Dwadziescia dwa

11 4 0
                                    

:)

Od tego niefortunnego poranka minęło ponad dwadzieścia cztery godziny, ale mówiąc szczerze, nie wiem dokładnie ile.

Wiem tylko tyle, że słońce zdażyło zajść i ponownie się pojawić.

W tamtym dniu poszło wszystko nie tak jak powinno pójść...

Spacerowałam sobie po ogrodach zamku, były takie śliczne, a atmosfera, która od nich biła - uspokajała mnie.

Dookoła było kolorowo. Głównie dominowała żywa zieleń, ale poza nią było mnóstwo różu, czerwieni, żółci... gdzieniegdzie rzucał się niebieski i fioletowy oraz biały. Wszędzie rosły najróżniejsze kwiaty. Żywopłoty były pięknie zadbane. W tle było słychać dźwięk wody, wesoło chlupiącej w fontannie znajdującej się w samym centrum tajemniczego ogrodu, w którym teoretycznie miały zamieszkiwać wróżki.

I choć zdążyłam poznać już dwie, które cały czas grasują w środku zamku pomagając wszystkim, tak tutaj, w oczy nie rzuciła mi się jeszcze żadna.

Ale wtedy nie było miejsca w mojej głowie na to, aby zastanawiać się gdzie podziały się te istoty.

Cały czas zaprzątałam ją sobie poprzednim dniem. Tak cholernie ciężkim dniem...

Moja głowa na okrągło odtwarzała widok nieprzytomnej Florence, złego Harrego i Toniego, który tamtego dnia oberwał najbardziej.

Zranił przyjaciółkę. Popełnił ten sam błąd, przez którego niegdyś zostawiła go osoba, na której mu zależało. Została mu wytknięta wada, która nie jest zależna od niego, zostało mu wytknięte to, że jest odmieńcem. A przede wszystkim odebrano mu moce.

Kiedy ja wraz z chłopakiem staliśmy nieruchomi w tym samym miejscu, patrząc jak dwójka ze strażników podążają w naszą stronę, chłopak złapał mnie za rękę, a wtedy ja poczułam jak się bał.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że to dzięki moim mocom potrafiłam tak intensywnie odczuć jego emocje, ale były tak silne, że na nowo poczułam się słabo, a że nie chciałam mdleć - tak jak za każdym razem gdy odczuwam kogoś emocje, puściłam jego dłoń praktycznie natychmiast.

Z perspektywy czasu, zrozumiałam, że mógł zostać urażony tym czynem. On chciał abym go wsparła.

Wtedy podeszła do nas straż, najpierw ukłonili się przede mną nisko, a później zwrócili się ku chłopakowi. Najpierw zaczęli przywracać mu jakieś punkty ich prawa, a następnie jeden z mężczyzn przyłożył jakąś małą przezroczystą rurkę, która wyglądała jak słomka, do jego klatki piersiowej. To urządzenie na końcu zakończone było jakąś fiolką, która przypominała fiolkę drogich perfum.

Chciałam jakoś zaprotestować, ale kiedy tylko przełamałam strach całym tym wydarzeniem, oni zaczęli działać.

Ten sam mężczyzna zaczął recytować jakieś słowa, a jakaś kolorowa barwa wypływała z klatki piersiowej chłopaka i przez tą pieprzoną rurkę wlatywała do tej fiolki.

Pamiętam jak zakryłam usta i kręciłam głową, próbując wbić sobie do łba, że to nie jest prawda. Ale była. Niestety.

To coś, co wypływało z jego ciała, mieniło się na mnóstwo kolorów, nie wyglądało to na ciecz, ale nie było też w żadnym stopniu ciałem stałym. To było niczym jego „druga dusza", która gdy tylko została z niego wyssana, zaczęła spokojnie spoczywać w tym dziwnym flakoniku.

MeadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz