Osiemnaście

14 4 0
                                    

:)

Przekręcałam się z boku na bok. Nie mogłam spać. To wszystko co wydarzyło się za dnia było... ciężkie, naprawdę ciężkie a moja głowa nie potrafiła tego wytrzymać, ale mino tego i tak cały czas myślałam o tym co pod wypływem emocji powiedział mi Vincent i o tym czego dowiedziałam się w moim świecie.

Przekręciłam się ponownie, tym razem na plecy i głęboko westchnęłam. Moje dłonie powędrowały w stronę włosów i mocno za nie targnęły chcąc ulokować to dziwne uczucie, które spowodowała bezsenność.

Biedny Vincent, chłopak przeżył tak wiele... On nie powinien mi tego mówić, ale jednak to zrobił. Postąpił dokładnie tak samo jak ja, w dniu, w którym pod wypływem emocji zwierzyłam się Toniemu. Chyba oboje potrzebowaliśmy upustu emocji, chcąc zaznać chociaż na chwilę trochę tej pieprzonej ulgi.

Po ostatniej rozmowie z chłopakiem poczułam coś dziwnego, coś co mówiło mi, że pod pewnym względem jesteśmy do siebie podobni - a ten fakt powinien nas łączyć, a nie rozdzielać. Cały czas w głowie, echem, słyszałam jego słowa, jego skrępowany i smutny głos podczas opowiadania o swoim życiu. Z każdą kolejną minutą wiedziałam, że nasza dwójka nie powinna toczyć wojny, a mieć pokój, ponieważ wojną zniszczylibyśmy siebie nawzajem, a oboje tego nie chcieliśmy, ale mimo to nieświadomie do tego dążyliśmy.

Vincent był zniszczony, a jedyne czego pragnął to życia - bez zmian i spokoju. Rozumiałam to.

Natomiast ja chciałam tylko szczęścia i niczego innego... ponieważ gdybym była szczęśliwa, wiedziałabym, że jestem wolna. Wolna od wszystkich negatywnych uczuć, wolna od wszystkiego. Tylko ja i szczęście.

-Kurwa - syknęłam.

Podniosłam się gwałtownie do siadu. Wiedziałam już, że nici z jakiegokolwiek snu. Mówiąc szczerze, nawet nie czułam się zmęczona, mino tego, że powinnam.

Przetarłam swoimi dłońmi oczy, a następnie wyskoczyłam z łóżka. Podeszłam do okna i wyjrzałam za zasłonę. Pełny księżyc świecił wysoko na niebie, a jego położenie wskazywało na drugą w nocy. Niebo było bezchmurne dzięki czemu gwiazdy mogły dać niezły popis przed publicznością. Ten widok wyglądał tak spokojnie... kojarzył mi się z z dzieciństwem, kiedy to w niektórych bajkach na dobranoc widziało lub wyobrażało się to wyidealizowane nocne niebo sygnalizujące o porze w której powinno się spać, aby uzupełnić tą wizję brakowało pojedynczych spadających gwiazd i rakiety lecącej w kosmos. Wtedy wyglądałoby to zupełnie tak, jak za każdym razem wyobrażała sobie moja głowa.

Wyszłam z pokoju, a następnie zwinnym krokiem z zamku. Choć noc była niebiezpieczną porą na przewietrzenie mózgu to wiedziałam, że na terenie pałacu mi nic nie grozi, a nawet jeśli to żyłam zawzięcie w takiej nadziei.

Chłodne powietrze uderzyło mocno w moje gołe ramiona i kostki. Byłam sobie wdzięczna za to, że tej nocy zdecydowałam się ubrać dłuższą koszulę nocną, a na dodatek bawełnianą.

Usiadłam na schodach wejściowych i zaciągnęłam się powietrzem. Czułam jak przyjemnie i aksamitnie wypełnia moje płuca, sprawiając, że czuje się znacznie lepiej.

Moja głowa przez dostatek świeżego tlenu, również zaczęła czuć się dobrze. Moje myśli na chwile przestały dudnić w mojej głowie, a ja mogłam skupić się na tym, aby ochłonąć.

MeadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz