Dwadzieścia trzy

15 4 0
                                    

:)

Więc zrobiłam to o co poprosił mnie Rooth. Wyszłam z zamku i skierowałam się prosto w stronę Vincenta, który jak zauważyłam z daleka grzebał patykiem w piaszczystej ścieżce.

Wyglądał jak dziecko, które jest odklejone od rzeczywistości i ignorując otaczający go świat po prostu rysuje coś na piaszczystej ścieżce.

Żyjąc w swoim świecie.

-Hej - powiedziałam gdy byłam już blisko niego, zwracając tym samym na siebie jego uwagę.

Chłopak szybko odrzucił patyk w wysoką trawę i zaczął zamazywać butem to co wydłubał w piasku.

-Hej - odpowiedział, równomiernie z tym jak wyszłam za bramę.

Uśmiechnęłam się do niego ponuro. Nie był w humorze, zupełnie tak samo jak ja.

-Więc? - Zapytałam. -W czym mam Ci pomóc?

Chłopak zaczął maszerować, bardzo szybko, przez co ledwo za nim nadążałam, byłam kilka kroków za nim. Próbowałam go dogonić, by iść z nim ramię w ramię, ale na marne.

-Cóż - zaczął - dostaliśmy wezwanie o skumulowaniu się przeciwników na łące za wioską.

-Brzmi jak wyzwanie.

-Brzmi jak obowiązek - zauważyłam jak chłopak kiwa zażenowany głową, miałam wrażenie, że średnio przepada za moim towarzystwem, mimo to, ja go lubiłam.

Polubiłam od czasu, gdy poznałam o nim prawdę. Potrzebowałam ją poznać, by móc zrozumieć dlaczego taki jest. Zrozumiałam.

-Bo widzisz Vivien, wszyscy którzy należą do Gwardii Królowej złożyli przysięgę, że zawsze będą walczyć o dobro naszej ojczyzny, nieważne co.

-Dlaczego do niej wstąpiłeś? - Zapytałam.

-Ja, Florence i Tony zrobiliśmy to z tego samego powodu. - Zatrzymał się nagle, dzięki czemu mogłam go dogonić, a kiedy to zrobiłam i stałam tuż obok niego, chłopak złapał ze mną kontakt wzrokowy i powiedział: - Wszyscy zostaliśmy skrzywdzeni, a przez to przeszliśmy coś w stylu wewnętrznej przemiany, dzięki czemu urodziło się w nas poczucie potrzeby pomocy innym, bo nikt nie pomógł nam.

To brzmiało zupełnie jak zdanie o mnie. Kurwa, jak ja pasuje do tych ludzi... dlaczego nie mogłam trafić na nich wcześniej?!

-Rozumiem. - Uśmiechnęłam się ponuro.

-Tony był odmieńcem - zaczął ponownie iść i ponownie opowiadać. -Moją historię już znasz, natomiast Florence, cóż... nie mogę Ci tego powiedzieć, na tym polega zasada zaufania.

-W takim razie dlaczego powiedziałeś mi o Tonym? - Zmarszczyłam brwi, no bo skąd chłopak mógłby mieć pewność, że ja już o tym wiem?

-Powiedział mi, że wyznał Ci jaka jest prawda, wydaje mi się, że dobrze zrobił mówiąc Ci o tym.

-Dlaczego?

-Jesteś godna zaufania, księżniczko. - Popatrzył na mnie przez swoje ramię, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.

Ale później, po jakimś czasie zaczęło mi coś nie grać.

MeadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz