wzrok. Jej brązowe oczy ciskały gromy, ale Prewett zdawał się tym nie przejmować.
- Stwierdziła, że mam krzywy nos i włosy w kolorze błota - Larisa, James i Fabian parsknęli śmiechem, na słowa Reeves, a ta spojrzała na nich z oburzeniem. - Szkoda, że nikt jej nie powiedział, jak ona wygląda! Jej makijaż wygląda jak u klauna z cyrku, a ubrania, aż proszą o powrót do średniowiecza!
~
Przyjęcie powoli dobiegało końca. Część gości wróciła już do swoich domów, a inni zbierali się by uczynić to samo. Amelia pomagała Molly w zbieraniu brudnych naczyń i noszeniu ich do kuchni, gdzie czyściła je zaczarowana, dwustronna gąbka.
- Ciociu! - do salonu, przez który przechodziła Black, wbiegł niczym torpeda Charlie. Rudzielec schował się za plecami czarnowłosej, uśmiechając się szeroko. - Bill mnie goni.
I jak na zawołanie w pomieszczeniu pojawił się najstarszy syn Molly, który od razu zauważył brata i zaczął go gonić. Chłopcy biegali po pokoju, skacząc z jednej sofy na drugą i wywracając wszystkie poduszki.
Amelia parsknęła na ten widok śmiechem i radośnie wróciła do pracy. Dzieci Molly sprawiały, że jakaś część jej, ta dobra i pragnąca rodziny, była szczęśliwa i pełna nadziei.
- Już wszystko jest zebrane, Amy - powiedział Artur, trzymając na swoich rękach śpiącego Percy'ego. - Idę go położyć na górę, a wy, chłopcy, macie czas operacyjny dziesięć minut i widzę was w łóżkach.
Bill i Charlie pobiegli na górę, a Artur ruszył zaraz za nimi. Amelia wyszła jeszcze na dwór, gdzie Molly żegnała się z ostatnimi gośćmi - Fabianem oraz Gideonem. Bliźniacy zostali trochę dłużej niż wszyscy, ponieważ pomagali w sprzątaniu i składaniu namiotu, a później pobawili się trochę z chłopcami.
- Uważajcie na siebie i wyślijcie Patronusa jak już będziecie na miejscu - rudowłosa przytuliła swoich braci, a chwilę później ci teleportowali się do swojego domu.
Wieczorem, gdy wszystkie dzieci i Arur już spali, kobiety siedziały w salonie, popijając herbatę o smaku malinowym.
- Percy ma już dwa lata, ale ten czas leci - mruknęła w pewnym momencie Molly, uśmiechając się pod nosem. - Z resztą przekonasz się jak będziesz miała własne dzieci. Ledwo się urodzą, a już będą biegać między stołami.
Amelia uśmiechnęła się. Własne dzieci i rodzina to były jej skryte marzenia, o których starała się nie myśleć za często. Wszakże, dopiero uciekła od matki, Śmierciożerców i strachu w jakim żyła odkąd pamiętała.
CZYTASZ
Dlaczego jesteśmy zawsze czyści? • Remus Lupin
FanficAmelia Black-Prewett to dorosła kobieta, która od zawsze marzyła o posiadaniu prawdziwej rodziny. Często zazdrościła swojemu kuzynowi odwagi, której jej brakowało. Gdy pewnego dnia postanowiła pójść w jego ślady, nie sądziła, że to właśnie dzięki te...